Takie transmisje robię dwa razy w roku. Antena od 20.45. Na miejscu od 13.00. Wtedy właśnie startują próby. Dźwiękowe, obrazkowe, nerwowe. Na scenie jestem w podartych jeansach i rozciągniętym swetrze, ale już w 'galowych’ szpilkach. Nie, nie, to nie moja fanaberia. Drużyna „próbująca” na wozie ustawia przecież kadry, a w przypadku osób o moim wzroście, krasnoludkowym – nie ma co ukrywać – dwudziestocentymetrowy obcas robi różnicę. Tak więc wyglądam trochę jak wariatka, i jak wariatka spaceruję po scenie w tę i z powrotem. Po dwóch godzinach jesteśmy po pierwszej, jak się okazuje, próbie. Jest 15.00. Czas na make-up. W przypadku takich wieczorów ten etap też się dziwnie wydłuża. Wreszcie próba druga, ostatnia i można zaczynać.
WSZYSTKIE MULTIMEDIA WYKONANO SMARTFONEM SAMSUNG GALAXY S7 (więcej o GalaxyS7)
Ten jeden raz w roku żużel nie ma nic wspólnego z kurzem, spalinami, ubłoconymi kevlarami i rykiem silników. Jest wyjątkowo. Cicho, nieśpiesznie, elegancko. I wreszcie jest to, na co w trakcie sezonu wszystkim nam brakuje czasu. Chwila na rozmowę. Wszystko jednak zaczyna się od nagradzania. W pięciu kategoriach najlepszych (a czasem pewnie najbardziej lubianych) wskazują kibice. W tegorocznej edycji Gali PGE Ekstraligi głosy oddało ponad 120 000 osób. Najbardziej zacięta walka toczyła się o statuetkę Odkrycia Sezonu. To tu różnice były najmniejsze. A największym okazał się najmłodszy spośród nominowanych, Max Fricke. Dwudziestoletni Australijczyk, który dzień wcześniej wywalczył w Gdańsku tytuł Indywidualnego Mistrza Świata Juniorów, w czasie gali walczył o kolejne złoto. Tym razem w lidze angielskiej.
Największym nieobecnym był jednak inny laureat. Zwycięzca w kategorii Najlepszy Zagraniczny Zawodnik PGE Ekstraligi. Dlaczego myślę, że największym? Wnioskuję tak po wyjątkowej reakcji na widowni. Wyjątkowo radosnej reakcji! Jestem pewna, iż ta nie wynikała tylko ze współczucia dla Jasona Doyle’a, choć i to uczucie zapewne wielu na tej sali towarzyszyło. Największe jednak było co innego; to wrażenie, pod jakim wszyscy w żużlowym świecie są już od kilku miesięcy. Zdarzenie z toruńskiej rundy GP przerwało piękny sen, ale na pewno nie zatrze TEGO wrażenia. Nie najmłodszy i wcale nieszczególnie doświadczony Kangur zmierzał po mistrzowski tytuł, w lidze od czerwca przewodził we wszystkich ‘dobrych statystykach’, na oczach całego żużlowego świata dojrzewał na torze z każdym kolejnym meczem. Czarny sport bywa jednak okrutny. Gdy w Warszawie biliśmy Jasonowi brawa, ten zmagał się z bólem w toruńskim szpitalu.
Na scenie pojawili się też królowie polskiego speedwaya. Dwie statuetki trafiły do rąk Tomasza Golloba i o ile nagrody dla Zawodnika Dziesięciolecia Tomasz mógł, a może musiał, się spodziewać, o tyle nagroda za Najlepszy Wyścig Sezonu była dla niego niespodzianką. Miał rację mówiąc, że konkurencję miał ogromną, ale też rację miała chyba kapituła. To był manewr sezonu.
Niekwestionowany król wśród trenerów również nie krył zaskoczenia. W Ekstralidze pracuje z przerwami od 1993 roku. Zdobył w tym czasie cztery złote, trzy srebrne i sześć brązowych krążków. Właśnie brąz dał mu w tym sezonie nagrodę dla Najlepszego Trenera PGE Ekstraligi. Sam laureat spodziewał się raczej zobaczyć na tej scenie debiutującego w złotej roli, Stanisława Chomskiego. Obu panów dzieliło jednak w głosowaniu niemal jedenaście procent. Sukcesy z reprezentacją Polski zrobiły zapewne różnicę.
Największą różnicę zrobił jednak Bartosz Zmarzlik. Statuetkę dla Najlepszego Juniora PGE Ekstraligi zdobył z niebywałą przewagą. Gromadząc ponad 55% głosów, od drugiego, Krystiana Pieszczka, dzieliło go niemal trzydzieści procentowych punktów. Na 926 punktów zdobytych w tych rozgrywkach przez 26 zawodników młodzieżowych junior Mistrzów Polski zgarnął ich aż 208. W tej kategorii nie miał sobie równych! Kilka chwil później okazało się, że równych mu nie było również w innej, dla wielu najważniejszej, kategorii. Najlepszym Polskim Zawodnikiem PGE Ekstraligi wybrano także Bartka Zmarzlika. Lat 21, w posiadaniu licencji ‘Ż’ od 6 sezonów, w zaskarbianiu sobie sympatii kibiców z Gorzowa, okolic i nie tylko, od dawna. Nagrodę odebrał ze spokojem, choć i wzruszeniem. I z odpowiednim sobie wdziękiem przemówił, drugi raz tego wieczora. Ligowo powiedział w tym sezonie wszystko, czy uda mu się raz jeszcze ująć nas swoją formą indywidualnie? Jego talent, ciężka praca oraz los sprawiły, że szansa na medal w Indywidualnych Mistrzostwach Świata jest ogromna. Cokolwiek się jednak wydarzy w Melbourne, to już jest sezon Bartosza Zmarzlika!
Dla niego był to rok piękny, dla wielu trudny, dla wszystkich – jak to w żużlu – niezwykle pracowity. Pełen niespodzianek, zwrotów akcji, uniesień, ale i strachu. I znów – jak to w żużlu – strachu o zdrowie i życie. Zachowajmy z tego roku najcudowniejsze wspomnienia, ale pamiętajmy też o tych trudnych momentach.
I nigdy nie zapomnijmy o Tych, którzy jeżdżą teraz po innych, nam jeszcze nieznanych torach.
Krystian Rempała. 1.4.1998 – 28.5.2016
WSZYSTKIE MULTIMEDIA WYKONANO SMARTFONEM SAMSUNG GALAXY S7 (więcej o GalaxyS7)