Reklama

Szalone okienko rywala Legii. Sporting zmieniony, ale niekoniecznie gorszy

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

01 września 2016, 14:44 • 6 min czytania 0 komentarzy

Liga Mistrzów i mecze Legii Warszawa w tych elitarnych rozgrywkach coraz bliżej. Jak już niejednokrotnie wspominaliśmy, wyobrażamy je sobie jako spotkania gołej dupy z batem i chyba nie musimy dodawać, w którą z tych ról wcieli się mistrz Polski. To jednak oczywiście tylko jeden z możliwych scenariuszy, obok tego, że najbardziej prawdopodobny, najbardziej pesymistyczny. Ale sytuacja jest dynamiczna, do spotkań z Borussią, Realem i Sportingiem może się jeszcze sporo zmienić. Na razie powodów do optymizmu trudno szukać w grze warszawskiej drużyny (łatwiej w końcówce okienka), ale można spróbować gdzieś indziej. Na przykład w transferowym szale, który zapanował tego lata w Lizbonie. Niekoniecznie musimy je znaleźć, ale spróbujmy. 

Szalone okienko rywala Legii. Sporting zmieniony, ale niekoniecznie gorszy

Na pewno ciężko zignorować fakt, że na papierze najsłabszy rywal Legii w Lidze Mistrzów dość znacząco się zmienił. No to podsumujmy sobie to całe zamieszanie…

Dobra wiadomość numer jeden: Islam Slimani został wczoraj sprzedany do Leicester City za 30 milionów. Już miejsce, do którego trafił i kwota, którą mistrz Anglii musiał wyłożyć, krzyczą, że to kozak, ale dla wciąż nieprzekonanych mamy jego liczby:

Sezon 2013/14: 31 meczów, 10 goli i 4 asysty,
Sezon 2014/15: 33 mecze, 15 goli i 5 asyst,
Sezon 2015/16: 46 meczów, 31 goli i 6 asyst.

Za Algierczykiem najlepszy rok w karierze, nic więc dziwnego, że wymienienie wszystkich klubów, z którymi od roku był łączony zajęłoby nam jakieś pięć minut. Wicekról strzelców poprzedniego sezonu. Zachowując wszelkie proporcje, to tak jakby z Legii wyjąć Nikolicia, oczywiście z tą różnicą, że Slimani spędził w Lizbonie trochę więcej czasu, zdążył mocniej wrosnąć w krajobraz tamtejszej drużyny.

Reklama

Dobra wiadomość numer dwa: Joao Mario został wyjęty ze Sportingu przez Inter za 40 milionów euro. Znów: nazwa nowego klubu i wyłożony hajs mówią w zasadzie wszystko. Świeżutko upieczony mistrz Europy, nawet jeśli we Francji indywidualnie furory nie zrobił, no to nawet przez myśl nie przeszłoby nam podważanie jego klasy. Od dwóch sezonów to bardzo ważny element lizbońskiej układanki, poprzedni skończył z bilansem: 45 meczów, 7 goli i 12 asyst. Można powiedzieć, że był ulubieńcem trenera Jesusa ze względu na swoją uniwersalność – sprawdzał się zarówno na prawym skrzydle, jak i w środku pola jako “ósemka” i “dziesiątka”, zdarzyło mu się też grywać w pierwszej linii.

Dobra wiadomość numer trzy: odeszli też inni. A mianowicie:

– środkowy obrońca Naldo (ten mniej znany) do Krasnodaru za 4,5 miliona (27 meczów w poprzednim sezonie),
– napastnik Teofilo Gutierrez został wypożyczony do Rosario Central (32 mecze, 15 goli i 1 asysta),
– środkowy pomocnik Alberto Aquilani za darmoszkę wrócił do Włoch, konkretniej do Pescary (32 mecze, 5 goli i 2 asysty),
– skrzydłowy Carlos Mane został wypożyczony do Stuttgartu (23 mecze, 1 gol i 7 asyst),
– środkowy obrońca Ewerton został wypożyczony do Kaiserslautern (18 meczów i 1 gol).

Oczywiście tych ruchów wychodzących było znacznie więcej, bo kilkanaście, ale mówimy o piłkarzach, którzy nie odgrywali większej roli w poprzednim sezonie. Jeśli już mielibyśmy zwrócić uwagę na te nazwiska, no to wspomnielibyśmy, że zdolny Iuri Medeiros (w poprzednim sezonie 10 goli i 13 asyst w Moreirense) został ponownie wypożyczony, tym razem do Boavisty, skrzydłowy Andre Carrillo, który wcześniej robił furorę, lecz w ostatnim sezonie był odsunięty od zespołu, trafił do Benfiki, pożegnano także Zakarię Labyada. Ta głębia składu jest ważna, bo nawet jeśli wątpliwe, by Sporting posyłał rezerwowy skład na Ligę Mistrzów, to należy pamiętać, że cztery dni po rewanżu z polską drużyną, Portugalczycy mają w rozkładzie jazdy derby Lizbony na terenie Benfiki.

