– Nie ma sensu za bardzo się chować, wycofywać. Jesteśmy innym zespołem niż dwa lata temu. Musimy mieć świadomość, że staliśmy się dość silną reprezentacją, nie wolno bać się tej roli, tylko ją potwierdzać. To normalne, że im drużyna gra lepiej, tym jest trudniej. Po sukcesie nie jest łatwo, ale klasowe drużyny poznaje się po tym, że potrafią przezwyciężać trudne momenty – mówi w dzisiejszym “Fakcie” i “Przeglądzie Sportowym” Robert Lewandowski.
FAKT
Lewy mówi o tym, jak postrzega się teraz reprezentację.
Przed eliminacjami prezes Boniek powiedział, że obawia się, czy po udanym turnieju we Francji dalej będziecie skromnym, wyciszonym zespołem z poprzednich kwalifikacji.
Nie ma sensu za bardzo się chować, wycofywać. Jesteśmy innym zespołem niż dwa lata temu. Musimy mieć świadomość, że staliśmy się dość silną reprezentacją, nie wolno bać się tej roli, tylko ją potwierdzać. To normalne, że im drużyna gra lepiej, tym jest trudniej. Po sukcesie nie jest łatwo, ale klasowe drużyny poznaje się po tym, że potrafią przezwyciężać trudne momenty.
Czy Euro 2016 jeszcze w panu siedzi?
Przed meczem z Kazachstanem jeszcze miałem je z tyłu głowy. Od tamtej pory nie pomyślałem o nim ani razu.
Powiedział pan, że teraz jesteście inną drużyną.
Jesteśmy inaczej postrzegani, każdy chce nam uprzykrzyć życie, wyprowadzić z równowagi, urwać punkt. W poprzednich eliminacjach patrzono na nas w ten sposób, że może czasem Polsce uda się wygrać. Jeśli nie, to nic wielkiego się nie stanie. Teraz pełnimy rolę faworyta.
Patryk Małecki z kolei przyznaje, że nie żałuje wybryków.
– Życie dużo mnie nauczyło. Bardzo zmieniła mnie kontuzja. Osiem miesięcy nie mogłem grać i miałem czas na przemyślenia. W młodości różnie było z moim zachowaniem. Nie żałuję jednak swoich wybryków. Nie ma ludzi, którzy nie popełniają błędów. Czasami powinienem postąpić inaczej, ale już nic tego nie zmieni. Było, minęło – twierdzi Małecki, którego do dorosłego futbolu wprowadził Adam Nawałka (59 l.). – Widziałem się z trenerem po jakimś meczu w poprzednim sezonie, ale tylko się przywitaliśmy, nie było żadnej rozmowy. Tylko Bogdan Zając powiedział, żebym grał tak dalej, bo jestem pod stałą obserwacją – kończy.
GAZETA WYBORCZA
Jak bolesna mogłaby się okazać strata Pazdana?
Najbardziej nieoczekiwany bohater mistrzostw kontynentu po ich zakończeniu najdłużej cierpi. Nawet przed uszkodzeniem sobie barku sezon miał rwany – Legia wystawiała go tylko na co ważniejsze mecze, opuścił też nieszczęsny remis reprezentacji z Kazachstanem na inaugurację eliminacji mundialu. Obie drużyny nieobecność Michała Pazdana odczuły boleśnie. Warszawska od początku lata uprawiała futbol bałaganiarski, więc na tyłach w sporej mierze polegała na jego samotnych defensywnych interwencjach. W żadnym z pierwszych pięciu meczów sezonu z nim w składzie nie straciła bramki, w każdym z pierwszych pięciu bez niego – traciła (w sumie aż 11). W całym sezonie różnica wygląda jeszcze efektowniej. Z Pazdanem w obronie rywale strzelają Legii gola co 195 minut, bez niego – co 38 minut. W reprezentacji Adama Nawałki dzieje się to samo. Drużyna, którą podczas trwających dla niej 510 minut mistrzostw Europy ugodziły tylko Szwajcaria i Portugalia, w 90 minut pozwoliła Kazachstanowi zdobyć dwie bramki. I nie chodzi tylko o to, że obecność Pazdana podnosi jakość całej gry defensywnej – choć podnosi! – ale także o to, że obrońca mistrzów Polski – zdecydowany, odważny, bezkompromisowy – w krytycznych momentach potrafi ocalić zespół w pojedynkę. Inaczej niż zastępujący go miesiąc temu Bartosz Salamon, który odstawał poziomem od kolegów. Był stremowany i pasywny.
