Nie za jednym zamachem, a turami nominowanych do Złotej Piłki ogłasza tym razem France Football. Ta najważniejsza dla nas, choć raczej oczywista wiadomość, właśnie stała się faktem – drugi rok z rzędu wśród piłkarskiej elity znalazł się Robert Lewandowski. Znalazł się w niej, bo zwyczajnie znaleźć się musiał.
29 bramek dla Bayernu, 6 kolejnych w koszulce z orzełkiem na piersi. Polakowi ta nominacja należała się jak psu buda. Król strzelców Bundesligi, zwycięzca każdych możliwych rozgrywek krajowych z Bayernem, jego najgroźniejsze żądło, o którym śniono na Santiago Bernabeu, a którego pozostanie w Monachium miało być jednym z warunków Carlo Ancelottiego, gdy podpisywał kontrakt z Bawarczykami.
https://weszlo.com/2017/09/30/bukmacherzy-bez-depozytu/
My dopisalibyśmy jeszcze, że w październiku reprezentacja to tak naprawdę była długimi momentami jednoosobowa drużyna „FC Lewandowski”. Bo wbicie trzech goli Duńczykom i tego decydującego Armenii, przy okazji strzelając wcześniej otwierającego ormiańskim obrońcą, dla kadry Nawałki załatwiło nam sześć punktów, z których zasłużyliśmy może na dwa, może trzy, maksymalnie cztery. Dzięki Lewandowskiemu – jest ich sześć.
https://weszlo.com/2017/08/23/legalni-bukmacherzy-internetowi-polsce/
Do tego „Lewy” dołożył doprawdy piorunujący start sezonu w klubie. Dwa hat-tricki w dwóch kolejnych spotkaniach jeszcze w sierpniu, gol na dzień dobry w Champions League, załatwienie Bayernowi kompletu punktów w Gelsenkirchen bramką i asystą. Jego zasługi w tym roku można wymieniać długo, a umieszczenie go w czwartym zestawie nominowanych („FF” podaje ich w grupach po pięciu, w kolejności alfabetycznej) jest tylko wisienką na torcie misji „Lewandowski 2016”.
źródło: France Football
Czy Polaka stać w tym roku na to, by znów zakręcić się w okolicach podium? Na pewno będzie dużo trudniej o powtórkę czwartego miejsca, bo w 2016 doszło mu sporo konkurentów pokroju Luisa Suareza czy Antoine’a Griezmanna, a i po takim Bale’u można się spodziewać ładnego skoku. No bo jeśli ktoś wyciągnął Walijczyków za uszy do półfinału Euro, to był to właśnie zawodnik Realu Madryt.
Mimo to trzeba powiedzieć wprost – fajnych, naprawdę fajnych dożyliśmy czasów, kiedy taka wiadomość nie wzbudza w sumie większego zdziwienia, a jedynie afirmacyjne skinienie głową.
fot. FotoPyK