Zdarzają się na zapleczu Ekstraklasy takie mecze, przy których chyba nawet kultowy tekst PierwszaLigaStylŻycia nie jest w stanie oddać tego, co wydarzyło się na boisku. Bo jak wytłumaczyć to, że dotychczasowy lider przegrywa z jednym z najsłabszych zespołów po godzinie gry 0:4? Jak to mawiają Anglicy: unfuckingbelievable.
Wigry Suwałki – rewelacja początku rozgrywek, 16 punktów w 7 meczach, pozycja lidera, na własnym stadionie trzy zwycięstwa z bilansem bramkowym 11:3.
Pogoń Siedlce – 15. w tym momencie pozycja, dająca grę w barażach o utrzymanie, na obcym terenie trzy porażki w czterech spotkaniach.
Fani zakładów piłkarskich zapewne uznali, że to zbyt oczywisty mecz do obstawienia, a przeciętni kibice, że nie ma nawet sensu włączać telewizora, bo nic zaskakującego się tu nie wydarzy. Z kolei w Sosnowcu, gdzie wczoraj wskoczyli na pierwszą pozycją, zapewne myśleli, że to sytuacja tymczasowa. Ale w momencie, gdy mówimy o zapleczu Ekstraklasy, logika idzie na bok.
Wigry przegrały więc u siebie z Pogonią 1:4. I nie to, że przegrały w kuriozalnych czy kontrowersyjnych okolicznościach, nic z tych rzeczy. Przegrały po:
– bardzo ładnym strzale z dystansu Konrada Wrzesińskiego,
– pięknej bramce z ok. 20 metrów, w okienko, Daniela Gołębiewskiego,
– wykorzystanej sytuacji Michała Bajdura po zlatanowym dograniu Marcina Burkhardta,
– trafieniu Wrzesińskiego, który skorzystał z ciekawego przerzutu Gołębiewskiego nad obrońcą (choć ten to podanie ostatecznie przedłużył).
Cztery gole, z czego przy trzech kopara opadła nam do ziemi. Gdyby ktoś zakrył na koszulkach nazwiska Wrzesińskiego, Gołębiewskiego czy Burkhardta, apelowalibyśmy do dyrektorów sportowych klubów Ekstraklasy, by brali się do roboty. No ale mamy świadomość, że granice absurdu i jakiegokolwiek rozsądku zostały mocno przekroczone…
@przemekbator elegancko ! pic.twitter.com/FQyWH4Nz9p
— Michal Kozielski (@KozMajkel) September 11, 2016
Dominik Nowak robi w Suwałkach kawał dobrej roboty – od początku kwietnia uzbierał najwięcej punktów w lidze (38) i przegrał tylko dwa spotkania. Dziś przegrał trzecie, oglądając najgorszy występ swoich podopiecznych. Fura błędów indywidualnych, zwłaszcza u obrońców, którzy albo podawali pod nogi rywala, albo kryli strzelających tak, by ci mieli kilka dobrych metrów luzu. Piłkarze Wigier gubili się w prostych sytuacjach, sami kreowali okazje bramkowe piłkarzom Pogoni. A z przodu? Do przerwy dramat, kompletne zero – atak pozycyjny i mocno schematyczna gra, przy wysokim pressingu i agresji gości, nie przynosiły żadnego efektu. W drugiej połowie, tak od stanu 0:4, było trochę lepiej, honorowe trafienie zaliczył Kamil Adamek, ale… Bądźmy poważni. Widząc dzisiejszy występ podopiecznych Nowaka i mając w pamięci, że przed tą kolejką Wigry były liderem, a Pogoń miała na koncie trzy gole, możemy poprosić jedynie o komentarz Sławomira Peszkę.
Szanujmy się, tak?
Fot. FotoPyk