Pełny stadion, głośny doping i dwie drużyny od których można oczekiwać – dobrze grający ostatnio Lech i równo prezentująca się przez cały sezon Arka. Gdzie, jeśli nie w takiej scenerii szukać świetnego meczu w tej przeciętnej kolejce? Niestety, stało się to, czego najbardziej obawiamy się przy okazji takich spotkań w Ekstraklasie – piłkarze nie dorównali poziomem oprawie.
Oczywiście, nie dostaliśmy tak fatalnego meczu jak w Niecieczy, bo w piątek kibice oglądający popisy Termaliki i Wisły Płock mieli przykrą przyjemność sprawdzić, jak silna może być chęć przeczytania składu płynu do naczyń, byleby tylko uciec sprzed telewizora. Tu aż tak źle nie było, bo tempo na warunki tej ligi mieliśmy przyzwoite i piłkarze nie snuli się jak statyści grający zombie w filmach. Brakowało jednak dokładności, szczególnie Lechowi, który cel przed tym meczem miał jeden – wygrać, dość już przecież potracił punktów. I owszem, choć poznaniacy zepchnęli Arkę do obrony, to jednak wielu konkretów wycisnąć nie potrafili. Szczególnie przygnębiająca dla kibiców gospodarzy była pierwsza połowa, kiedy Lech ani razu nie potrafił zatrudnić bramkarza rywali celnym strzałem.
Blisko szczęścia był jedynie Pawłowski. To jeden z tych ligowych piłkarzy, o którym możemy powiedzieć, że ma swoje firmowe zagranie – chodzi tu o zejście z piłką do środka i uderzenie rogalem po długim rogu. Dziś tego też spróbował, ale pomylił się minimalnie, bo trafił w poprzeczkę.
Po przerwie wiele na korzyść Lecha się nie zmieniło, wciąż irytował niedokładnością i brakiem pomysłu na ukąszenie rywala. Pierwszy z brzegu przykład – lechici wychodzą z obiecującą kontrą, ale Jevtić podaje w jedną stronę, a Robak biegnie w drugą. Doceniamy dzisiejszą postawę Tetteha, który zagrał świetnie spotkanie i był najlepszy na boisku, ale po prostu Lechowi nie wypada, żeby w meczu z beniaminkiem królował jedynie defensywny pomocnik.
A Arka? Punkt zdobyty przy Bułgarskiej to nie będzie coś, za co gdynianie się obrażą. Wiadomo, że robią wrażenie na wszystkich swoją postawą, ale dla beniaminka wyjazd na Lecha to wciąż spore wyzwanie, mecze takie jak z Legią nie zdarzają się co tydzień. Arka była skupiona w obronie, nie pozwalała gospodarzom na wiele i po prostu ten remis sobie wywalczyła. Może brakowało czegoś ekstra z przodu, ale kompletnie nie w sosie był dziś da Silva, postać dla gdynian piekielnie ważna. W ataku natomiast trochę nie odnajdywał się Abbott, na przykład wtedy gdy nie przewidział błędu Nielsena i nie wpakował piłki do siatki – widać, że brakuje mu jeszcze ogrania.
Ale skoro prezes Arki jest zadowolony, to i my postawimy kropkę.
Zasieki wytrzymały. Dobrze jest. #LPOARK
— Wojtek Pertkiewicz (@PertkiewiczW) 25 września 2016