Reklama

Fabio Pisacane – historia o bolesnej i cierpliwej pogoni za marzeniami

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

13 października 2016, 13:16 • 4 min czytania 0 komentarzy

Kilkanaście lat temu jako nastolatek kochający na zabój piłkę nożną, usłyszał, że może zapomnieć o wyczynowym uprawianiu sportu. Gorzej – przede wszystkim miał się wówczas skupić na modlitwie. Najpierw o to, by przeżyć, a jeśli to się uda – by móc chociaż chodzić o własnym siłach. Kilka tygodni temu, w wieku 30 lat, zadebiutował w Serie A. Życie Fabio Pisacane to historia chłopaka, który chyba jak żaden inny kolega po fachu musiał walczyć o to, by spełniać swoje marzenia.

Fabio Pisacane – historia o bolesnej i cierpliwej pogoni za marzeniami

Wyobraźcie sobie taką sytuację: od małego jedyne, czego potrzeba wam do szczęścia to futbolówka. Kopiecie wszędzie – o ścianę domu, w pokoju, z kolegami po lekcjach, na treningach. Po jakimś czasie zgłasza się po was renomowany klub, w tym przypadku Genoa. Oferuje przenosiny do swojej akademii i szlifowanie umiejętności pod okiem fachowców. Generalnie uchyla furtkę, za którą jest długa i wyboista droga prowadząca do kariery zawodowego piłkarza, ale z pomocą otaczających was ludzi macie tę krętą ścieżkę przebrnąć. Kilka dni później budzicie się w swoim łóżku, a gdy chcecie wstać i pójść pod prysznic, okazuje się, że nie możecie wykonać nawet ruchu. Wasze ciało jest totalnie sparaliżowane.

Tragedia.

Na początku kompletnie nie rozumiałem zachowania swojego organizmu, wydawało mi się, że to sen z którego za chwilę się wybudzę. Świadomość wagi problemu dotarła do mnie dopiero wtedy, gdy obudziłem się na łóżku szpitalnym – wspomina najtrudniejsze dni w swoim życiu Włoch.

Życie młodego wówczas chłopaka totalnie się zawaliło. Piłka była sensem jego egzystencji – poza nią nie widział świata i jednocześnie z nią wiązał swoją przyszłość. Nagle zapadł w śpiączkę, nie wybudził się przez kilka tygodni, a gdy już podniósł powieki i zaczął mieć kontakt z rzeczywistością, to usłyszał, że ma przed sobą dwie potwornie ciężkie walki do stoczenia. Pierwsza – o życie. Druga, w przypadku powodzenia poprzedniej – o możliwość chodzenia.

Reklama

Pisacane zachorował na niezwykle rzadki zespół Guillaina-Barrego. Najprościej mówiąc: jego układ odpornościowy wszedł w konflikt z układem nerwowym. Mózg z dnia na dzień stracił kontakt z kończynami, mięśnie zaczęły wiotczeć, a problemy z podstawowymi funkcjami organizmu mnożyły się z godziny na godzinę.

Pracuję w zawodzie 30 lat i w życiu nie widziałem tak fatalnego przypadku. Początkowo myślałem, że to kwas mlekowy zablokował jego kończyny, ale dopiero po wielu badaniach okazało się, że to zupełnie coś innego – wspominał po czasie lekarz prowadzący wtedy leczenie zawodnika.

Ojciec 14-letniego Fabio robił wszystko, by wyleczyć syna. Kontaktował się z lekarzami w całym kraju – szukał pomocy w Rzymie, Genoi, ale i rodzinnym Neapolu. Najnowocześniejsze metody nie przynosiły skutku, więc fachowcy zaczęli stosować, uważane dotąd za archaiczne, sposoby wyleczenia chłopca. W końcu się udało. Młodemu piłkarzowi życie uratował kortyzon.

Rehabilitacja trwała ponad rok i choć sam Fabio powtarzał, że chce wrócić do piłki, to pomagający mu w dojściu do jako takiej sprawności ludzie wiedzieli, że o sporcie może zapomnieć. Wózek, a co najwyżej chodzenie o kulach – taka miała być przyszłość Pisacane.

Okres leczenia to największa trauma w moim życiu. Nie dlatego, że non stop połykałem tabletki, leżałem w szpitalu i wstrzykiwano mi różne substancje. To był po prostu okres w którym los wodził mnie za nos. Dziś czułem się świetnie i rosły moje nadzieje na powrót do normalnego życia, a przez kolejne dni umierałem. Kortyzon uratował mi życie, a była to ostatnia deska ratunku. Lekarze powiedzieli tacie, że jeśli to mi nie pomoże, to chyba już nic tego nie zrobi.

Po długiej i żmudnej rekonwalescencji okazało się, że Pisacane powrócił do pełnej sprawności. Wszystkie kończyny odzyskały mięśnie, a organizm znów tryskał wigorem. Fabio powoli mógł wracać do kopania piłki. Z miesiąca na miesiąc fundował sobie coraz poważniejsze obciążenia, a gdy po kolejnym roku przypominał już tego samego chłopaka, którego ściągała do siebie Genoa, odebrał telefon od dyrektora akademii tego klubu, który zaproponował mu powrót.

Reklama

Przez długi czas nie potrafił dobić do poziomu zapewniającego mu pozostanie w klubie. Trafiał więc na wypożyczenia – grał w Cremonese, Lanciano, Ravennie. W końcu w ramach transferu definitywnego odszedł do Lumezzane, co wcale nie spowolniło jego wędrówki po włoskich klubach.

uid_14e7cb5c7bd.640.0

Stabilizację poczuł dopiero 14 lipca 2015 roku, gdy zgłosiło się po niego Cagliari.

18 września tego roku spełnił swoje największe marzenie, na które pracował przeszło 14 lat. Zadebiutował w Serie A. Jako 30-latek wybiegł na boisko w starciu z Atalantą, a od tamtego czasu zagrał jeszcze z Sampdorią i Crotone.

Kiedy dowiedziałem się, że mogę wystąpić w meczu ligowym, nie mogłem powstrzymać łez. Starałem się nie myśleć o chorobie, ale to było silniejsze ode mniew głowie wciąż miałem obrazki ze szpitala oraz rehabilitacji – wspomina.

Dziś Fabio Pisacane zupełnie inaczej patrzy też na słowa, które wypowiadał jako nastolatek. – Kiedyś powiedziałem do ojca, że jeśli mam nie zagrać już nigdy w piłkę, to chcę umrzeć. To było głupie. Mam żonę, dwójkę dzieci i zdrowie – to największe świętości w moim życiu.

MARCIN BORZĘCKI

Najnowsze

Weszło

Komentarze

0 komentarzy

Loading...