Cel minimum zrealizowany. W marnym stylu, ale zrealizowany. Legia po raz kolejny nie zachwyciła, jednak koniec końców dowiozła u siebie wynik ze Słowacji i awansowała do ostatniej rundy kwalifikacji Ligi Mistrzów. Co istotne – w obliczu wygranej Hapoelu Beer Sheva z Olimpiakosem, warszawianie w trakcie losowania par będą rozstawieni.
Trzeba jednak przyznać, że Legia korzystnego rezultatu dowieźć wcale nie musiała. Nie chcemy przez to sugerować, że zawdzięcza ona awans wyłącznie fartowi i bożej opatrzności. Bo – umówmy się – Trenczyn dupy dziś także nie urywał. Mamy na myśli bardziej to, że był to po prostu typowy mecz z serii tych, w których o ostatecznym powodzeniu mógł zadecydować przypadek, jedno krzywe kopnięcie, dziwny błąd rywala czy inne losowe zdarzenie. Nawet mimo dość szybkiego tempa, jakości czysto piłkarskiej uświadczyliśmy bowiem naprawdę niewiele.
Jasne, Legia na przestrzeni całego spotkania Legia miała przewagę. Wysoko podchodziła pod rywala, starała się coś zdziałać w przodu i niby częściej podchodziła pod bramkę przeciwnika, ale pomysłu w tym wszystkim było mniej więcej tyle, co glutenu w posiłkach Roberta Lewandowskiego. Najlepszymi dowodami – Nikolić próbujący lobować bramkarza z czterdziestu metrów czy Kucharczyk, który po paskudnym błędzie bramkarza w drugiej kompletnie zgłupiał i w świetnej sytuacji posłał piłkę w maliny.
Co jednak najważniejsze, Legia nie dała dziś sobie strzelić. Pewnie nawet pochwalilibyśmy ich za postawę w defensywie, jednak – no właśnie – też nie za bardzo jest za co. Gdyby Legia mierzyła się dziś z bardziej klasowym rywalem, mogło być naprawdę różnie. Bo o ile naśladowanie Neymara przez Lewczuka we własnym polu karnym czy dopuszczenie rywala do sytuacji sam na sam w starciu z Trenczynem może jeszcze ujść na sucho, o tyle w potyczce z kimś silniejszym podobny kryminał zakończyć może się już płaczem.
Pozytywy? Wiadomo – awans do finalnej rundy kwalifikacji Ligi Mistrzów oraz fakt, że będą w niej rozstawieni. Choć Legia nieprzerwanie gra padakę, paradoksalnie stanęła właśnie przed najlepszą okazją na grę w Champions League w ostatnich latach. Wszystko dzięki dzisiejszemu dowiezieniu wyniku ze Słowacji i – przede wszystkim – dzięki zwycięstwu Hapoelu Beer Sheva z Olimpiakosem, które zadecydowało o tym, że mistrz Polski w ostatniej rundzie eliminacji będzie rozstawiony
Złe wieści natomiast są takie, że długimi momentami – pomimo nieco lepszej gry po przerwie – od oglądania poczynań „Wojskowych” łamało nas w krzyżu. Legia w Lidze Mistrzów? Cóż, jak na razie zamiast jakichkolwiek odpowiedzi otrzymaliśmy wyłącznie kolejną porcję pytań.
Fot. FotoPyK