Reklama

Gisdol jak Wójcik, leniwy Alonso i bezjajeczny Wolfsburg

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

21 listopada 2016, 12:47 • 5 min czytania 0 komentarzy

Dwa zwycięstwa ligowe w ostatnich sześciu meczach. Tak słabej serii Bayern nie miał prawdopodobnie od jakichś kilku lat, bo ciężko wskazać podobnej skali marazm za czasów, gdy opiekunem był jeszcze Pep Guardiola, a i przecież mistrzowski sezon Juppa Heynckesa był pasmem triumfów. Nic więc dziwnego, że niemieckie media biją na alarm publicznie poszukując i osądzając winnych takiego stanu rzeczy. Na pierwszy ogień idzie między innymi Xabi Alonso, który, co tu dużo gadać, od dawna sprawia już wrażenie piłkarza, który jest po drugiej stronie rzeki.

Gisdol jak Wójcik, leniwy Alonso i bezjajeczny Wolfsburg

Tak po prawdzie, to ciężko wskazać moment tego sezonu, w którym monachijczycy byli w wysokiej formie. Owszem, zdarzały im się dobre mecze, na inaugurację zdemolowali przecież Werder 6:0, ale dość powiedzieć, że już w połowie września męczyli się choćby z HSV, które do dziś nie potrafiło wygrać meczu. Z czasem jednak kłopoty zaczęło im sprawiać nawet regularne punktowanie – remisy z Koeln, Eintrachtem czy Hoffenheim tylko potwierdzały, że przejęcie drużyny po Pepie Guardioli to nie jest łatwa sztuka.

W optymalnej formie na pewno nie jest Thomas Mueller, który w tym sezonie nie zdobył nawet gola. Błędy zdarza się popełniać obrońcom, nie błyszczą skrzydłowi, ale najwięcej problemów Bayernu generowanych jest chyba ze środka pola. Praktycznie jedynym, który trzyma poziom jest Arturo Vidal, ale ten znowuż ma problemy zdrowotne. Kiedy jednak na boisku się meldował, to gra podopiecznych Carlo Ancelottiego znacznie się poprawiała – tak było na przykład w starciu Schalke, kiedy Bawarczycy długo nie potrafili skonstruować sensownej akcji, a dopiero wejściem Chilijczyka zdołali wypracować inicjatywę w środku pola i przepchnąć się pod bramkę rywala.

Nie da się jednak ukryć tego, że najmniej użytecznym elementem jest w tej chwili Xabi Alonso. Za kadencji Guardioli, Hiszpan potrafił jeszcze maskować swoje braki, bo i pozwalał mu na to styl gry ówczesnego Bayernu. Teraz, gdy więcej jest dynamicznych akcji, zmian tempa, a od zawodników wymaga się mobilnego pokonywania przestrzeni, 34-latek ciągle jest ten krok, dwa za rywalem. Gubi krycie, nie nadąża z powróceniem na pozycję, a z deficytu dynamiki biorą się też głupie faule i straty piłki.

Zresztą – pierwszy gol Borussii w sobotnim szlagierze. Ciężko wskazać jednego winowajcę utraty gola, bo i opinie rozkładają się różnie. Niektórzy twierdzą, że z asekuracją nie zdążył Boateng, inni że w głupi sposób ograć dał się Hummels. Ale – tak czy owak – warto spojrzeć na Xabiego. On był od tej akcji metr, może dwa. Cały czas dreptał w szesnastce, spokojnie wszystko obserwował, nie robił sobie nic z niekrytego Aubameyanga, do którego można było doskoczyć w sekundę.

Reklama

Ta sytuacja to tylko przykład jeden z wielu, bo Hiszpan podobnych błędów popełnia tydzień w tydzień po kilka. Oczywiście ciężko go za wszystkie winić, bo jednak natura robi już swoje i nikt nie oczekuje tego, że w wieku 34 lat będzie wściekle doskakiwał do przeciwnika, ale mimo wszystko – minimum przyzwoitości, tak jak w sytuacji z Aubą, zachować powinien. I wydaje się, że póki przyzwyczajony do żmudnego klejenia kolejnych akcji u Guardioli pomocnik będzie jednym z tych, którzy mają regulować tempo gry Bayernu, to gra monachijczyków wciąż pełna będzie niedokładności i nieporządku.

