Cały poprzedni sezon był dla Jamiego Vardy’ego jak jedna wielka impreza, ale to, jak poszedł w tango na King Power Stadium, gdy rywalem był Liverpool, zapada w pamięć na długi, długi czas.
„Zero kalkulacji”. Jedna z zasad, którymi na boisku kierował się w każdym meczu. Nie było pozycji, z której nie da się uderzyć na bramkę, nie było sytuacji, w której na moment zawahałby się i zrezygnował z próby zaskoczenia bramkarza.
Gdyby było inaczej, ta bramka z Liverpoolem pewnie nigdy by nie padła. Wydawać by się mogło, że tylko w głowie szaleńca może zrodzić się myśl o strzale z takiej pozycji. Tylko czy nie mówiło się podobnie w ogóle o perspektywie zdobycia przez Leicester tytułu mistrzowskiego? A no właśnie.