Do tej pory tylko w dwóch ligowych meczach Jagiellonia nie zdobyła ani jednej bramki i w obu przypadkach, z Wisłą Płock oraz Lechią Gdańsk, skończyło się to porażkami. Z tym pierwszym rywalem musiała też sobie przez ponad godzinę radzić bez Konstantina Vassiljeva. Dziś Estończyka nie było na placu gry w ogóle i białostoczanie może nie przegrali, ale kompletu punktów też nie udało się zdobyć.
Życie bez Vassiljeva – to hasło nadal brzmi niepokojąco dla zespołu Michała Probierza. Pod jego nieobecność nie wskoczył do składu nikt o podobnym profilu, w środku pola znajdowało się trzech pomocników o charakterystyce bardziej defensywnej. Jaga nie oddała do przerwy żadnego celnego strzału, nie dochodzili do sytuacji podbramkowych. Przez długi czas najciekawiej wyglądało starcie przy linii Probierza z Moskalem, potem Frączczak zewnętrzną częścią stopy zmarnował dogodną sytuację, Zwoliński nie wykorzystał sam na sam z Kelemenem, a Runje obił słupek. W momencie, gdy obie strony zaczynały się rozkręcać, musiały zejść na przerwę.
Wracając jeszcze do spięcia obu szkoleniowców, poszło m.in. o zagranie, za które Fojut na dzień dobry powinien z boiska wylecieć.
Żółta kartka.
(fot. @wjagoda07 ) pic.twitter.com/70goteuUex
— Kuba Seweryn (@KubaSeweryn) October 2, 2016
Zmiany przeprowadzone w przerwie i rozmowa w szatni pozytywnie podziałały na Jagiellonię. Mimo braku Vassiljeva, gospodarze podkręcili tempo, podeszli wyżej i atakowali odważniej. W środku pola wciąż więcej było wymiany ciosów, a akcje kreowane były głównie na skrzydłach, m.in. ze znów z podłączonym Tomasikiem. Zresztą, po 80 minutach gry wjechała na ekran statystyka z liczbą dośrodkowań – w Jadze 33, w Pogoni 12. I drugi groźny element ze strony zespołu Probierza: stałe fragmenty.
W ten oto sposób gospodarze dochodzili do kolejnych sytuacji. Strzał Szymańskiego z niedużej odległości sparował na słupek Kudła, z dystansu próbował Świderski, Cernych albo nieczysto główkował, albo niepotrzebnie uderzał z całej siły, albo był zatrzymywany w ostatniej chwili przez obrońców. Jagiellonia nie odpuszczała – po wrzutce Frankowskiego z piłką minęli się Szymański i Burliga, a w doliczonym czasie gry Kudła odbił silne uderzenie Szymańskiego i miał szczęście, że nie zdołał poprawić Grzyb.
Białostoczanie mieli się dziś zrewanżować za porażkę w Pucharze Polski. Nie wyszło – dla nich punkt po niezłym występie jest porażką. Jaga wraca na fotel lidera, ma tyle punktów, co drugi Bruk-Bet, a w następnej kolejce jedzie do Niecieczy.
Fot. FotoPyk