Choćbyście w środku nocy nas zapytali – czy to w głębokim śnie, czy w stanie agonalnym przy barze – o najgorszych piłkarzy minionej kolejki, wystrzelilibyśmy nazwiskami bez najmniejszych problemów. Bo zapamiętać nietrudno. Spójrzcie:
– Podleśny parodiujący grę w bramce
– trzy czwarte zagubionej defensywy Wisły
– Wolski, który mentalnie wciąż jest piłkarzem Wisły
– leń i bandyta z Łęcznej, czyli przeuroczy duet kabaretowy Tymiński-Danielewicz
– w ataku uzupełnienie zespołów, które w tej jedenastce mają najwięcej piłkarzy: Lechii, Wisły i Górnika Łęczna
No, przyplątał się tylko ten Rudol… Jeśli jednak widzieliście, jak Danielewicz wracał się do obrony, Tymiński pracował na kartki, obrońcy Wdowczyka wydurniali, itd., itp. – przyznacie nam rację. Tak bezkonkurencyjnego zestawienia badziewiaków nie mieliśmy o dawna.
Kozacy? Różnorodność pod względem przynależności klubowej jest już znacznie większa, co nam się podoba. Szybkie wnioski:
– Śląsk, Morioka i Biliński musieli naprawdę trafić na zespół, który przegrał pięć ostatnich meczów, by w końcu strzelić jakieś gole
– Bartosz Bereszyński rozegrał w lidze taki mecz, jakiego nie rozegrał na pewno za Czerczesowa
– jak nie Szwoch, jak nie da Silva, jak nie Marciniak, to Bożok. Rozłożenie odpowiedzialności w Arce na kilku zawodników jest niewiarygodna
– późno, bo późno, dopiero w 7. kolejce, ale Nikolić strzelił pierwszego gola w Ekstraklasie
– Probierz potrafi wydobyć maksimum z takich ludzi, jak Tomasik, przywrócić do dawnej dyspozycji takiego Cernycha, no i prawdopodobnie odkryć nowego, sensownego gościa – nazywa się Chomczenowskyj
Fot. 400mm.pl