Czekali, czekali, potem jeszcze chwilę poczekali, jednak ostatecznie się nie doczekali. Były pojedyncze przebłyski, momentami wydawało się, że już za chwileczkę, już za momencik w Madrycie po raz kolejny ujrzą najlepszą wersję swojego wychowanka, tę sprzed czasów poważnej kontuzji, ale nic z tego. Koniec końców nawet będący jego wielkim fanem Florentino Pérez po kilku nieprzespanych nocach doszedł do wniosku, że z tej mąki chleba już nie będzie i postanowił go sprzedać. Jesé Rodríguez przenosi się z Realu Madryt do PSG.
25 milionów euro, które paryżanie przelali na konto “Los Blancos” sprawiają, że Hiszpan stał się właśnie najdrożej sprzedanym wychowankiem w historii klubu. Ostatnim graczem ze szkółki puszczonym za podobną kasę był Álvaro Morata, który przed sezonem 2014/15 przeprowadził się ze stolicy Hiszpanii do Turynu. Nie jest to zresztą pierwszy raz, gdy “Królewscy” na wychowanku potrafią ubić całkiem przyzwoity interes.
Po transferze Kanaryjczyka zestawienie top 5 pod tym względem prezentuje się bowiem następująco:
1. Jesé, 25 milionów euro (PSG)
2. Morata, 22 miliony (Juventus)
3. Negredo, 19,4 miliona (Sevilla i Manchester City)
4. Granero, 13 milionów (Queens Park Rangers)
5. Callejón, 10 milionów (Napoli)
W odróżnieniu od większości sprzedawanych piłkarzy wyhodowanych na własnym gruncie, Real tym razem nie zawarł jednak w umowie zapisu o opcji odkupienia zawodnika za konkretną kwotę po określonym czasie. Na podobne zabiegi nie pozwala francuskie prawo. Na Santiago Bernabéu musieli więc zadowolić się wyłącznie zagwarantowaniem sobie zwykłego prawa pierwokupu. Pierwokupu, z którego – nie ma co się oszukiwać – z niemal stuprocentową pewnością nigdy nie skorzystają.
Z Jesé w Realu wiązano z początku naprawdę wielkie nadzieje. W Madrycie od dawna nie widzieli bowiem wychowanka, który z taką łatwością z miejsca odpaliłby w pierwszym zespole. Strzelał, asystował, robił sporo szumu… Kibice dość szybko zauważyli, że trafiła im się prawdziwa perełka. Wtedy jednak nadszedł moment, który – jak się miało okazać – w znacznej mierze wpłynie na jego dalsze losy, czyli zerwanie więzadeł w marcu 2014 roku w spotkaniu Champions League z Schalke.
Po kontuzji Jesé nie zdołał jednak znów czarować tak, jak tuż po otrzymaniu pierwszej prawdziwej szansy od Carlo Ancelottiego. Choć od czasu do czasu udawało mu się jeszcze pokazywać próbki dawnej przebojowości, jak chociażby w 1/8 finału Champions League przeciwko Romie, jego wahania formy sprawiły, że czy to Carletto, czy Rafa Benítez czy też Zinédine Zidane kompletnie nie wiedzieli już, co z nim właściwie począć. Kibice zaś coraz częściej zaczynali mu z kolei wytykać, że zamiast skupiać się na grze, ten woli z kumplami nagrywać wideoklipy.
W Madrycie zmuszeni są więc dziś skreślić kolejne nazwisko z listy potencjalnych “nowych Raulów”. Przebieg kariery Jesé w najtrafniejszy możliwy sposób skwitowali tytułem jednego ze swoich artykułów dziennikarze “Marki” – “Kim mógł być i kim nie został”. Choć Hiszpanię opuszcza on ostatecznie na tarczy, to i tak wyłącznie ktoś niespełna rozumu byłby w stanie określić jego transfer do PSG jako zjazd czy banicję.
Wydaje się, że ostatecznie znaleziono zdecydowanie najlepsze dla obu stron rozwiązanie – w Madrycie nie będą w końcu zmuszeni do ciągłego czekania i zastanawiania się, co z nim zrobić, sam Jesé zaś nareszcie odczepi od siebie łatkę cudownego chłopca-piosenkarza, który w Madrycie dobrze zapowiadać mógłby się aż do osiągnięcia wieku emerytalnego. Real tym samym przełamuje stereotyp, swoją najgłośniejszą w tym okienku transakcję ubijając nie na kupnie kolejnego galaktycznego piłkarza, a na sprzedaży wychowanka.