Reklama

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

redakcja

Autor:redakcja

27 września 2016, 13:06 • 8 min czytania 0 komentarzy

Co jakiś czas odbieram telefony z przeróżnymi propozycjami. Na przykład: – Dzień dobry, czy zechciałby pan przyjechać na konferencję organizowaną na Targówku? No, oczywiście, że bym nie chciał, bo wolę się nudzić.

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

Zdarzają się jednak wyjątki.

– Dzień dobry, czy zechciałby pan polecieć z nami na mecz Barcelony i przy okazji konferencję prasową z Neymarem? – toż to melodia dla moich uszu! Oczywiście, że bym chciał, ponieważ tego miasta przedawkować się nie da. Jako że wsadzono mnie w samolot, wykupiono na kilka dni pięciogwiazdkowy hotel, obsypano upominkami, zabrano na mecz i do Neymara, a także w kilka innych interesujących miejsc, będzie to wpis sponsorowany. Sponsorowany przez firmę Gillette, która została partnerem premium FC Barcelony i uznała, że byłoby miło, gdybym był tego świadkiem. Też uważam, że to miłe. Przy okazji zamieszczę kilka wieśniacko-lanserskich fotek własnych, żeby im wam było miło, gdy będziecie ze mnie kpić.

Zrzut ekranu 2016-09-27 o 13.34.26Generalnie w temacie Barcelony trudno mnie czymkolwiek zaskoczyć. W klubowym muzeum mógłbym raczej robić za przewodnika niż za gościa, po mieście poruszam się jak po Warszawie, a widok stadionu jednak już trochę spowszedniał. Dlatego nie będę wam pisał o meczu z Celtikiem – efektownym, to prawda, ale w ciągu ostatnich 12 miesięcy widziałem na żywo dziesięć meczów, w który Barca strzeliła cztery gole lub więcej, było to też drugie w tym czasie 7:0. Prawdziwe atrakcje zaczęły się później.

Z marketingowcami to jest tak, że siedzą sobie i rozmyślają: czym tu dziennikarzy zaskoczyć, żeby później mieli co opowiadać? Na ile poznałem to środowisko, najpierw padają pomysły od czapy, w stylu „może zapakujmy ich do autokaru, kierowcą będzie Messi w peruce i dopiero na koniec się ujawni”, potem przychodzi ktoś rozsądny i mówi: – Nie, to niemożliwe.

Reklama

Następny pacjent mówi: – Niech Neymar zaprosi ich do domu i zrobi grilla.
I znowu ktoś rozsądny: – Nie, to niemożliwe.

Metodą prób i błędów następuje zejście z kosmosu na Ziemię i dochodzi się do pomysłów, które da się zrealizować. Na przykład: – Weźmy dziennikarzy do ośrodka treningowego Barcelony i niech trenerzy FCB zorganizują im trening.

Pyk, dostajesz koszulkę Barcelony ze swoim nazwiskiem, pod hotel podjeżdża autokar i zawozi cię do Ciutat Esportiva. Przebierasz się w szatni, potem idziesz na boisko, gdzie faktycznie trenerzy czekają. Nie jest to Luis Enrique, tylko szkoleniowcy z niższych roczników, ale i tak jest sympatycznie, jakieś konkursy, inne pierdoły, ogólnie zabawa. Wokół boiska naturalne i sztuczne, są takie ogólnodostępne i całkowicie osłonięte (dla pierwszej drużyny). No, trochę mnie zdziwiło, że na terenie ośrodka stoją dwa automaty z ewidentnie niezdrową żywnością.

Zrzut ekranu 2016-09-27 o 13.36.26

Ośrodek w stylu – mokry sen polskiego trenera.
– A to piękne boisko, trochę w dole? – pytam jednego z trenerów.
– Jest do dyspozycji drużyny U-18 oraz drużyny kobiet.

Trawa równiutka, cudownie skoszona, jak na płycie głównej Camp Nou.

Reklama

Nie jest to najpiękniejsze centrum, jakie widziałem w życiu (gdybym miał tworzyć prywatny ranking, wygrałoby centrum Sportingu Lizbona w Alchochete, do którego jedzie się przez gaj oliwny, a na miejscu przestrzeń, infrastruktura i otoczenie po prostu zwalają z nóg). Ale jest to centrum bardzo praktyczne – kilka minut jazdy ze stadionu, przy Avenida Diagonal, a więc głównej ulicy w Barcelonie. Jest jednak sporą przewagą mieć bazę w miejscu, do którego młodzi piłkarze mogą z łatwością dojechać, a nie gdzieś na wsi pod miastem.

