Reklama

Przed sezonem typowalibyśmy ich do spadku. Pozmieniało się…

redakcja

Autor:redakcja

17 września 2016, 10:15 • 3 min czytania 0 komentarzy

Jeśli przed sezonem ktoś położyłby przed wami niezłą sumkę i powiedział, że wkrótce ta kasa może być wasza, wystarczy tylko wytypować dwóch spadkowiczów z Ekstraklasy w tym sezonie – nie oszukujmy się, większość z was (a i nas) wskazałaby paluchem na Koronę Kielce i Górnika Łęczna. Gdyby jednak oferta była wciąż aktualna, a pula ze stołu nie zmalała ani o pensa, dziś mało kto posłałby palec w kierunku takiego zestawu. 

Przed sezonem typowalibyśmy ich do spadku. Pozmieniało się…

Sam Górnik Łęczna oczywiście wciąż gościłby w wytypowanym gronie, ale to też nie byłby wybór tak oczywisty, jak wynik działania dwa ray dwa. Łęcznianie są w strefie spadkowej, punktują zgodnie z przewidywaniami, lecz ich gra wygląda o wiele lepiej niż wyniki (a więc jest słabo, ale rokowania są niezłe). Wiele meczów – nie chcemy, by to było tanią wymówką – po prostu się źle układało. Spotkanie z Cracovią (0:0)? Warunki były takie, że nie dało się przeprowadzić normalnej akcji. Porażka z Bruk-Betem? No tak, ale gdyby nie karny z dupy, raczej by do niej nie doszło. Nie zostali ani razu zlani, ani razu nie mieliśmy poczucia oglądając ich, że to jakaś parodia futbolu, czego o wielu drużynach, z którymi sąsiadują w tabeli, powiedzieć nie możemy.

Trener Rybarski wciąż może mieć pełne zaufanie. Górnik nie punktuje, ale nic tam się nie wypaliło, współpraca się układa, szatnia funkcjonuje. By daleko nie szukać dowodów – wystarczy spojrzeć na ostatni mecz z Piastem. 0:3 do 25. minuty, w szatni padło kilka mocnych słów a mimo to Górnicy zdołali wyciągnąć na remis. Nie raz oglądaliśmy przypadki, gdy drużyna przełamywała się w takich momentach i niewykluczone, że tak będzie tym razem.

Czyli konkludując: Górnik punktuje źle, ale prezentuje się na tyle dobrze, by nie być oczywistym pewniakiem do spadku.

O wiele lepiej dzieje się w Kielcach, gdzie chyba już przyzwyczaili się do schematu „wszyscy skazują nas na spadek, a my potem gramy im na nosie”. Nie wiemy, czy to efekt kieleckiej aury czy wizji zainteresowania Senegalczyków, którzy do finalizacji rozmów z miastem zbierają się jak Wisła Kraków do wygrywania meczów, ale schemat z Kielcami zawsze co roku wygląda tak samo. Najpierw skład klecony naprędce z piłkarzy, których nikt o nic dobrego nawet by nie podejrzewał, a później punktowanie ponad stan. Tak jak chwaliliśmy w poprzednim sezonie trenera Brosza, tak należy pochwalić teraz trenera Wilmana. Zrobienie wyniku w takich warunkach – duża sztuka.

Reklama

Utrzymać ligę z takim składem, to byłoby coś jak – nie przymierzając – utrzymać się w Warszawie za 500 złotych albo spokojnie tkwić na powierzchni wody mając przyczepiony do nogi dwudziestokilowy głaz. A kielczanie nie dość, że – wiele na to wskazuje – o ligowy byt drżeć musieli nie będą, to jeszcze te 500 złotych starcza im na jazdę taksą, kawior i butelkę szampana co weekend.

Przed sezonem zapowiadało się starcie ślepego z kulawym, ale po starcie sezonu okazało się, że ślepy widzi jednak doskonale, a kulawy tylko lekko utyka, ale rokowania są dobre.

cok1p8A

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...