Rok 1996 w polskiej piłce był rokiem… potyczek Legii z Panathinaikosem. Los tak chciał, że Wojskowi najpierw wiosną odpadli z Grekami w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, a później właśnie z nimi walczyli w I rundzie Pucharu UEFA. Ten drugi dwumecz i niezapomnianą bramkę Cezarego Kucharskiego z 93. minuty rewanżu przy Łazienkowskiej wspomina się oczywiście znacznie, znacznie przyjemniej.
Legia mierząca się z Panathinaikosem jesienią nie przypominała już tej z wiosny, która zatrzymała się o krok od półfinału Ligi Mistrzów. Paweł Janas przejął stery kadry olimpijskiej, Maciej Szczęsny, Leszek Pisz, Radosław Michalski czy Jerzy Podbrożny odeszli z drużyny, a nowy trener Mirosław Jabłoński musiał się mocno gimnastykować, by króciutką kołdrą przykryć wszystkie problemy.
Trudno więc było wierzyć, że dwumecz z Grekami, którzy pół roku wcześniej ograli Legię 3:0 nie będzie jeszcze bardziej jednostronny. Tymczasem – nic bardziej mylnego. Już w Atenach Legii udało się strzelić dwie bramki i wywieźć może nie korzystny, ale na pewno nieprzekreślający jej na dobre wynik 2:4.
To, co na dobre zapadnie w pamięci każdego kibica Legii, to jednak wydarzenia meczu rewanżowego. Panathinaikos atakował jak szalony, ale każdy strzał jakimś cudem potrafił wybronić Grzegorz Szamotulski. Wojskowi natomiast długo kazali czekać na promyk nadziei w postaci gola Marcina Mięciela, który – jak się później okazało – całkowicie odmienił oblicze meczu. Panathinaikos – zamiast zaatakować i zabić dwumecz – mocno się cofnął i całkowicie oddał legionistom pole gry.
Za taki minimalizm Grecy zostali skarceni doprawdy brutalnie. 93. minuta, rzut rożny, a piłkę do bramki z najbliższej odległości pakuje Cezary Kucharski i Warszawa wybucha szaloną radością. Legia zostaje nagrodzona za wiarę do samego końca i to ona gra dalej. Jakkolwiek spojrzeć, tamta drużyna napisała jedną z najbardziej dramatycznych pucharowych historii w dziejach warszawskiego klubu.