Idę, albo nie idę… – kojarzycie ten filmik, na którym starszy pijany pan porusza się mocno niepewnym krokiem raz do przodu, raz do tyłu? Otóż Ruch Chorzów w letnim oknie transferowym zaczął zachowywać się podobnie. A to nie potrzebuje już żadnego bramkarza, a to jednak potrzebuje… Dziś, mimo że za moment zostanie rozegrana ósma kolejka tego sezonu, zaprosił na testy kolejnego golkipera.
Zanim jednak skontrujecie, że przecież w Lechii i Arce też sprawdzani są nowi piłkarze – przedstawimy wam istotną różnicę. W Ruchu potrzebny jest bramkarz do pierwszego składu, w innym przypadku cały ten manewr nie ma sensu.
Już na początku maja, a więc cztery miesiące temu, było wiadomo, że Matus Putnocky przeniesie się do Lecha Poznań. W Chorzowie na tę wiadomość wzruszyli jedynie ramionami. Uznali, że:
– Wojciech Skaba, wieczny rezerwowy, może być dobrą jedynką
– w razie co zastąpi go Kamil Lech, który nie zagrał wcześniej w Ekstraklasie ani razu
– konkurencję podniesie rezerwowy w I-ligowej Arce, który nie zagrał wcześniej w Ekstraklasie ani razu
I co? I Ruch pospiesznie poszukuje bramkarza. Tym bardziej, że okazało się, że liczba błędów Skaby wymaga ponownego przesunięcia go na ławkę, a Lech to jednak jeszcze nie ta półka – być może potrzebuje ogrania w Ekstraklasie, tylko pytanie, czy faktycznie kosztem kilku punktów w tabeli.
Sprawdzali więc już niejakiego Gustavo Busatto, który nigdy wcześniej nie grał poza Brazylią, a ostatecznie wylądował w Podbeskidziu Bielsko-Biała, dwukrotnie (!) na testy przyjechał Wojciech Pawłowski, spodziewany był też Dusan Pernis, który w ostatniej chwili się wycofał. Teraz poddany weryfikacji zostaje 30-letni Libor Hrdlicka, ostatnio zawodnik gruzińskiego Dinamo Tbilisi.
Co dalej? Nie wiemy. I w Ruchu chyba też niespecjalnie wiedzą. W tym sezonie plan na obsadę miejsca między słupkami to czysta improwizacja.
Fot. FotoPyk