Ach, zimowe zgrupowania reprezentacji C łamane na Ź. Poważni piłkarze albo moczą jaja w oceanie, albo po prostu grają w piłkę, tymczasem zbieranina ligowców jedzie pod szyldem kadry na jakiś zapomniany przez futbolowych bogów stadion. Były rywalizacje z tureckimi drugoligowcami, był mecz z Irakiem na boisku przy jakimś uniwerku. Generalnie nie graliśmy wtedy tylko z arktycznymi pingwinami i kadrą stworów z mołdawskich lasów.
To wtedy niemal każdy ligowiec, który umiał prosto kopnąć piłkę, zaliczył występ w kadrze z orzełkiem. Niejeden strzelił nawet bramkę, niektórzy piękną – choćby Rafał Lasocki z Macedonią. Potężne huknięcie głową. To był całkiem fajny lewy obrońca, a że lewusuów u nas nigdy wielu, miał papiery na lepszą karierę – niestety, jeszcze się taki piłkarz nie urodził, któremu kontuzje w czymkolwiek by pomogły.