Co jest największą personalną bolączką obecnej Pogoni Szczecin? Brak środkowego napastnika, na którego w tym momencie można by liczyć? Co prawda chyba nie potrafimy już sobie przypomnieć dwóch dobrych meczów z rzędu Łukasza Zwolińskiego, a 19-letni Seiya Kitano to na razie bardziej ciekawostka niż realne wzmocnienie, ale i tak udało się to przykryć. Dużej sztuki dokonali bramkarze szczecińskiej drużyny, prawda?
Najpierw Jakub Słowik za wszelką cenę chciał podarować bramkę piłkarzom Wisły Kraków i Korony Kielce. Choć ci z akurat jego prezentów nie skorzystali, Kazimierz Moskal przytomnie zauważył, że szczodrość jego bramkarza nic dobrego drużynie nie przyniesie i szybko posadził go na ławce. Miejsce między słupkami zajął Dawid Kudła, ale cóż -niewiele to zmieniło. Najpierw mocno przeciętny mecz ze Śląskiem, teraz – wpadka w ważnym momencie w spotkaniu z Zagłębiem. Gdyby Janusz Wojcik był trenerem Portowców, mogłoby już dojść do rękoczynów.
A mogło być tak pięknie, oczywiście z perspektywy obozu szczecinian, ulga była bardzo blisko. Pogoń sezon zaczęła słabo, a w dodatku jechała na mecz z ekipą, która od kilku miesięcy rozstawia po kątach ligowych rywali. Dokładnie od ośmiu kolejnych spotkań w lidze (wliczając poprzedni sezon) Zagłębie nie tyko nie przegrało meczu, ale nawet nie zremisowało. Piękny komplecik – osiem zwycięstw, bilans bramkowy 21-2.
Teoretycznie Portowcy stali na straconej pozycji, ale tak się akurat złożyło, że dziś Zagłębie leczyło kaca po odpadnięciu z Ligi Europy. Trener Stokowiec nie mógł już skorzystać z usług Dąbrowskiego, sam dał odpocząć Cotrze, który nie znalazł się nawet kadrze meczowej, a na ławce usiadł zarówno Filip Starzyński, jak i Jan Vlasko – ludzie odpowiedzialni za odpowiedni poziom kreatywności na murawie. No i nawet trudno się dziwić, że Zagłębie dziś bardziej męczyło bułę, niż grało w piłkę.
Z kolei Pogoń tak dobrze w sezonie jeszcze nie wyglądała. Przede wszystkim sprawdził się pomysł z powrotem do ustawienia z Matrasem w środku pola. Po drugie – w końcu przyzwoicie wypadli skrzydłowi. Przed przerwą Pogoń dwa razy poważnie zagroziła bramce Polacka – Czerwiński trafił w poprzeczkę, strzał Delewa obronił bramkarz – a w drugiej połowie w końcu udało się strzelić gola. Konkretnie – bardzo aktywnemu Kamilowi Drygasowi, który wykorzystał wrzutkę Gyurcso.
I tak nam się ten mecz zbliżał powoli do końca – szczerze mówiąc, wyczekiwaliśmy tego momentu – Pogoń była nawet bliska drugiej bramki, aż w końcu swoją obecność na murawie postanowił zaznaczyć Kudła. Kolejna centra w pole karne, bramkarz postanawia opuścić posterunek, lecz z próby piąstkowania wyszło dogranie do Łukasza Janoszki. 1-1 po tzw. bramce z dupy.
No i ma problem Kazimierz Moskal:
a) jeszcze jedna szansa dla Kudły,
b) powrót Słowika,
c) szukamy posiłków, niekoniecznie poza klubem?
Nie zazdrościmy, ale przecież nikt nie mówił, że będzie łatwo.
Fot. FotoPyK