Gdyby dzisiejszy mecz Atletico – Bayern miał zostać hollywoodzką produkcją, były filmem ze Stevenem Seagalem, oczywiście z Seagalem wcielającym się w Lewego. Kto jak nie król zdradzieckiego ciosu lepiej nadaje się do portretowania zemsty, porachunków za dawne krzywdy? A przecież to właśnie przyświecać będzie Bayernowi na Vicente Calderon. Zeszłoroczna porażka w półfinale Ligi Mistrzów to drzazga siedząca w Bawarczykach głęboko.
Pamiętacie tamten dwumecz? Atletico dopiero co sprało Barcelonę, a teraz zamierzało wybić zęby kolejnemu gigantowi. U siebie 1:0 dla bandy Simeone. Rewanż to Bayern przypominający do pewnego momentu walec, strzelający gola, mający karnego, ale zapominający, że Griezmannowi nie można pozostawić ani trochę miejsca.
Tak pisaliśmy na gorąco w maju Monachium:
Jest 34. minuta. Bayern naparza do tej pory bez wytchnienia i dość wcześnie stoi przed szansą, żeby losy dwumeczu pozamiatać. Tak, pozamiatać. W teorii to byłby tylko drugi gol, ale w praktyce – wszystko byłoby przesądzone. Ktoś wierzy, że rozpędzony Bayern po drugiej bramce złapałby zadyszkę? Wszyscy zdajemy sobie sprawę z cudotwórczej siły Atletico, ale wszyscy znamy też potęgę Bayernu, który po dwubramkowym prowadzeniu wskoczyłby na jeszcze wyższe obroty. Wtedy, w 34. minucie Thomas Mueller miał na stopie losy całego dwumeczu.(…)
W pierwszej połowie Atletico nie istniało. W polu karnym Bawarczyków nie zagościło ANI RAZU.
Ale to przecież definicja Cholismo. Rozpaczliwa obrona? Była. Bayern narzucał dziś kosmiczne tempo, posyłając w pole karne jakieś 23232 piłek w ich pole karne. Umówmy się: to nie był mur tak szczelny, jak w poprzednich meczach. Bayern dawał radę wybijać z niego kolejne cegły, jak przy golu Xabiego Alonso albo jak przy masie podań, które znajdywały drogę do Roberta Lewandowskiego. Ale Cholismo to także jeden pojedynczy błysk w ofensywie. To zaśmianie się w twarz wszystkim, którzy uważają, że optyczna przewaga to faktyczna siła danej drużyny. To kolejny dowód na to, że statystyki to tylko nic nie warte cyferki. Nie wystarczy posyłać kilkakrotnie więcej podań. Wystarczy jedno. Torres do Griezmana, mamy 1-1.
Gol Lewego na 2:1, jeszcze pogoń, jeszcze przyciśnięcie do lin, ale ostatecznie w finale Rojiblancos. Powiedzmy sobie jasno:
Emocje jak na “Liberatorze”.
Nie ma już Pepa w Bayernie, który chyba najbardziej odczuł tamtą porażkę, ale zespół jest w dużej mierze ten sam. Stawka? Wiadomo, że nie ta sama, ale jednak pole position przed losowaniem pierwszej rundy pucharowej LM też ma niebagatelną rolę.
Simeone przekonuje, że dzisiaj Bayern jest jeszcze mocniejszy. Hummels zdecydowanie podnosi jakość Bawarczyków w obronie, pod Ancelottim powrócił też do świata żywych Ribery. Francuz zasuwa jak za najlepszych czasów, potrafi być pożytecznym dżokerem, ale też przejąć lejce od meczu. Problem z nim jest jeden: daje się sprowokować.
Czy są sędziowie, którzy za to uszczypnięcie z HSV wyrzucili by z boiska? Pewnie tak. Francuz tańczył na krawędzi nie pierwszy raz w tym sezonie – w Superpucharze potraktował Passlacka z łokcia, z Jeną powinien wylecieć po uderzeniu Kuhne. Ribery’emu weszło to niemal w nałóg, a rywale chętnie go prowokują, licząc, że wyleci. Po kim jak po kim, ale po Atletico można się spodziewać, że też będą szukać takiej szansy uzyskania przewagi.
Spodziewamy się podobnego obrazu meczu, co kilka miesięcy temu – Atletico czyha na swoją szansę, Bayern przeważa. To będzie kolejny świetny test dla Lewego, bo trudno o większe wyzwania dla napastnika, niż gra na Atletico. Z drugiej strony oczy wszystkich będą spoczywać na Griezmannie, który świetnie zaczął sezon, ale to w meczach takich jak dziś musi potwierdzać swoją – nie bójmy się tego słowa – wielkość.
