Pamiętacie Macieja Bartoszka? Powinniście – kilka lat temu pojawił się właściwie znikąd, wziął ekstraklasowy GKS Bełchatów, więcej błyszczał w mediach wypowiedziami, podkreślając na każdym kroku swoją wiedzę i pewność siebie, a potem przepadł. Wiedzieliśmy, że był prezesem firmy zarządzającej wysypiskiem śmieci, że po przerwie wrócił do piłki, ale jedynie do drugiej ligi, zaś w Zawiszy stał się uzupełnieniem już trenerskiego duetu. Teraz znów możemy go poddać weryfikacji.
W kwietniu tego roku Bartoszek przejął broniącą się przed spadkiem Chojniczankę. W dziewięciu meczach zdobył 15 punktów, miał bardzo dobry bilans na własnym obiekcie (3-1-0) i dołożył istotną cegiełkę do utrzymania.
Obecne rozgrywki też zaczął na niezłym poziomie. Znów możemy go rozliczać za dziewięć kolejek, tym razem ma jeden punkt więcej i zajmuje wysokie, czwarte miejsce. Jasne, to wciąż początek sezonu, a za plecami Zagłębia Sosnowiec panuje straszny ścisk, ale jednak – wynik robi wrażenie. Tym bardziej, że:
– Zagłębie straciło punkty tylko z trzema zespołami, w tym z Chojniczanką
– kibicom zafundowano w 2. kolejce prawdziwą karuzelę w wygranym 5:4 meczu ze Stomilem
– na meczach Chojniczanki nikt się nie nudzi, bo średnia 3,3 gola na 90 minut jest najwyższa w lidze
A dziś podopieczni Bartoszka przerwali w Tychach serię z GKS-u siedmiu spotkań bez porażki. Ogólnie był to jednak festiwal błędów – gospodarze podarowali rywalom rzut karny, a Boczek fatalnym podaniem otworzył szansę na drugiego gola, zaś goście byli krok od samobója, przed którym uchronił Budziłek i zeszli do szatni w dziesiątkę po bezmyślnym faulu Markowskiego na drugie żółtko.
**
Rozegrano dziś też dwa inne spotkania. Pogoń Siedlce dwa tygodnie temu pokonała Bytovię, przed tygodniem gładko pojechała w Suwałkach Wigry 4:1, a teraz poprawiła trzecim zwycięstwem z kolei – z Chrobrym. I być może nie byłoby to aż tak dziwne, że mówimy o zespole, który w poprzednim sezonie bronił się przed spadkiem, a w pierwszych sześciu kolejkach tych rozgrywek uzbierał cztery punkty.
Fajerwerki odpalono zaś w Kluczborku, gdzie MKS wygrał po raz pierwszy. Gospodarze stracili w 88. minucie prowadzenie, ale mieli jeszcze szansę na zwycięstwo po trzecim dziś rzucie karnym – jeden dla MKS-u (wykorzystany), jeden dla Olimpii (wykorzystany). Z piłki meczowej nie skorzystał Nitkiewicz, ale i tak w piątej minucie doliczonego czasu gry na 3:2 trafił Szewczyk.
Fot. FotoPyk