Zła wiadomość numer jeden: udało się zatrzymać innych, przede wszystkim dwóch mistrzów Europy – Adriena Silvę i Williama Carvalho. Pierwszy był bardzo blisko Leicester, gdzieniegdzie można było znaleźć już nawet potwierdzenia tego transferu, sam piłkarz mówił już o nowym wyzwaniu, ale ostatecznie władze klubu z Lizbony – ku niezadowoleniu samego zawodnika – postawiły weto i kapitan zostaje w drużynie. Drugi już od kilku okienek stanowi łakomy kąsek, łączony jest i z dużymi firmami, i z angielskimi średniakami, którzy mogą zapłacić krocie, ale na przeprowadzkę też jeszcze będzie musiał poczekać. Czyli koniec końców środek pola Sportingu będzie piekielnie mocny.

Reklama

Zła wiadomość numer dwa: Sporting sięgnął głębiej do kieszeni. Albo trochę inaczej – Sporting pobił swój transferowy rekord, wykładając za jednego piłkarza 10 milionów euro. Wcześniejszy wynosił niecałe 9 milionów (5 lata temu zapłacono tyle Atletico za Eliasa), a ostatnie lata były znacznie spokojniejsze. Dość wspomnieć, że w dwóch poprzednich sezonach (cztery okienka) Sporting też wydawał około 10 milionów euro, ale… całościowo. A jednym z droższych zakupów był  wtedy niejaki Simeon Sławczew, dziś piłkarz Lechii.

Pewnie słyszeliście, kto był głównym bohaterem tego zamieszania. Kwota ta trafiła na konto Wolfsburga za Holendra Basa Dosta. Poprzedni sezon w wykonaniu 27-letniego napastnika nie był z rodzaju tych, które mogą urwać dupę (10 goli i 2 asysty we wszystkich rozgrywkach), ale pamiętamy choćby luty 2015. Wybraliśmy go wtedy najlepszym piłkarzem miesiąca na całym świecie, strzelał aż miło (11 goli i 2 asysty w 7 meczach, w tym dwie bramki wbite Sportingowi w Lidze Europy). Oby sobie nie przypomniał tych czasów.

Zła wiadomość numer trzy: rzecz jasna to koniec wzmocnień/uzupełnień składu. Łącznie – wliczając dyszkę za Dosta – Sporting wydał tyle, ile zarobił na Slimanim. 30 milionów euro. Gdybyśmy mieli określić te ruchy jednym słowem, napisalibyśmy: solidne. Ale że nie musimy się ograniczać, warto wymienić nazwiska:

– środkowy napastnik Luc Castaignos przyszedł za 2,5 miliona z Eintrachtu Frankfurt (21 meczów, 5 goli i 3 asysty w zeszłym sezonie, wcześniej bardzo dobry czas w Twente),
– skrzydłowy Joel Campbell został wypożyczony z Arsenalu (30 meczów, 4 gole i 6 asyst),
– skrzydłowy Lazar Marković (z przeszłością w Benfice) został wypożyczony z Liverpoolu (poprzedni sezon spędził w Fenerbahce, 21 meczów, 2 gole i 3 asysty),
– środkowy pomocnik Elias wrócił do klubu – ostatnio grał Corinthians, no i w brazylijskiej kadrze – za co zapłacono 2,5 miliona,
– napastnik Alan Ruiz przyszedł za 5,3 miliona z Colon Sante Fe (28 meczów, 8 goli i 4 asysty),
– środkowy napastnik Andre przyszedł za 2 miliony z Corinthians (21 meczów, 3 gole i 1 asysta, znacznie lepiej radził sobie wcześniej, otarł się nawet o brazylijską kadrę),
– środkowy pomocnik Marcelo Meli został wypożyczony z Boca Juniors (20 meczów, 2 asysty),
– defensywny pomocnik Radosav Petrović przyszedł z Dynama Kijów za 2 miliony (18 meczów, 2 gole),
– środkowy obrońca Douglas przyszedł z Trabzonsporu za milion (19 meczów i 1 asysta),
– środkowy napastnik Lukas Spalvis przyszedł za 1,6 miliona z Aalborga (33 mecze, 19 goli i 1 asysta),
– bramkarz Beto trafił do Sportingu na zasadzie wolnego transferu z Sevilli (prawie cały poprzedni sezon stracił przez kontuzję, zagrał w 5 spotkaniach).

Uff… Sporo tego, a to nie koniec, bo zdecydowano się jeszcze wykupić wcześniej wypożyczonego Bruno Paulistę za 3,5 miliona euro i trochę zainwestować w młodzież, którą jednak od razu oddano, by ogrywała się w innych klubach.

Doliczając do tego zawodników, którzy w klubie już byli, trzeba powiedzieć, że na brak opcji w ofensywie Jorge Jesus nie będzie mógł narzekać. Czy można postawić tezę, że działacze poszli w tych zakupach na ilość, a nie jakość? Oczywiście, że można, ale trzeba pamiętać o przynajmniej dwóch rzeczach.

Pierwsza: piszemy to w kontekście Legii Warszawa, w której każdy z wymienionych wyżej piłkarzy zostałby przyjęty chlebem i solą.

Druga: Sporting ma oko do piłkarzy. Przykładowy Slimani został sprowadzony trzy lata temu z ojczyzny za – uwaga – 300 tysięcy euro.

Na razie drużyna z Lizbony cieszy się świetnym wejściem w sezon (trzy wygrane w lidze, w tym z FC Porto, błyszczy Gelson Martins), po przerwie reprezentacyjnej przyjdzie czas na zaprezentowanie światu zespołu bez Joao Mario i Islama Slimaniego. Cóż, miały być powody do optymizmu, ale chyba nie do końca wyszło.

Najnowsze

Hiszpania

Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Patryk Stec
0
Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...