Trochę ponad rok temu załamywaliśmy ręce nad sytuacją Jakuba Koseckiego, który – z piłkarza na naprawdę wysokim poziomie – stał się zupełnym przeciętniakiem. Wtedy miarą upadku skrzydłowego Legii był fakt, że publicznie przymilał się do Lechii Gdańsk. Na łamach portalu legia.net trafiliśmy na następującą wypowiedź piłkarza (kwiecień 2015):
Lechia Gdańsk, to poza Legią, jedyny klub w Polsce, w którym mógłbym zagrać. Jeśli miałbym odejść z Legii do innego klubu w Polsce, to tylko tam. Nie ukrywam sympatii do tego klubu, kibice mnie tam dobrze wspominają. Na trybunach i poza nimi byłem szanowany. Pochlebia mi to, że taki klub był mną zainteresowany, tym bardziej, że aspiracje w Gdańsku są coraz większe.
Trudno było inaczej spojrzeć na tę wypowiedź, skoro dwa lata wcześniej w kontekście Koseckiego wymieniało się naprawdę solidne zachodnie marki. Mówiło się też, że Legia może na nim zarobić nawet trzy miliony euro, a on sam w niedługim czasie może stać się wiodącą postacią reprezentacji Polski. Skoro – zaczynając z tak wysokiego pułapu – nagle zaczął puszczać oko w kierunku przeciętnie radzącej sobie Lechii, to w tamtym momencie była to najlepsza miara jego sportowego upadku.
Dziś na sprawę należałoby spojrzeć jeszcze inaczej i postawić następujące pytanie – gdzie tam Koseckiemu do Lechii? Przecież tam na skrzydłach grać mogą Flavio, Haraslin, Mak, Pawłowski czy Peszko, więc na dziś “Kosa” byłby tam bocznym pomocnikiem numer sześć. Pytanie też, czy Kuba za bardzo nie pospieszył się z deklaracją, że w Polsce mógłby zagrać tylko w Legii i Lechii. Jak na jego obecne możliwości to ekstremalnie wysoko zawieszona poprzeczka. Napisalibyśmy że alternatywą mogłaby być jakaś niemiecka prowincja, ale po chwilę przypomnieliśmy sobie, że i na niej 26-latek nie dał sobie rady. Co więc mu pozostało?
W Legii zostawać chyba nie ma po co. Nawet teraz, kiedy obsada warszawskich skrzydeł jest naprawdę uboga, dla Koseckiego nie ma miejsca w kadrze meczowej. Raz udało mu się zagrać w Superpucharze, gdzie wszedł w 89. minucie, jako zmiana numer pięć. A przed nim, kiedy trzeba było gonić wynik, weszli między innymi dwaj boczni obrońcy i 17-letni Sebastian Szymański. Zła wiadomość dla Koseckiego jest więc taka, że – po pierwsze – w następnych meczach będzie można dokonywać już tylko trzech zmian, a – po drugie – Legia może już nie zagrać w porównywalnie eksperymentalnym zestawieniu.
Koseckiemu nie pomógł więc żaden reset, a poprzez jednak nieudany epizod w 2. Bundeslidze naprawdę ciężko będzie mu znaleźć jakąkolwiek rozsądną opcję zagranicą. Co mu pozostało? Zaczęlibyśmy od sprostowania słów o Legii i Lechii oraz deklaracji, że zagra w każdym polskim klubie, który tylko wyrazi nim jakiekolwiek zainteresowanie. Taki Dominik Furman sięgnął po rozum do głowy i wybrał Wisłę Płock, co jak dotąd wydaje się bardzo rozsądnym posunięciem. Kosecki powinien podążyć podobną drogą i znaleźć miejsce, gdzie będzie miał pewny plac. Następnie musi mieć też nadzieję, że wreszcie opuszczą go problemy zdrowotne. Trochę sporo tych warunków, ale bez tego ciężko sobie nawet wyobrazić, gdzie Kosecki wyląduje za kolejne kilkanaście miesięcy.
Fot. FotoPyK