SUPER EXPRESS
“Superak” pyta Lewego o… dziwne listy, które otrzymuje.
Do naszej redakcji dotarł list kibica, który twierdzi, że wykrył u ciebie… rzadką bakterię, przez którą m.in. nie byłeś w stanie pomóc Polsce zajść dalej na Euro 2016. Czy otrzymujesz dużo równie oryginalnych przesyłek?
(śmiech) Tego jest mnóstwo. Są historie, na które w życiu bym nie wpadł. Wszystkich nawet nie czytam, to klub się nimi zajmuje. Poza tym nie możemy otwierać tego sami, bo nigdy nie wiadomo, co jest w środku. Ale do dziś pamiętam jeden list. Ktoś bardzo potrzebował pieniędzy, bo był w kasynie, obstawił na czarne i przegrał. Ale jak mu pożyczę 30 tysięcy złotych, to obstawi na czerwone i na pewno się odegra (śmiech). Przychodzą też listy z prośbami o spłacenie kredytów. Teraz większości już nie czytam, ale osoby w klubie, które je otwierają, mogłyby pewnie dobrą książkę napisać (śmiech).
PRZEGLĄD SPORTOWY
Okładka:
W “PS” mamy rozszerzoną wersję rozmowy z Lewym. Ta zahacza o różne tematy.
Dla naszej reprezentacji trudna jest rola faworyta, bo w takiej występujecie w eliminacjach?
Już nie. Musimy się z nią oswajać i przyzwyczaić, że tak może być dłuższy czas. Trzeba przywyknąć i sobie radzić. To przyjemna rola, choć dla mnie nie ma znaczenia, kto wydaje się faworytem przed meczem, bo i tak wszystko weryfikuje boisko. Akurat ja jestem do tego przyzwyczajony i wychodząc na murawę nie myślę o tym. To standard. W Bayernie dawno nie miałem wrażenia, żę gram przeciwko klubowi lepszemu od tego, w którym występuję. Rola faworyta nie wzbudza we mnie strachu, każdy mecz chcę wygrać. W kadrze to coś nowego, ale przywykniemy i do tego.
Jako jeden z najlepszych napastników świata ma pan poczucie, że jest pod ochroną sędziów?
Niestety, nie bardzo. Nie wszyscy do tego podchodzą w taki sposób, więc muszę sobie radzić. Skoro sędzia nie chce się skoncentrować na futbolu, tylko pozwala faulować, grać ostro, to muszę zachować zimną głowę i obejść to. Sam nie będę wymierzał sprawiedliwości, ale czasem pomoc ze strony arbitrów by się przydała.
Łukasz Skorupski opowiada o sytuacji w Empoli.
– Jasne, że brakuje nam kilku zawodników, bo obserwując Piotrka Zielińskiego w ubiegłym sezonie widziałem, jak się rozwinął i był w stanie kierować grą zespołu. To samo zresztą pokazuje teraz w Napoli. To oczywiste, że takiego zawodnika trudno zastąpić. Cele musiały się zmienić, co wcale nie oznacza walki o utrzymanie. Nie przywiązywałbym się do miejsca, które zajmujemy. Mamy skład, który pozwoli nam na grę wyżej – opowiada Skorupski, kierujący drużyną nie tylko na boisku, ale i poza nim. Stał się jednym z liderów Empoli, zresztą już w zeszłym sezonie miał dużo do powiedzenia w szatni. – Poczuwam się do tej roli, uważam, że to mój obowiązek. W Romie podpatrywałem Morgana de Sanctisa, widziałem, jak pozytywny wpływ na drużynę może mieć bramkarz. Chcę, by ze mną było podobnie – wyjaśnia Skorupski.