IMAG4040

IMAG4050

osrodek

IMAG4044

IMAG4033

Do bazy treningowej doklejona jest nowa La Masia, czyli słynna na cały świat szkółka. Tam w salce konferencyjnej dzień później Gillette robi nam prezentację, z której dowiaduję się, że nie miałem zielonego pojęcia jak robi się maszynki do golenia, jak skomplikowany to proces i ilu naukowców dzień w dzień pracuje nad nowymi technologiami, w laboratoriach mieszczących się w Europie i USA. Zdawało mi się, że maszynka jak maszynka, reklamy to jeden wielki pic na wodę, a to jednak wyjątkowo przemyślane urządzenia.

Potem – zwiedzanie La Masii. Do szkoły osoby postronne nigdy nie są wpuszczane, zażądano, aby nie robić żadnych zdjęć. No to nie robię, bo w sumie po co, równie dobrze mógłbym pstryknąć w jakiejś szkole na Ursynowie. OK, trochę przesadzam.

Przy wejściu w holu wielka tablica, na której wyryto nazwiska wszystkich wychowanków, którzy przebili się do pierwszej drużyny. Później hol, a może raczej salon? W każdym razie taka mini-trybunka, z miejscami na około 15-20 osób, zwrócona w stronę… zaciągniętych metalowych rolet, wymalowanych w klubowe barwy.

– To miejsce do gry w Playstation – informuje przewodnik.
– Od poniedziałku rolety są zaciągnięte, otwieramy je w piątek o godzinie 17.00 i zawodnicy mogą korzystać przez weekend.

Z drugiej strony miejsca do oglądania telewizji (meczów, analiz) i przez przeszklone drzwi wyjście do ogrodu, gdzie stoi grill.

– Czasami robimy tu imprezy integracyjne – słyszę.

Dobra, nie jest to szkoła na Ursynowie. Ale w sumie na tym ciekawostki się kończą, bo oprócz tego sale do nauki, na piętrze pokoje, widok z okien na ośrodek treningowy, wyjście praktycznie prosto na boisko.

– Zapiszesz tu syna? – pyta mnie koleżanka i chyba jej się zdaje, że to jedna z tych szkół, gdzie wystarczy zapłacić dwa tysiące złotych miesięcznie i po sprawie. Cóż, raczej nie zapiszę, to tak nie działa.

IMAG4150

* * *

Stadion. Jak słyszę, że idziemy do muzeum, to myślę sobie: znowu to samo. Ale nie, nie to samo.

Normalnie jako turysta czy też socio masz prawo zwiedzić szatnię gości, natomiast nikt nie jest wpuszczany do szatni gospodarzy. Dla gości partnera premium robi się wyjątek. Wchodzę więc do szatni Barcelony, z absolutnym zakazem robienia zdjęć. Widać wyraźnie, kto gdzie siedzi – mówią o tym numery. Bardzo mi się podoba motyw historyczny. Otóż jeśli zajmujesz szafkę numer 10 (Messi), to masz na niej wygrawerowaną listę wybitnych poprzedników, którzy zostawiali rzeczy w tej samej szafce (dobra, wiadomo, że nie w tej samej, ale też z numerem 10). Argentyńczykowi więc przypomina się codziennie, że przed nim był tu Ronaldinho, Rivaldo, Romario czy Maradona.

Na szafce Neymara przyklejony sporawy cytat z Biblii, nad szafką Messiego i Suareza wielkie tekturowe złote gwiazdy, co pachnie mi żartem kolegów. Do ogromnej szatni przyklejona w pełni wyposażona siłownia oraz dość duży basen. Jeśli dziwi was, że piłkarze Barcelony zawsze tak późno wybiegają na rozgrzewkę, odpowiedź może się kryć tutaj – niektóre ćwiczenia można wykonać na miejscu.

OK, wychodzimy z szatni i tą samą drogą co piłkarze idziemy na boisko. Schodami w dół, potem w górę, a następnie…

No i tu mi opadła kopara na samą ziemię. Nie jest mi łatwo zaimponować, ale tutaj…

IMAG4065

Wychodzę z tunelu z myślą, że po raz kolejny stanę obok boiska w strefie przeznaczonej do robienia zdjęć. Ale nie, tym razem nie ma żadnych barierek, są za to zastawione stoły i kilkunastu tłoczących się kelnerów. Kolacja na płycie Camp Nou. Powiedzmy sobie szczerze – łatwiej zorganizować stolik w najdroższej restauracji świata niż stolik na murawie Barcelony. W takich okolicznościach przyrody wszystko by smakowało, więc dałem radę nawet wmusić sałatkę z homarem podawaną z tatarem z tuńczyka, co oczywiście popiłem winem.

