Reklama

Czy tego piłkarza uda się jeszcze wyprowadzić na prostą?

redakcja

Autor:redakcja

15 października 2016, 13:43 • 3 min czytania 0 komentarzy

Jakub Rzeźniczak jest piłkarzem, który zrobił dla Legii bardzo wiele, o czym świadczy między innymi liczba trofeów na jego koncie. To także człowiek w pełni świadomy swoich wad, który naprawdę mocno przeżywa każde swoje niepowodzenie. To nie jest zadufany gość, który po takim meczu jak wczoraj w Szczecinie szybko zapomni czy oświadczy, że właściwie to zagrał nieźle. Przeciwnie, stawiamy że jest teraz kompletnie załamany. Ostatnią rzeczą, jaką chcielibyśmy zrobić, to dodatkowo go pogrążać, ale też ciężko przejść obojętnie nad zaistniałą sytuacją. Bo problem niewątpliwie jest, i to ogromny.

Czy tego piłkarza uda się jeszcze wyprowadzić na prostą?

Wczoraj Legia nie zagrała złego meczu, zwłaszcza w pierwszej połowie. W ofensywie kilka akcji wyglądało naprawdę obiecująco, czego zwieńczeniem był bardzo ładny gol Radovicia. Pogoń natomiast sporadycznie przedostawała się pod pole karne Malarza i oddała jedynie dwa strzały w światło bramki. Na nieszczęście piłkarzy z Warszawy, oba zakończyły się golem. I naprawdę nie trzeba być wielkim ekspertem, by wiedzieć, że ciężko zaliczyć dobry wynik, kiedy prawie każdy wypad rywala pod bramkę kończy się trafieniem. Po meczu Jacek Magiera starał się nie wskazywać winnych palcem, ale jego wypowiedzi i tak mówią wszystko. Przytoczmy dwa zdania (za legia.net):

– Żaden napastnik w polu karnym nie może mieć tyle miejsca i czasu jak Frączczak przy pierwszym golu.
– Potem był rzut karny, który nie powinien się nam przydarzyć. Daliśmy na tacy Pogoni gola na 2:1.

Tak naprawdę obydwa gole zostały podane na tacy i obydwa serwował Jakub Rzeźniczak. A konsekwencją takiego stanu rzeczy był fakt, że nieźle grająca Legia schodziła do szatni przegrywając. Te błędy ułożyły mecz, chociaż oddajmy też, że w drugiej połowie swoje dołożyli do spółki Czerwiński z Malarzem. U nich można jednak założyć, że był to jedynie wypadek przy pracy, natomiast dla Rzeźniczaka to już któraś z kolei recydywa.

I właściwie nie mamy pojęcia, w jaki sposób ten problem należałoby rozwiązać. Wiadomo, najłatwiej poczekać, aż wyzdrowieje Pazdan, ale prawdziwym wyjściem z sytuacji byłoby postawienie na nogi piłkarza, który na przestrzeni lat bardzo wiele dla tego klubu zrobił. Pytanie tylko, jak? Skoro nie pomogła zmiana trenera, naprawdę niezły występ przeciwko Lechii, a także współpraca z psychologiem, to właściwie nie wiadomo, po jaki środek jeszcze można sięgnąć.

Reklama

Tym bardziej, że Rzeźniczak poczuł się na tyle pewnie, że przed meczem na łamach WP opowiedział o swoim problemie. Przyznał, że udało mu się przestać myśleć o błędach, i że wzmocnił się psychicznie, a nawet zapowiedział, że nie zamknął jeszcze etapu reprezentacji. A potem przytrafił mu się mecz, który zupełnie zaprzeczył wszystkim wypowiedzianym słowom. Jakkolwiek na sprawę spojrzeć, mamy tu do czynienia z fatalnym timingiem.

Wydaje się, że w tym przypadku trzeba sięgnąć po radykalne środki, bo przy takim układzie cierpią zarówno Legia, jak i sam Rzeźniczak. Skoro standardowe działania nie przynoszą rezultatu, być może trzeba podejść do sprawy nieszablonowo. Chociażby tak, jak jesienią 2010 roku Alex Ferguson, który w środku sezonu wysłał Wayne’a Rooneya na urlop, by ten na jakiś czas mógł odciąć się od świata. I przyniosło to bardzo dobre efekty, bo piłkarz odzyskał formę, a Manchester United sięgnął po tytuł mistrzowski. Rzecz jasna nie ma żadnej pewności, że tego typu zabieg pomógłby także Rzeźniczakowi, ale coś zmienić na pewno trzeba. Obecnie przyjęta strategia – czyli uporczywe wystawianie zawodnika popełniającego błąd za błędem – to droga donikąd.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...