Ależ ten czas leci – to już dwa lata! Pamiętamy przecież jak wczoraj, te starcia Trałki ze studentem, rywalizację Pawłowskiego ze sprzedawcą w smażalni ryb, nierówną walkę Hamalainena z kierowcą szkolnego autobusu. Cóż to były za emocje, mecz prawdziwie na styku, gdzie nikt nie chciał odpuścić nogi, bitwa trwała o każdy metr kwadratowy boiska. Niestety, wtedy Lech poległ, ale walczył dzielnie – dokładnie dwa lata temu Rumak i spółka poznali siłę Stjarnanu.
– Stjarnan Gardabaer reprezentuje kraj piłkarsko wyżej notowany od nas. Islandia dopiero co walczyła w barażu o mistrzostwa świata w Brazylii, a my nie. Islandczycy są także wyżej notowani w rankingu i mają więcej piłkarzy w dobrych ligach europejskich – powiedział wtedy Rumak potwierdzając, że ma łeb na karku. On znał po prostu siłę swojego zespołu i stare prawidło, że wyniki reprezentacji odzwierciedlają poziom ligi – spójrzcie na Polskę. Dopiero co ćwierćfinał Euro, a teraz w pucharach te wszystkie Szkendije i Goeteborgi chowają się przed nami ze strachu.
Miało być ciężko i rzeczywiście tak się stało. Już w drugiej minucie interweniować musiał Burić, potem co prawda Lech ostrzeliwał bramkę rywala, ale to była zamierzona taktyka Islandczyków, którzy po 120 sekundach potrzebowali wytchnienia. A gdy po przerwie złapali drugi oddech, po prostu strzelili gościom gola. Wtedy znów przycisnął Lech, ale Stjarnan już wiedział – mamy to! Do końca spotkania nic się nie zmieniło i Rumak po raz musiał przełknąć gorycz porażki w delegacji. Jego bilans wyglądał wtedy tak:
Żetysu Tałdykorgan (Kazachstan) – 1:1
Chazar Lenkoran (Azerbejdżan) – 1:1
AIK Solna (Szwecja) – 0:3
FK Honka (Finlandia) – 3:1
Żalgiris Wilno (Litwa) – 0:1
Nomme Kalju (Estonia) – 0:1
Stjarnan FC (Islandia) – 0:1
Jest średnio, ale stabilnie. Tym bardziej, że rywal był klasowy. – Mam 4 piłkarzy na półprofesjonalnych kontraktach. Reszta normalnie pracuje. W kadrze jest 18 wychowanków – mówił trener Stjarnanu.