Reklama

Dzień dobry Ekstraklaso, nazywam się Thibault Moulin

redakcja

Autor:redakcja

19 lipca 2016, 12:34 • 5 min czytania 0 komentarzy

Wydaje się, że transfer Thibault Moulin do Legii Warszawa trochę przeszedł u nas bez echa. W normalnych okolicznościach – czyli na przykład nie w trakcie bardzo dobrego turnieju w randze mistrzowskiej w wykonaniu reprezentacji Polski – o takim ruchu mówiłoby się zdecydowanie więcej. Wymowny jest sam fakt, że nieoficjalnie mówi się, iż transakcja zamknęła się w kwocie miliona euro, czyli w okolicach rekordu transferowego warszawskiego klubu. Statystyki francuskiego pomocnika z poprzedniego sezonu również mogły narobić smaku – trzy gole i dziesięć asyst w lidze belgijskiej, w dodatku przy grze na pozycjach 6-8. Mieliśmy pełne prawo oczekiwać, że tym razem do naszej ligi trafił piłkarz będący zupełnym przeciwieństwem zagranicznego szrotu.

Dzień dobry Ekstraklaso, nazywam się Thibault Moulin

Tak się jednak złożyło, że dopiero w miniony weekend Moulin pokazał się szerszej publiczności. W Superpucharze nie zagrał z powodu kontuzji, a w pierwszym meczu eliminacji Ligi Mistrzów w Mostarze obraz transmisji i warunki do gry były na tyle słabe, że ciężko było rzetelnie go ocenić. Do minionej soboty musieliśmy się zadowolić głównie entuzjastycznymi wypowiedziami prezesa Legii, Bogusława Leśnodorskiego. Na przykład takimi:

– To ciekawa historia, zwłaszcza, że rozmawiamy o najlepszym zawodniku na tej pozycji w lidze belgijskiej. (legioniści.com)

– Jeszcze nie było takiego transferu, żeby do Polski trafił 26-letni czołowy zawodnik ligi belgijskiej. („SE”)

– Thibault będzie bardzo dużym wzmocnieniem. (Weszło)

Reklama

Jakkolwiek spojrzeć, pierwszy oficjalny mecz Moulina w Warszawie niejako wpisuje się w słowa prezesa Legii. Rzecz jasna Francuz z pewnością może grać lepiej, w wielu akcjach brakowało mu jeszcze zrozumienia z partnerami, a w drugiej połowie – podobnie jak i reszta drużyny – nieco siadł fizycznie. Ale i tak pokazał wielki potencjał oraz sposób gry, jakiego w naszej lidze często się nie ogląda. Kiedy Moulin i reszta drużyny wejdą na swój najwyższy poziom, Legia może mieć ze swojego ostatniego zakupu naprawdę dużo pożytku.

Na początek – bez jakiejkolwiek selekcji – prezentujemy wszystkie zagrania Francuza w meczu z Jagiellonią. Zarówno te dobre, jak i złe, chociaż tych pierwszych było zdecydowanie więcej:

Co rzuca się w oczy? Przede wszystkim przyspieszanie gry. Francuz naprawdę rzadko trzyma piłkę długo przy nodze, a nawet jeśli to robi, jednym sprytnym zagraniem jest w stanie przenieść grę o kilkanaście metrów do przodu. Poza tym szybko się rusza i szybko myśli. Nie traci czasu na poprawianie czy przekładanie piłki, bo zagrywa tą nogą, która akurat jest bliżej futbolówki. Podaje, zanim kibice oglądający mecz przed telewizorem zdążą pomyśleć „podaj”. A oprócz tego naprawdę dużo widzi na boisku (np. dwa podania do Aleksandrova z 12. i 45. minuty) i w większości przypadków podejmuje dobre decyzje.