Co słychać w obozie rywala? Duńczycy mają problem ze snajperami.
W obecnej dekadzie duński atak opierał się w dużej mierze na Nicklasie Bendtnerze. Ten jednak nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Debiutował w kadrze jako 18-latek (notabene w starciu z Polską, gdy strzelił gola). Już wówczas był zawodnikiem Arsenalu, z którym związał się aż na dziewięć lat (2005-14), ale często go wypożyczano, bo miał kłopoty z regularną grą. Dwa lata temu trafił do Wolfsburga, ale tam też pełnił rolę zmiennika. Mimo wszystko w eliminacjach EURO 2016 wystąpił we wszystkich meczach. Strzelił tylko dwa gole i jego nieskuteczność stanowiła jedną z przyczyn niepowodzenia w kwalifikacjach. O Bendtnerze więcej mówiło się za sprawą jego “wyczynów” poza murawą. A to zrobiono mu zdjęcie, jak wychodził z klubu z opuszczonymi spodniami w stanie mocno wskazującym na spożycie. A to taksówkarz skarżył się, że piłkarz w jego aucie wymachiwał przyrodzeniem… W dużej mierze z powodu reputacji latem nie mógł znaleźć klubu.
Jednym z ważniejszych ogniw Duńczyków jest Pione Sisto. Tekst o nim.
Kiedy o Pione Sisto pisano w zagranicznych mediach, najczęściej w parze używano wyrażenia “cudowne dziecko”. W Midtjylland zadebiutował w wieku 17 lat, 9 miesięcy i 25 dni. Od pierwszego, przejściowego sezonu, w każdym kolejnym regularnie zdobywał bramki i przyczynił się do wywalczenia przez klub mistrzostwa Danii w 2015 roku. Sprowadzony z Tjorring jako 15-latek ucodził za największą perłę Wilków. Podawali go jako wzorowy przykład pracy tamtejszego skautingu. – Dwa miesiące. Tyle miałem, kiedy rodzice uciekali przed wojną domową, a ja byłem trzecim dzieckiem. Potem pamiętaj już tylko piłkę – opowiadał swoją historię 21-latek. Za nastolatkiem jeździli skauci z Barcelony, Milanu, Porto, Juventusu czy Arsenalu. Ajax złożył nawet oficjalną ofertę za Pionę, lecz w Midtjylland wiedzieli, że mają prawdziwy skarb. – Obserwujemy go od lat, potrafimy rozsądnie oceniać jego potencjał, więc nie będziemy ulegać markom i schodzić z ceny – oceniał prezes klubu Matthew Benham.
O swojej karierze opowiada Marek Zieńczuk.
Wisłę opuścił dwa lata później i trafił do greckiego Ksanti. – Na fecie mistrzowskiej prezes Cupiał powiedział wtedy, żebym szybko rozwiązał kontrakt z Grekami i został w Wiśle. To było miłe, ale już nierealne. W Grecji mi nie poszło, przyplątała się kontuzja, co chwilę zmieniali się trenerzy i szybko wróciłem – mówi. Na chwilę do Lechii, ale zaraz był w Ruchu. Do Chorzowa szedł niby tylko na chwilę, wydawało się, że zaczyna już piłkarską emeryturę, a na Śląsku spędził 5,5 roku. – Z Ruchem zdobyliśmy wicemistrzostwo i brązowy medal. Ze względu na zawirowania w klubie, stawiam te ostatnie osiągnięcia na równi z mistrzostwami w Wiśle. Niektórych śmieszyło, kiedy mówiłem, że walczymy o mistrzostwo, a przecież w sezonie 2011/12, gdyby Wisła w ostatniej kolejce wygrała ze Śląskiem, to Ruch byłby mistrzem. To byłaby niesamowita historia, bo stawiano nas w roli kandydata do spadku. Kończył mi się wtedy kontrakt z Ruchem i bardzo chciałem wrócić do Wisły. Sam o to zabiegałem, ale się nie udało – mówi.
Fot. FotoPyK