W Polsce spędził jedynie rok, ale będziemy o nim pamiętać znacznie dłużej niż o typowym przedstawicielu piłkarskiego szrotu. Nie tylko ze względu na charakterystyczne nazwisko. Joël Tshibamba. Czy gość w ogóle potrafił grać w piłkę? Na podstawie jego pobytu w naszej lidze trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Na pewno umiał zaliczyć spektakularne pudło. Ale umiał też od czasu do czasu znaleźć się w polu karnym i trafić do siatki.
Przekonało się o tym kilku ligowych rywali Arki Gdynia, a po przeprowadzce do Lecha Poznań – jeden przeciwnik. Ale za to jaki! W bramce Joe Hart, w obronie m.in. Joleon Lescott i Pablo Zabaleta, w pomocy Patrick Vieira i David Silva, a w ataku Emmanuel Adebayor. Budujący już wtedy piłkarską potęgę Manchester City. Piękny występ Kolejorza w pucharach, ale tego dnia The Citizens pokazali polskiej drużynie miejsce w szeregu. Hat-tricka załadował wspomniany Togijczyk, nie było co zbierać.
Ale na osłodę trafił Tshibamba. Jeśli zastanawialiście się kiedyś, co się z nim teraz dzieje, to odpowiadamy: podróżuje. Od czasu odejścia z Lecha ponad cztery lata temu, przynależność klubową zmienia jak szalony. AE Larisa, Krylja Sowietow Samara, znów Larisa, Henan Jianye, FC Vestsjælland, Ulisses Erewań, jeszcze raz Larisa, Botew Płowdiw, FC Koper. Siedem klubów, siedem krajów. I siedem goli w najlepszym sezonie – gdy był w Grecji. Poza tym – słabizna.
Czyli wychodzi na to, że to był jego wielki moment. Polsat już wtedy wiedział, że warto to w jakiś sposób uczcić.