Choć nigdy w życiu nie zgarnął Złotej Piłki, nie wygrał Ligi Mistrzów, o jakichkolwiek sukcesach z drużyną narodową nie wspominając, to w piłce nożnej ma status wszechmogącego geniusza. Fakt faktem w pewnym stopniu dzięki wspaniałej autokreacji, ale jednak – cokolwiek by się działo, Zlatanowi pozwala się na więcej. Nie dziwi więc nas ani trochę, że nie zdążył jeszcze dobrze zapoznać się z korytarzami na Old Trafford, a już zdefiniował się jako przyszły bóg Manchesteru.
Tak wyrazistej postaci kibice Czerwonych Diabłów nie mieli być może od czasów Erica Cantony. Jasne, Scholes, Giggs, Beckham, Ronaldo czy Rooney to wielkie osobowości i znakomici piłkarze, których będą w klubie wspominać jeszcze przez kolejne sto lat, ale takie charaktery jak Cantona nie trafiają się często. Cóż z tego, że jego kariera toczyła się dwutorowo – jednym pasem gnała jego forma piłkarska, a drugim liczne skandale, które przyciągał jak magnes. Chłop miał po prostu taką charyzmę i takie serducho do walki, że równie dobrze mógłby pewnie stanąć na czele armii i pociągnąć ją na barykady.
Dokładnie 20 lat czekali w Manchesterze na kolejną postać tego formatu. Ibrahimovicia nikomu przedstawiać nie trzeba – prawdopodobnie gdyby podczas negocjacji zażyczył sobie, by codziennie budził go tuzin króliczków Playboya, to włodarze klubu by tą zachciankę spełnili. A gdyby na plecach miał mieć zamiast nazwiska wypisane „GOD”, to i taka fanaberia zostałaby zaakceptowana. Wszelkie granice dla tego faceta są po prostu przesuwane.
Do takiej wymiany słownej musiało więc prędzej czy później dojść. Ani jeden nie byłby sobą, gdyby nie dorzucił swoich trzech groszy, ani drugi, gdyby nie przyszykował sprawnej riposty.
– W Machesterze król jest tylko jeden – powiedział najpierw Cantona sugerując oczywiście, że insygnia królewskie dzierży na wyłączność. – Ok, podziwiam Cantonę, ale ja nie chcę być królem, tylko bogiem Manchesteru – nie odpuścił Zlatan.
Póki co nie widzieliśmy jeszcze nawet Szweda na murawie, a już wiemy, że będzie ciekawie. Z tym gościem nie można się nudzić i nie ukrywamy, że tak jak kochamy jego działalność boiskową, tak jeszcze bardziej ostrzymy sobie zęby na cały teatrzyk, który odprawi wokół swojej przygody z MU.