Reklama

Powrót węgierskich demonów. Zwoliński ratuje przed Kadarstrofą

redakcja

Autor:redakcja

12 września 2016, 11:31 • 3 min czytania 0 komentarzy

Przemianowanie na lewego obrońcę zakończone powodzeniem, naprawdę dobre Euro 2016 i wakacje na walizkach w jednym ręku z telefonem do agenta, w drugim – ze słownikiem węgiersko-włoskim. Tamas Kadar miał pełne prawo twierdzić, że pierwsze ekstraklasowe koty już dawno znalazły się za płotami, a od niego na dobre odkleiła się łatka chodzącej katastrofy.

Powrót węgierskich demonów. Zwoliński ratuje przed Kadarstrofą

W Lechu od stycznia przybył mu zresztą znakomity konkurent do zawalania meczów – Maciej Wilusz. Kadarstrof było jakby mniej, a Węgrowi udało się wejść na poziom tak solidny, że zamiast z ulgą przyjmować jakąkolwiek ofertę, kibiców Lecha mocno zmartwił fakt, że oto Kadara lada moment zabraknie, bo przecież miał zamienić niebieską koszulkę Lecha na różową Palermo.

I wtedy na Bułgarską przyjechała Pogoń. Koniec okienka za nami, więc Węgier już nigdzie nie wyfrunie. Lech wygrał swój mecz 3:1 i wyniku, jak i poprawy jakości z przodu czepiać się absolutnie nie mamy zamiaru. Serio, było naprawdę dobrze i długimi momentami przyjemnie się to oglądało. Ale gdyby nie beznadziejny dzień Zwolińskiego, zamiast obwieszczać doskonały debiut Bjelicy, w Poznaniu tematem numer jeden byłby właśnie Kadar.

Sytuacja numer jeden: gol na 1:0 dla Pogoni

Akcja, którą pod lupę brali już Rafał Wolski i Maciej Murawski w Lidze Plus Extra. Zwoliński bierze na plecy Arajuuriego, wyłączając go z akcji, Kadar z kolei odpuszcza Delewa, który zaraz zbierze zagranie “na ścianę” Zwolińskiego i poda na skrzydło do Gyurcso.

Reklama

syt 1 - 0

Zwolińskiego przejmuje więc zgodnie z podręcznikiem Kadar i do szesnastego metra przed bramką Putnockiego wszystko jest okej. Węgier kilka razy wzrokiem kontroluje pozycję napastnika (widać to na stopklatce).

syt 1 - 1

Nagle Kadar staje. W momencie wjazdu z piłką do bramki, Zwoliński ma osiem metrów przewagi nad rywalem.

syt 1 - 2

Sytuacja numer dwa: zmarnowana setka Zwolińskiego

Reklama

Tetteh i Gajos są oczywiście spóźnieni do Korta, do którego ostatecznie idzie podanie od Gyurcso, ale nieco niżej widać coś innego. Arajuuri ma połapanego jeden na jeden Zwolińskiego, Kadar powinien więc odpowiadać za “swojego” skrzydłowego Delewa (przed polem karmym, rozkłada ręce). Jak widać, odpowiedzialność podobna, jak przy zabawie zapałkami na stacji benzynowej. Bułgar ma wokół siebie dość miejsca, żeby wybudować mały domek. Z ogródkiem.

syt 2-1

To już końcowa faza akcji, w której Kadar spokojnie może zaśpiewać “i co ja robię tu”. Ani nie doskakuje odpowiednio wcześniej do “Zwolaka” asekurując Arajuuriego i widząc, że napastnik Pogoni gubi krycie Fina, ani nie naprawia ustawienia względem Delewa.

syt 2-2

Sytuacja numer trzy: kolejna zmarnowana setka Zwolińskiego

Tutaj Kadar asekuruje Arajuuriego, z którym jeden na jeden idzie Delew.

syt 3-1

Akcja kończy się podaniem do Zwolińskiego i całe szczęście dla Węgra. Bo gdyby Delew brał Arajuuriego na zamach i zmieniłby nogę przed strzałem, to miałby przed sobą autostradę do bramki. Kadar, który powinien ubezpieczać tę opcję, kilka chwil wcześniej z biegu przeszedł w wolniutki truchcik i trzymał się z dala od wychodzących po kontrze 3 na 2 Portowców.

syt 3-2(mniej więcej w tym momencie Kadar praktycznie staje)

Sytuacja numer cztery: rzut karny

Ewident, nawet nie ma o czym dyskutować. Spóźniony doskok do Frączczaka, który Kadar próbował uratować wyciągnięciem nogi za przeciwnikiem. Nieszczególnie rozsądnie.

syt 4-1

Szczęśliwie (który to już raz w tym meczu?) Zwoliński partaczy podwójną setkę – karnego i dobitkę do pustaka, przy której gorzej skiksować chyba nie mógł.

Kosz prezentowy z kawą, czekoladkami, dobrym winem i krótkim liścikiem z węgierskim podziękowaniem jak nic powinien dziś z samego rana pójść kurierem z Poznania do Szczecina. Do rąk własnych Łukasza Zwolińskiego. To i tak nieszczególnie wygórowana cena za oszczędzenie Węgrowi tytułu badziewiaka weekendu.

W kuluarach mówi się, że Kadar to taki typ zawodnika, któremu – delikatnie mówiąc – ciężko o zmotywowanie się do dorzucenia czegoś ekstra, z wątroby, gdy wie, że tego dnia na trybunach nie siedzi żaden skaut z jego nazwiskiem nabazgranym w notesie. Jeśli faktycznie tak jest, to patrząc na zachowanie Kadara nie mamy wątpliwości. Wczoraj wszyscy obserwatorzy Węgra solidarnie wzięli urlop na żądanie.

fot. 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...