Ileż to już razy Korea Północna osiągała w myślach wszystko… Lądowanie na słońcu, wynalezienie hamburgera, ich przywódca najlepszym golfistą na świecie – tak podaje władza obywatelom, a oni w to wierzą, bo nie mają jak rządzących na kłamstwie przyłapać. Ale w tych wszystkich bzdurach jest jedno osiągnięcie, które mogą rzeczywiście wspominać, gdyż naprawdę się wydarzyło. Dokładnie 50 lat temu wyrzucili Włochów z mundialu.
Jasne, że wtedy Italia nie była przesadnie mocna – przed wojną dwukrotnie wygrywali mistrzostwo świata, ale po niej wpadli w spory kryzys. Cztery kolejne mundiale były dla nich do zapomnienia, bo raz w ogóle na zawody nie pojechali, a trzykrotnie wykraczali się na najłatwiejszej przeszkodzie, odpadając po pierwszej rundzie. Ale mimo to, na mundial w 1966 Italia przywiozła ludzi, którzy akurat Koreę Północną powinni pokonać. Rivera, Facchetti – nie są to przecież nazwiska anonimowe, a wyzwanie było o tyle łatwiejsze, że Włochom do awansu wystarczał remis.
Podział punktów z ekipą, która wystawia do gry pół-profesjonalistów i wcześniej w grupie dostała od ZSRR 0:3, a z Chile uratowała remis w ostatnich minutach? Brzmiało jak bułka z masłem i początek rzeczywiście wskazywał, że Azjaci nie mają czego tu szukać. Włosi atakowali, ale nic nie chciało wpaść i powoli myśl „spokojnie, zaraz trafimy”, zmieniała się w „cholera, co się dzieje?”. Włosi spanikowali, cofnęli się do obrony, a Korea to wykorzystała, konkretnie Pak Doo-Ik – w 40 minucie strzelił zwycięską bramkę.
Azjaci dzięki tej wygranej awansowali do ćwierćfinału, a Wlosi pojechali do domu. Korea wpadła na Portugalię i znów pachniało sensacją, bo już w pierwszej minucie pogromcy Italii strzelili bramkę, a po 25 minutach prowadzili 3:0! Wtedy jednak Portugalia się obudziła, a właściwie Eusebio, który zapakował rywalowi cztery bramki, ostatecznie stanęło na 5:3.
Później Korea grała na mundialu jeszcze raz, sześć lat temu w RPA. Skończyła grupę z bilansem 1:12.