Innymi słowy, widać jak na dłoni, że jest to gość z poważnej ligi, przyzwyczajony do zupełnie innego tempa gry. I trzeba tylko mieć nadzieję, że Ekstraklasa go nie wchłonie, a on sam nie będzie chciał równać w dół. Podczas meczu z Jagiellonią Besnik Hasi stał przy linii i nieustannie zwracał piłkarzom uwagę, by grali szybciej. I tutaj upatrujemy największej nadziei dla Legii. Wydaje się, że przy albańskim szkoleniowcu na ławce i Moulinie na boisku reszcie drużyny może być znacznie łatwiej wejść na wyższy poziom i grać znacznie szybszą piłkę. I takiej tendencji z pewnością życzą sobie warszawscy kibice.

Tak naprawdę w swoim ligowym debiucie Francuz mógł zaliczyć dwie asysty i strzelić gola. Skończyło się na jednej asyście, bo drugą niejako w swoim stylu skradł mu Prijović. Natomiast w 24. minucie gry Moulin miał naprawdę dobrą sytuację do strzelenia gola i właściwie można byłoby pochwalić go za strzał, gdyby przed bramką nie stał obrońca. Nie ulega jednak wątpliwości, że dobre, czyste uderzenie to kolejna mocna strona nowego piłkarza Legii. Oprócz wspomnianej sytuacji oddał dwa groźne strzały z niełatwych pozycji, a wymowny jest też fakt, że z miejsca stał się głównym wykonawcą stałych fragmentów gry.

Reklama

Minusy? Nieprzekonująca gra w defensywie. Być może problemem jest forma fizyczna, która – jak zapowiada Hasi – szykowana jest dopiero na sierpień. W drugiej połowie meczu z Jagiellonią Moulin mógł się wykazać w grze obronnej, ale – wraz z kolegami z linii pomocy – raczej tego nie robił. Odbiorów praktycznie nie miał, dwa razy zagrał wślizgiem, ale bez rezultatu. Jego udanych akcji w defensywie było jak na lekarstwo. Jeżeli na transfer Francuza spojrzymy przez pryzmat odejścia Ariela Borysiuka, to pod względem gry w destrukcji drużyna raczej nie zyskała. Lub, w optymistycznej wersji, jeszcze nie zyskała.

Wymiana jeden do jednego Borysiuk-Moulin powinna jednak mieć zasadnicze przełożenie na grę całego zespołu. Przede wszystkim drużyna powinna sporo zyskać w ofensywie. W poprzednim sezonie to Tomasz Jodłowiec najczęściej pełnił rolę ósemki i w kilku spotkaniach – jak chociażby w domowym starciu z Cracovią – pokazał, że potrafi grać do przodu. W parze z Moulinem środek pola Legii powinien być zdecydowanie bardziej kreatywny i otworzyć drużynie nowe możliwości. Pytanie tylko, jak to będzie wyglądało w fazie obrony i czy zmiana proporcji w środku pola nie odbije się na defensywie całego zespołu.

Ważne jednak, że wszystko wskazuje, iż Legia się wzmocniła i dziś w pomocy ma jednak zawodnika z wyższej półki. Rzecz jasna z pełną oceną należy się wstrzymać co najmniej do końca rundy, ale pewne rzeczy widać już dziś. Po pierwsze, Moulin asystował przy wszystkich golach Legii, jakie padły w meczach z jego udziałem. Po drugie, zdążył już zaprezentować kilka wysokiej klasy zagrań, a jego akcja przed trafieniem Aleksadrova to coś zupełnie niespotykanego na naszych boiskach. I wreszcie, jego potencjalny brak wydaje się największym problem Legii przed dzisiejszym rewanżowym meczem z Mostarem.

A Hasiemu wypada tylko życzyć, by zawsze jego prośby przynosiły porównywalny skutek. Tuż po podpisaniu kontraktu z Legią zgłosił zapotrzebowanie na rozgrywającego i dostał naprawdę klasowego zawodnika. A w Warszawie powinni się teraz pomodlić, by podobny schemat zadziałał też przy środkowym obrońcy i skrzydłowym.

Michał Sadomski

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Hiszpania

Media: 60 milionów to za mało. Barcelona odrzuciła ofertę za Raphinhę

Antoni Figlewicz
1
Media: 60 milionów to za mało. Barcelona odrzuciła ofertę za Raphinhę

Komentarze

0 komentarzy

Loading...