Igor Lewczuk strzelił wczoraj gola dającego wygraną 3:2, a jednak dostał od nas „tylko“ notę 5? Dlaczego? Z bardzo prostego powodu – uratował go sędzia. Ale niewidomy arbiter nie znaczy, że niewidomi mają też być dziennikarze.
Do rzeczy!
Obrońca Legii popełnił prawdopodobnie najgłupszy faul, jaki w tym roku widzieliśmy. Ba, to w ogóle jeden z najgłupszych fauli, jakie kiedykolwiek było nam dane oglądać. Na filmiku poniżej zobaczyć możecie, jak dwóch defensorów warszawskiego klubu „odprowadza” piłkę i przeciwnika za linię końcową. I gdy już prawie dopięli celu, wtedy Lewczuk przeżywa moment szaleństwa. W sytuacji, w której i tak nie było jakiegokolwiek zagrożenia mocno popycha rywala, powodując jego upadek. Polecamy zwłaszcza powtórkę…
No sorry, trudno o bardziej ewidentną jedenastkę. To prawda, że zawodnik Wisły nie doszedłby do piłki. Ale nie ma to znaczenia. To prawda, że piłka za moment byłaby za boiskiem. Ale to też nie ma znaczenia. Ot, taki krótki wycinek z przepisów…
Lewczuk został bohaterem, ale równie dobrze najczęściej zadawanym mu pytaniem mogło być: – Chłopie, gdzie ty miałeś głowę?!
Wszystkim, którzy zaraz zakrzykną, że to nie faul, proponujemy, by w myślach przenieśli tę sytuację z linii końcowej na dziesiąty metr. Dziękujemy, co było do udowodnienia…
Podobne pytanie można też zadać Jakubowi Rzeźniczakowi, który też faulował w polu karnym. Legionistę prawdopodobnie zaskoczyła nieporadność Dimityra Ilijewa, który w czasie rajdu niechcący zostawił piłkę lekko za sobą. I stało się tak, że tam, gdzie niby miała być piłka, tam była właśnie noga wiślaka. Faul jak byk.
— Tom76 (@1976Tomek) 31 lipca 2016
Czytelnik pyta, gdzie karny? No cóż. Vision Express chyba jest otwarte w niedzielę.
PS Z kolei gol Wisły Płock na 2:0 nie powinien być uznany z powodu faulu na Łukaszu Broziu.