To jasne jak słońce, że obecność Jakuba Świerczoka w Tychach jest przypadkiem, wynikającym z zaporowych warunków jakie Górnik Łęczna postawił Borussii Dortmund i Interowi Mediolan. Tak czasami bywa, ale bóg futbolu nie lubi tracić czasu, więc zstąpił na tyską ziemię i zaczął nauczać piłki. A że pracy będzie miał sporo – widać już dziś. GKS odpadł z Pucharu Polski po meczu z Olimpią Zambrów.
Żeby sobie uświadomić skalę tej kompromitacji, trzeba cofnąć się w czasie o tydzień. Wtedy właśnie, Olimpia pojechała na mecz poprzedniej rundy w mocnym, dwunastoosobowym składzie. Jeśli normalnie drużyny jeżdżą na swoje mecze autokarami, to zambrowian można na upartego upchnąć w dwa samochody. I tak w sumie dobrze, że spotkanie się odbyło, bo jeszcze dobę przed nim, Olimpia nie miała kim grać – dopiero rano, w dniu meczu, zakontraktowano dziesiątego zawodnika z pola. Im dalej w las tym śmieszniej, a może już straszniej, bo w meczu z Chełmianką Chełm doszło do dogrywki. Trzeba było zrobić zmianę, a że na ławce tylko bramkarz… No, już trudno – wszedł w 118. minucie i pograł chwilkę na lewej obronie.
Mija tydzień i ktoś może pomyśleć, że przez siedem dni można zbudować zajebistą drużynę, ale rzut oka na obecny skład osobowy Olimpii raczej nas nie przekonuje. Nie wygląda to jak kadra profesjonalnego zespołu, raczej jak kadr z jakiejś komedii.
Trzech obrońców (czyli mogą już grać 3-5-2!), z czego jeden, konkretnie Karol Buzun, karierę zaczynał występując z przodu. Poza tym to głównie sama młodzież, średnia wieku napastników wystaje niewiele poza tarczę zegara. Trener GKS-u, Kamil Kiereś, widząc ten obraz nędzy i rozpaczy mógł tylko pomyśleć, że pykną ich trójką, a gdy sobie przypomniał, że ma Świerczoka – zamarzyła mu się pewnie dwucyfrówka. W wykonaniu napastnika, nie dodajemy tutaj goli pozostałych piłkarzy.
Tym bardziej, że tych w GKS-ie ponoć nie brakuje. Seweryn Gancarczyk, Mariusz Zganiacz, Marcin Radzewicz, no i oczywiście Świerczok. Wiadomo, że poza Jakubem, są to goście już nieco za słabi na Ekstraklasę, ale takie zespoły jak dwunasto-osobowa Olimpia powinni ogrywać w strojach wieczorowych, trzymając na rękach swoje piękne kobiety w eleganckich toaletach.
Tymczasem nie, dostali po dupie 2:1, tracąc decydującego gola w 91. minucie. Goście, którzy często zarabiają niemało, oberwali – z całym szacunkiem dla tych ambitnych chłopaków – od ludzi wziętych z plaży, bo ktoś przecież musi grać.
Najgorsza jest zaś świadomość, że apostoł futbolu nie tylko patrzył z bólem na to, jak wiele pracy czeka kolegów zanim zbliżą się do jego poziomu. Brał też w tym meczu udział. Gola nie strzelił.
Ale w końcu jak tu atakować, kiedy Olimpia rzuciła na boisko wszystkich swoich obrońców. Wszystkich trzech.
Fot. FotoPyk