Czy wyobrażamy sobie, by mistrz Polski grał jak równy z równym z mistrzem Niemiec? Pewnie nie, więc warto przypomnieć to sci-fi, które okazało się prawdą 31 lat temu w stolicy Bawarii. No, przynajmniej w pierwszej połowie.
Drugi października 1985 roku. Ładny, środowy wieczór i mecz „Bawarczyków“ z Górnikiem Zabrze na Olympiastadion w Monachium. W pierwszym starciu obu zespołów wygrali Niemcy 2-1 i to oni byli faworytami w dwumeczu. „Kicker“ był jednak ostrożny zapowiadając mecz, po tym jak w lidze Bayern przegrał sensacyjnie z ostatnią drużyną Bundesligi – Fortuną Dusseldorf. Poza tym, wśród gospodarzy zabrakło Lothara Matthausa, niekwestionowanego lidera zespołu.
Początek meczu wskazywał na niespodziankę, czyli to, czego bali się niemieccy dziennikarze i kibice. Górnicy wyszli na boisko i zagrali bez kompleksów. Miało to swoje odzwierciedlenie w 18. minucie, gdy trafił Marek Majka, po asyście Andrzeja Zgutczyńskiego. Niestety, radość trwała ledwie osiem minut, gdyż zaraz wyrównał Helmut Winklhofer. W drużynie Huberta Kostki grali tacy świetni zawodnicy jak Józef Dankowski, Jan Urban i Andrzej Iwan, więc można było mieć nadzieję, że po przerwie Polacy jeszcza zaatakują. Niestety, w drugiej połowie strzelał tylko Bayern, trafiając aż trzykrotnie i po herbacie.
Jednak na pewno nie można mówić o upokorzeniu. Górnik pokazał charakter, ale po prostu zabrakło umiejętności czysto piłkarskich – to była kompletnie inna historia niż ta z meczu Legii przeciwko Borussii. Tam zabrakło jakości, ale też charakteru, woli walki… Wszystkiego.