Różnie układały się losy tych dwóch klubów na przestrzeni lat, ale od kilku ładnych sezonów stanowią w miarę stały obrazek w polskiej piłce. Jasne, Zagłębie zaliczyło przejście przez pierwszoligowy czyściec, a i Śląsk Wrocław miał swoje duże problemy, nie będzie jednak jakimś nadużyciem stwierdzenie, że Dolny Śląsk od dziesięciu lat trzyma się naprawdę mocno. Od mistrzostwa lubinian minęła niemal równa dekada – swojego mistrza w tym okresie dorzucił też Śląsk, oba kluby przemknęły się przez europejskie puchary, poznały też smak zaplecza Ekstraklasy.
Gdzie są teraz, w dniu kolejnych derbów Dolnego Śląska?
Najdelikatniej rzecz ujmując – w miejscach dość od siebie odległych. Na jednym z ostatnich meczów na sektorach kibiców Śląska zawieszono wiele mówiący transparent: “Chcemy w Śląsku wychowanków, dolnośląskich piłkarzy, a nie portugalskich kelnerów czy hiszpańskich sklepikarzy”. Patrzymy na Zagłębie. Patrzymy na Śląsk. Hm. Co w tej chwili posiada klub z Lubina, czego zdecydowanie nie mają sąsiedzi ze stolicy województwa?
PREZES
W teorii podstawa, w praktyce niekoniecznie. W Śląsku Wrocław szereg nie do końca przemyślanych decyzji doprowadził do dymisji Pawła Żelema – z pewnością nie pomogło kontrowersyjne poparcie dla Józefa Wojciechowskiego i jego drużyny pierścienia, ale też nie oszukujmy się – Śląsk obecnie wygląda żałośnie na wszystkich polach. Trudno wskazać jakąkolwiek gałąź działalności klubu sportowego za którą można by pochwalić wrocławian – a wobec tego i dotychczasowego szefa całej organizacji.
Nie chcemy wchodzić w szczegóły i oceniać pracy Roberta Sadowskiego w Lubinie. Poprzestańmy na tym, że Zagłębie prezesa ma, a Śląsk nie.
REKLAMA NA KOSZULCE (ALBO W OGÓLE GDZIEKOLWIEK)
Jednym z najbardziej namacalnych efektów nieudolności władz we Wrocławiu jest brak sponsora na koszulkach, a czasem też bandach, czy w ogóle gdziekolwiek. Oczywiście Śląsk Wrocław nie kroczy drogą Barcelony, nie uznał również, że moda i elegancja są ważniejsze niż wyrąbany banner kredytów-chwilówek na brzuchu, raczej ma problem ze znalezieniem biznesu do dorzucania kwitu do klubu. Mecz z Legią. Hit. Kto zapłacił, by móc się podczas niego zareklamować we Wrocławiu? Spójrzmy…
Naturalnie nie zamierzamy tutaj robić z Zagłębia łowców sponsorów, którzy ciężkimi spacerami od drzwi do drzwi wychodzili sobie zestaw mocnych inwestorów gotowych do spalania pieniędzy w ognisku, jakim bez wątpienia jest Ekstraklasa. Fakty są jednak takie, że za Zagłębiem stoi bardzo mocny KGHM, jego różne spółki-córki i szereg drobnych lubińskich firm. Za Śląskiem Wrocław… Wrocław. Miasto Wrocław.
AKADEMIA
Akademia Zagłębia Lubin podczas naboru absolwentów szkół podstawowych, czyli najbardziej pożądanego “towaru” w futbolu młodzieżowym, ściąga piłkarzy praktycznie skąd chce. W grupach juniorskich trenują chłopcy nawet spod Opola oraz z południa Wielkopolski, Zagłębie zaczyna monopolizować Dolny Śląsk, a rozpychając się łokciami dotarło nawet do Łodzi – podpisując umowę partnerską z tamtejszym SMS-em, dotyczącą przepływu absolwentów łódzkiej szkoły do lubińskiej akademii.
Infrastruktura? Nieszczególnie jest co porównywać. Kończona właśnie lubińska bursa ma balkony, z których widać wszystkie dziesięć boisk oraz ścianę stadionu z płachtą reklamującą szkolenie w Zagłębiu. Śląsk ma kilka rozrzuconych po całym Wrocławiu muraw. W Lubinie skauting młodzieżowy jest rozwinięty na poziomie pozwalającym rywalizować nawet z Lechem, we Wrocławiu starają się ogarniać Wrocław. I w sumie ciężko tu w jakikolwiek sposób winić władze czy pracowników Śląska. Gdy toczy się wojna o każdy tydzień treningów w dobrych warunkach infrastrukturalnych i stabilizację w obecnych drużynach młodzieżowych, nie da się oczekiwać budowy burs, boisk pod balonem i wyszukiwania talentów na Suwalszczyźnie. W Zagłębiu za spokojem finansowym poszedł spokojny rozwój bazy szkoleniowej oraz poprawa samej jakości szkolenia.
Ale znów, bez wnikania w przyczyny i efekty – Zagłębie coś ma, Śląsk nie.