W drugim meczu tej grupy Rostów poszuka szansy z PSV. Mecz o trzecie miejsce i awans do Ligi Europy? Patrząc na siłę Atletico i Bayernu, trudno uważać inaczej.
***
Juventus latem wyrywał kły rywalom, trochę w stylu Bayernu skupującego najlepszych w Bundeslidze. Do Juve poszedł Pjanić, a przede wszystkim Higuain – dziewięćdziesiąt milionów euro piechotą nie chodzi. Te transfery miały sprawić, że Juve odjedzie rywalom w Serie A jeszcze bardziej. Że nikt na rodzimym podwórku nie będzie w stanie rzucić im wyzwania.
Tymczasem póki co Napoli gra lepiej. Wyjęto im gościa, który był liderem, który rósł do rangi ikony, a jednak póki co są bardziej przekonujący.
Panie Sarri, jest pan rewelacyjnym trenerem. Jeśli ktoś może Starej Damie wyrwać scudetto, to tylko pan.
Pochwały tym bardziej uzasadnione, że Napoli gra piękny, ofensywny, ryzykowny, a zarazem mądry futbol. Tę ekipę chce się oglądać. Jak bardzo cieszy, że w tej układance istotnymi elementami są Polacy. Milik mimo weekendowej bramki Gabbiadiniego wciąż jest o kilometry przed rywalem i dzisiaj wyjdzie w pierwszym składzie, natomiast Zieliński jest coraz bliżej wyjściowej jedenastki – z Benfiką też może zagrać od pierwszej minuty, włoska prasa sugeruje, że albo on, albo Allan.
Czy problem Napoli nie będzie polegać za chwilę na tym, że będą musieli wybierać? Walka na całego o scudetto albo koncentracja na Ligę Mistrzów? Sarri zapytano o to uciął spekulacje w mig, u niego nie ma kompromisów: “ja jestem niesamowicie podekscytowany nawet sparingiem, więc domyślcie się jakie mam podejście”.
Napoli komplementował też trener Benfiki, Rui Vitoria. Po jego słowach można sądzić, że tym razem to nie zwykła kurtuazja – doceniał ofensywny futbol, ustawienie 4-3-3. Można się spodziewać po tym meczu fajnego, otwartego spektaklu.
Nawet nie wiemy natomiast jak skomentować to:
Nawet węgierskie Bravo Sport pisze o @arekmilik9 . Niewiele rozumiem, ale chyba same pochwały. #Milik #Napoli pic.twitter.com/GfyF2hsA4V
— Tomasz Lubczyński (@TLubczynski) 24 września 2016
W drugim meczu grupy B, Besiktas zmierzy się z Dynamem Kijów. Kto chce obejrzeć sporo bramek, być może powinien rzucić okiem – Besiktas w tym sezonie tylko raz utrzymał czyste konto, a na ofensywne Dynamo się rzucą, remis ich nie zadowoli.
***
Dość surrealistycznie wygląda atmosfera przed meczem Gladbach – Barcelona. Dlaczego? Jak na dłoni widać, że Niemcy nie mają złudzeń. Jednym z istotniejszych pytań przedmeczowych jest to, czy koszulkę Neymara dostanie Thorgan Hazard czy jednak Raffael. Serio, nie zmyślamy: młodszy brat Hazarda, dwunastoletni Ethan, poprosił o to brata, natomiast Raffael obiecał koszulkę swoim synom.
Schubert narzeka, że Barcelona przyjedzie bez Messiego. “Chętnie sprawdzilibyśmy się na tle najlepszego piłkarza świata”. Nie nakłada swoim piłkarzom żadnej presji, wymowne stwierdzenie: “zobaczymy, czy będziemy w stanie narobić trochę kłopotów Barcelonie”.
Liga Mistrzów kolejny raz pokazuje oblicze elity kilku prędkości. To niby mecz o punkty, a ze strony Gladbach podejście, jakby zbliżał się festyn. Punkty? Jakie punkty? Nie żartujmy.
W drugim meczu grupy C też zapowiada się jednostronna strzelanina. Celtic podejmie Manchester City i prawie na pewno dalej będzie toczył korespondencyjny bój z Legią o to kto ma najgorszy bilans w rozgrywkach.
***
W pozostałych meczach rozpędzony Arsenal powinien rozjechać Bazyleę na miazgę, chociaż z drugiej strony, akurat Basel ma długą historię udanych meczów z Anglikami – prał Chelsea, Liverpool, Man Utd. Ciekawe, czy Wenger wystawi Xhakę, by zmierzył się z byłymi kolegami.
Krychowiak i PSG jadą do Bułgarii, mierzyć się z Łudogorcem. Jeśli mielibyśmy szukać szansy na niespodziankę tej rundy, to może tutaj Bułgarzy udowodnili, że nie miękną im kolana w Lidze Mistrzów, a u siebie potrafili być groźni dla każdego.