Reklama

Poniedziałek, osiemnasta… Pogoda jak najbardziej sprzyja graniu w piłkę!

redakcja

Autor:redakcja

24 października 2016, 20:00 • 3 min czytania 0 komentarzy

Wydawało się, że Ekstraklasa nie ma litości dla nas w poniedziałek – tydzień temu dostaliśmy mecz drużyn, które długo nie potrafiły niczego wygrać i oglądało się to mocno średnio, mówiąc bardzo eufemistycznie. Po tygodniu znów grała Korona, ale tym razem do pary przypadł jej Ruch, czyli wyszło starcie z dna tabeli. Można się było tego widowiska obawiać i sprawdzić u doktora Google’a, czy aby na pewno nie da się umrzeć z nudów, ale kilka chwil po pierwszym gwizdku ten strach zniknął. Tak jest – w Chorzowie grano w piłkę naprawdę przyzwoicie.

Poniedziałek, osiemnasta… Pogoda jak najbardziej sprzyja graniu w piłkę!

Obaj trenerzy trochę pokombinowali w składzie przed tym spotkaniem, bo skoro nie idzie to wypada coś pozmieniać zamiast tkwić w marazmie. Na przykład Fornalik dokonał roszady w bramce i wymienił Lecha na Hrdlickę – można mówić, że Polak jest niedoświadczony, ale miewa przebłyski i po prostu potrzebuje czasu, jednak teraz chorzowianie czasu po prostu nie mają. Nie mogą ugrzęznąć na dnie tabeli i przynajmniej po 90 minutach wypada wierzyć, że Słowak zespołowi będzie bardziej przydatny. Bronił dziś naprawdę przyzwoicie, a interwencja przy strzale Kiełba zasługuje nawet na barwniejsze określenie, ponieważ pomocnik Korony kopnął znakomicie z dystansu, w okolice podium gola kolejki, jednak i tak musiał uznać wyższość rywala.

Lecz o ile wybór Fornalika przy obsadzie bramkarza można oceniać wysoko, to pomysł na dwójkę napastników był trafieniem bliziutko środka tarczy. Niezgoda i Visnakovs rozumieli się naprawdę dobrze i co ważne, byli dla Korony niezwykle groźni – nie szukajmy daleko, choćby pierwsza bramka padła po zamieszaniu spowodowanym przez nich przed szesnastką. Jasne, pomógł Wierchowcow i rykoszet po jego wślizgu, ale i tak nie byłoby tego trafienia, gdyby jeden z napastników stał tam samotnie. Do tej bramki Niezgoda dołożył choćby świetny rajd przy drugim trafieniu, kiedy wpadł w obronę Korony jak do siebie, jego strzał wyjął jeszcze Gostomski, ale przy dobitce Monety był już bez szans.

Inna sprawa, że ta defensywa gości wpuściłaby dziś do siebie peleton żółwi, emerytów na hulajnogach i internet przez modem telefoniczny. Tak jak pisaliśmy na początku, obaj trenerzy porobili zmiany, więc z kolei Wilman posadził na ławce Dejmka i wpuścił w to miejsce Grzelaka. Nie była to dobra decyzja, Polak gubił się w ustawieniu, a Wierchowcow wygląda mniej mobilnie niż wóz z węglem. I nie dość, że słabo to wyglądało z tyłu, to jeszcze przeciętnie z przodu. Najlepszy był Kiełb, co jakiś czas szarpnął Abalo, ale… to właściwie tyle. Reszta jak dzieci we mgle z drobnymi przebłyskami, zdecydowanie za mało by wygrać w Chorzowie.

To się dziś Koronie nie mogło udać tym bardziej, że w kapitalnej formie był dziś Ćwielong, jednoosobowa orkiestra z Chorzowa. Pepe zaprezentował pełen zestaw – dryblował, strzelał, dobrze podawał, celnie wrzucał ze stałych fragmentów. Gol na 3:0? Piłkę rozprowadza właśnie Ćwielong, wrzuca Konczkowski i pomocnik kończy wszystko strzałem głową. Gol na 4:0? Pepe wrzuca z rożnego, Grodzicki przedłuża, Oleksy pakuje z najbliższej odległości. Klasa.

Reklama

Po tym meczu Ruch łapie oddech i opuszcza strefę spadkową, a Korona jest już prawdziwą czerwoną latarnią. Ostatnie miejsce, pięć porażek z rzędu – oj, źle to zaczyna wyglądać.

grafaaaa

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...