*

Hamburger SV miał przed tą kolejką dwa remisy i osiem porażek w dziesięciu dotychczasowych meczach. Jest to sytuacja, z jaką na północy Niemiec się jeszcze nie spotkali, choć w ostatnich latach regularnie balansowali przecież na krawędzi. Tak źle jednak jeszcze nie było, więc zaczęto łapać się wszelkich możliwych sposobów, by tę fatalną serię przerwać. Markus Gisdol w wyjazdowym spotkaniu z Hoffenheim postanowił więc zainspirować się słynnym ustawieniem Janusza Wójcika z meczu przeciwko Anglii i na boisko delegował aż sześciu nominalnych obrońców. Do tego nie postawił na żadnego z napastników, a opaskę kapitańską zabrał Johanowi Djourou i przekazał na ręce Gotoku Sakaia. Na pozór nie mogło się to udać. Nie w tym momencie, nie przeciwko tak dobrze grającemu TSG.

Futbol tak bardzo lubi jednak być nieprzewidywalny, że i wczoraj zadbał o to, byśmy się nie nudzili. Z Sinsheim Hamburg wywiózł jeden punkt, miał momenty, gdy gospodarza cisnął i w ten sposób zgromadził swoje trzecie oczko w tym sezonie. Nadal wygląda to katastrofalnie, ale przynajmniej udało się uchronić od blamażu, na który wskazywały wszystkie znaki na niebie i ziemi.

Reklama

A jak już jesteśmy przy północy Niemiec – za tydzień wielkie Nordderby, choć wielkie już tylko z nazwy. Kiedyś rywalizacja HSV i Werderu grzała całe Niemcy, bo była meczem pełnym jakości. Teraz to starcie dwóch podupadłych potęg, zespołów rok w rok walczących o przetrwanie, ratujących się chwilowymi rozwiązaniami, które na dłuższą metę okazują się klapą. Jeszcze parę lat temu ostrzyłbym sobie zęby, bo grono uznanych nazwisk było naprawdę spore. A teraz? Kompletna miałkość. Ale i tak obejrzę.

Bez tytułu2
Kryzys – słowo, które powoli zaczyna już stanowić drugi człon nazwy HSV

*

Mam wrażenie, że trochę pogubił się Klaus Allofs, który przecież był dotychczas nadzwyczaj wyważonym i logicznie postępującym dyrektorem sportowym. Zwolnienie Dietera Heckinga było naturalnym następstwem fatalnych wyników osiąganych przez „Wilki”, a chwilowe zatrudnienie Valeriena Ismaela, jego dotychczasowego asystenta, również. Ismael jednak szansę w poważnym futbolu już miał, ale w Norymberze spisał się dramatycznie słabo.

W Wolfsburgu również zaczął kiepsko, bo przecież od dwóch porażek z rzędu – obu w fatalnym stylu. Potem przyszło jednak klasowe zwycięstwo we Freiburgu i pod nos Francuza została podsunięta długoterminowa umowa, którą oczywiście podpisał wiążąc się z zespołem do 2018 roku. W ubiegły weekend znów dał jednak multum argumentów za tym, że może i obrońcą był dobrym, ale na trenerce zna się już nieporównywalnie gorzej. „Wilki” przegrały u siebie 0:1 z Schalke, choć goście na poważnie za grę wzięli się w zasadzie dopiero w ostatnich 25 minutach. Przyspieszyli, zaatakowali bardziej zdecydowanie, poszukali swojej okazji i w efekcie z miejsca stworzyli sobie dwie, trzy bardzo dogodne okazje. Gospodarze przestali istnieć – w obronie panował chaos i nieporządek, co rusz ktoś łamał linię spalonego, a na domiar złego nie istniała ofensywa. Masa niecelnych podań, brak jakichkolwiek schematów, pomysłów na to, jak rozwiązać akcje.

Póki co epizod Ismaela w roli szkoleniowca VfL zapowiada się na kompletną klapę, a, co gorsza, nie widać promyków symptomów poprawy. Coś czuję, że zanim wiosna na dobre powróci, to Allofs będzie znów penetrował rynek trenerski.

MARCIN BORZĘCKI

Najnowsze

Niemcy

Anglia

Brat sławnego brata na radarze Borussii. “Klub utrzymuje kontakt z rodziną”

Antoni Figlewicz
5
Brat sławnego brata na radarze Borussii. “Klub utrzymuje kontakt z rodziną”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...