WYCHOWANKOWIE
Wracamy do transparentu kibiców Śląska. Chcemy wychowanków. No to tak:
Kamil Dankowski. Mariusz Idzik.
Lecimy kawałek dalej, do Lubina.
Jarosław Jach. Filip Jagiełło. Jarosław Kubicki. Adrian Rakowski. Arkadiusz Woźniak. Paweł Żyra.
Cóż…
DOLNOŚLĄSCY PIŁKARZE
I druga część, czy raczej kontynuacja transparentu. Dolnośląscy piłkarze. Właściwie powtórka z poprzedniego akapitu, dochodzą jeszcze Forenc czy Janus. Właściwie piłkarzy z regionu jest w kadrze Zagłębia więcej, niż w Śląsku Wrocław Polaków.
POLITYKA TRANSFEROWA
Wynika to trochę ze wszystkich poprzednich części. W Zagłębiu mogą sobie pozwolić na rozsądną politykę transferową nie tylko dlatego, że w kieszeniach mają miedziaki od KGHM-u, ale także z uwagi na doskonale prowadzoną akademię, która już teraz dostarczyła kilku cennych piłkarzy. Pieniądz robi pieniądz – za niektórych wkrótce do Lubina wpłyną okrągłe sumy, które będzie można zainwestować dalej. A jeśli nie wpłyną – zawsze jest KGHM. Dzięki temu można sobie ściągać punktowo – potrzebujemy playmakera? Niech będzie jeden z najlepszych w Polsce, Starzyński, za rekordową kwotę transferową. Potrzebujemy napastnika? No to czemu nie jednego z najważniejszych aktorów w drużynie wicemistrza Polski. Martin, witamy, rozgość się, tam masz fryzjera, który utrzyma twoją łysinę w dobrym stanie.
We Wrocławiu muszą szyć i improwizować. Tu Engels, tam Dwali, gdzie indziej Hiszpan, pod drzwiami Portugalczyk. Po co? Dlaczego? Czemu akurat oni, a nie ktoś inny? Czemu na te pozycje, a nie jakieś inne? Czemu za takie kwoty, z taką długością kontraktów i takimi warunkami w umowie?
Mamy wrażenie, że nawet w Śląsku niewielu wie, jakim kluczem są ściągani kolejni zawodnicy. Część odpala, część nie, część jest żałosna, część tragiczna, ale kto to wszystko rozlicza? Proponuje? Ocenia? Wyciąga wnioski?
W Lubinie politykę transferową mają, prowadzą ją sumiennie i z zachowaniem ciągłości gwarantowanej przez trenera i dyrektora sportowego. We Wrocławiu też na pewno się starają, z naciskiem na “na pewno” i na “starają”.
STADION DOPASOWANY DO MOŻLIWOŚCI
Napisalibyśmy wprost: frekwencję, ale ta wcale nie jest znowu aż tak różna w obu miastach. Generalnie na Śląsk wpada te 6-8 tysięcy osób i powyżej dziesięciu na hitowe spotkania. W Lubinie na mega-hicie z Lechią Gdańsk było trochę ponad 8 kafli. Jak na grę i ogólną kondycję w klubach – frekwencja w Śląsku nie jest wcale aż tak żałosna, a w Lubinie aż tak dobra. Wręcz przeciwnie – po padlinach serwowanych przez wrocławskich piłkarzy wrażenie robi na nas nawet sześć tysięcy osób na trybunach.
Inna sprawa to jednak stadion i miasto. W Lubinie siedem tysięcy osób całkiem ładnie zapełnia obiekt, a przede wszystkim – stanowi 10% ludności tego miasteczka. We Wrocławiu nawet dziesięć tysięcy ginie na gigantycznych trybunach, a ponadto – stanowi śmieszny procent ludności miasta. Postawimy kontrowersyjną tezą – Śląsk na Oporowskiej z obecnymi frekwencjami byłby chwalony wszem i wobec za przyciąganie fanatyków mimo mizernej sytuacji w klubie.
Ale w przeciwieństwie do Lubina – nie ma stadionu dopasowanego do aktualnych możliwości.
ZWYCIĘSTWO W TYM SEZONIE NA WŁASNYM OBIEKCIE
Może i ciężko w to uwierzyć, ale Śląsk jeszcze u siebie w tym sezonie nie wygrał. Zagłębie zrobiło to dwa razy. Obie drużyny jednak paradoksalnie lepiej radzą sobie z dala od Dolnego Śląska – “Miedziowi” mają tam bilans 4-2-0, wrocławianie – 4-2-1. Ha, czyli jednak coś ich łączy!
***
No dobrze, nie będziemy się już pastwić nad Śląskiem i wymieniać drobniejszych zaniechań, które sprawiły, że w obecnej sytuacji Zagłębie jest klubem z organizacyjnego topu, podczas gdy większy kuzyn walczy o przetrwanie. Zakończmy może choć łyżką optymizmu w tej beczce goryczy wrocławian.
Derby rządzą się swoimi prawami.
I niestety, ucieczka w ten frazes to poza transparentami słusznie naglącymi władze do zdecydowanych działań, jedyna droga pocieszenia dla gospodarzy dzisiejszego spotkania.
Fot.FotoPyK