Siedzisz przy elegancko nakrytym stole, wokół ciebie pionowo w górę strzelają trybuny dyskretnie podświetlone specjalnymi halogenami. Kelnerzy dwoją się i troją, przynoszą kolejne dania. Nie no, tutaj marketingowiec trafił w dziesiątkę. Byli pewnie wśród nas ludzie, którzy myśleli, że to w sumie nic takiego – może i podobne kolacje odbywają się co tydzień, może kluby dorabiają w ten sposób i boisko zamieniają wieczorami w małe restauracje. Ale nie, to absolutny wyjątek. Przeżyję to teraz i już nigdy więcej.

Niestety, zaczyna padać.

IMAG4080

Można schować się na ławce rezerwowych, ale to rozwiązanie tylko w przypadku przelotnego deszczyku, a tutaj zapowiada się na dłuższą ulewę. Ktoś więc rzuca hasło: – To do loży prezydenckiej!

Ok, krzywdy nie ma. Niech będzie loża prezydencka. Sama w sobie jest dość rozczarowująca, strasznie surowa, w zasadzie sam beton i żelazo. Nie wygląda to źle, raczej oryginalnie, ale po prostu na stadionach podobne miejsca zazwyczaj są urządzone w zupełnie innym stylu.

– Tu wszędzie były marmury, ale je ostatnio pozrywali, będzie remont – mówi jedna z dobrze zorientowanych osób. Może tak.

Ale przyjemniej mi się siedzi na stadionie. Jest środek nocy, ja z lampką wina siadam w miejscu, z którego prezydenci Barcelony oglądają mecze – widzieliście ten obrazek wiele razy w telewizji.

IMAG4135

* * *
Neymar przyjeżdża skromnie, jak na swoje możliwości. Względnie niepozornym czerwonym Audi A3, którym mija setki kibiców robiących zakupy w klubowym sklepie. Do głowy im nie przychodzi, że właśnie obok parkuje brazylijski gwiazdor, w innym wypadku pisk słychać byłoby w całej dzielnicy.

Zrzut ekranu 2016-09-27 o 13.45.39

Z tym Neymarem to trochę jaja. Na początku: „hej, będziesz miał dziesięć minut rozmowy z nim!” Fajnie, super. Potem: „wiesz co, jednak dziesięć minut w gronie trzech albo pięciu dziennikarzy”. Też spoko. I tak to wszystko mizerniało, aż skończyło się na jednym pytaniu od kraju podczas konferencji, przy czym pytanie musiało być zaakceptowane przez organizatorów. Jak się domyślacie, nie chciało mi się w to bawić.

O ile jednak można wyrobić sobie zdanie o człowieku na podstawie konferencji prasowej, o tyle Neymar wydał się bardzo miły. Są typy, które dość chłodno odpowiadają na pytania, są ludzie, którzy odbębniają obowiązek i znikają. Czasami da się jednak na podstawie pojedynczych przesłanek zgadnąć, kto jest w miarę w porządku. Brazylijczyk szuka wzrokiem osoby, która trzyma mikrofon, do każdej się uśmiecha (chyba szczerze), za każde pytanie dziękuje, zanim odpowie. Stara się to robić w miarę wyczerpująco, poza jednym dość zabawnym momentem.

Przedstawiciel Rumunii cały dzień szukał najlepszego pytania. W końcu – bum! Jest! Mam!

Zrzut ekranu 2016-09-27 o 14.01.01– Urodziłeś się tego samego dnia co Hagi, 5 lutego. Grasz z tym samym numer, co Hagi, czyli z numerem 11. Jak go wspominasz? – wypalił. Wow, całkiem niezłe. Całkiem niezłe aż do momentu, w którym Neymar wziął mikrofon i spytał:
– Kogo?
– Gheorghe Hagi.
– Kto?
– Hagi. Piłkarz.
– Nie znam.
– Z Rumunii.
– Przykro mi.

No, aż mi też się zrobiło przykro i żal Rumuna, bo tak nagle zgasł.

Generalnie Neymar powiedział to, co miał powiedzieć – że Barcelona to jego dom, że nowa fryzura Messiego jest spoko (co miał powiedzieć, skoro sam ma równie głupią) itd. Kilka odpowiedzi miał nawet interesujących, ale ludzie w tramwajach raczej później o tym nie dyskutowali. Siema, siema, dzięki, że wpadłeś!

I Ney, jakbyś znowu zapraszał do siebie, to dzwoń śmiało. Numer ten sam!

KRZYSZTOF STANOWSKI

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...