Reklama

“W Wiśle nie czułem wsparcia”

redakcja

Autor:redakcja

18 lipca 2016, 14:10 • 11 min czytania 0 komentarzy

– Na łapu capu wybiera się u nas trenerów. Był Polak, to weźmy zagranicznego. Był zagraniczny, to teraz Polak. Doświadczony – młody, ambitny. Impulsywny – to teraz spokojny. Na końcu się okazuje, że co przy zatrudnianiu trenera było jego atutem, to przy zwalnianiu jest negatywem – mówi Kazimierz Moskal, w rozmowie z Weszło.

“W Wiśle nie czułem wsparcia”

Już chyba dalej niż do Szczecina, nie mógł pan uciec z Krakowa.

Powoli się do tego przyzwyczajam, bo patrząc na losy trenerów, trzeba być na to przygotowanym. Nie ukrywam – ileś lat temu myślałem, że po zakończeniu kariery piłkarskiej z Krakowa się nie ruszę, ale to było dawno. Teraz to jest najdalszy wyjazd w mojej karierze.

To ulga, móc w końcu pracować w Ekstraklasie i nie w Wiśle?

Myślę, że po pierwsze to jest duże wyzwanie, ale i szansa pracy na własny rachunek. Jak z graniem w piłkę – każdy chce być jak najwyżej. Nie ukrywałem, że ta propozycja była dla mnie zaskoczeniem, ale nie wahałem się przyjąć oferty, bo uważam, że ten zespół ma potencjał.

Reklama

Dlaczego to było zaskoczenie?

Bo Pogoń osiągnęła dobry wynik w tamtym sezonie. Będąc bez pracy człowiek myśli, czy pojawi się szansa i okazja, do choćby rozważenia propozycji. Ale w te rejony, do Szczecina, moje myśli nie wybiegały.

Poprzeczka wisi wysoko, wydaje mi się, że trzeba mierzyć w puchary. Skoro Michniewicz, który zajął szóste miejsce, już w klubie nie pracuje.

Wszędzie jest presja, duże oczekiwania na wynik i od tego nigdy nie uciekniemy. Mam świadomość, że poprzeczka jest wysoko i myślę – to dobrze. Nie wiem do końca, co było powodem odejścia trenera Michniewicza, ale to jest decyzja zarządu z kim się wiążą i z kim rozstają. Co do pucharów, zobaczymy. Jestem ambitnym człowiekiem i chcę w każdym meczu grać po pierwsze o zwycięstwo, ale po drugie, by gra sprawiała przyjemność nie tylko nam, ale i ludziom. Nikt nie powiedział mi, że celem jest awans do Europy, ale wiemy, że poprzeczka jest ustawiona na szóstym miejscu. Trudno, żeby w jakimkolwiek klubie, ktoś nie chciał być wyżej. Zająłeś 12. miejsce, to też myślisz o postępie. To jest naturalne.

No, ale to zawsze łatwiej awansować z dołu do środka, niż z czołówki na podium.

Pewnie tak, ale to też zależy kim się dysponuje. Jednak to zdrowe podejście, żeby stawiać sobie wyższe cele.

Reklama

Pogoń ma zespół na puchary?

Nie no, żeby pogodzić puchary, ligę i puchar Polski, trzeba mieć szerszą kadrę. Widzimy przecież składy zagranicznych zespołów. Nie chodzi nawet o nasilenie meczów, ale przyjdą kartki, drobne urazy, słabsza forma zawodnika, którego chcemy zastąpić bez straty dla jakości. Zawsze w sezonie przychodzi trudny moment i sztuką jest spoglądać do przodu, umiejętnie dawać odpocząć piłkarzom.

Skoro jesteśmy przy pucharach, to jak pan, jako Wiślak, zareagował na popisy Cracovii?

To jest przykre dla naszej ligi. Niefortunny termin i moment, żeby grać w pucharach, ale skoro już tam jesteśmy, to na pewno takie odpadnięcie odbija się nie tylko na Cracovii. My jesteśmy jako naród tak skonstruowani, że potrafimy się cieszyć z nieszczęścia innych. Trzeba sobie zdawać sprawę, że to ma przełożenie na inne drużyny. Nie spodziewałem się takiego wyniku i myślałem, że mimo porażki na wyjeździe, Cracovia poradzi sobie u siebie. Nie widziałem meczu, ale spotkałem się opiniami, że Macedończycy byli lepsi. Cracovia grała fajną piłkę, więc byłem przekonany, że awansują.

Fajną, ale może ona jest fajna tylko na naszym poziomie.

Okazuje się, że tak. Jeszcze przegrali oba mecze. Może zdarzyć się jedna wpadka, bo na wynik ma wpływ wiele czynników, na które często nie zwracamy uwagi – podróż, trudne warunki, boisko. Mimo tego, że temperatura jest taka sama dla jednych i drugich, to jednak oni są do tego przygotowani. Wydawało mi się, że w Krakowie sobie poradzą, ale porażka w obu meczach daje do myślenia.

Wracając do szerokiej kadry, to ewenement, bo Pogoń praktycznie na każdej pozycji – poza napastnikiem – ma dwóch piłkarzy.

Jeszcze nie do końca tak jest, ale to minimum. Mówimy o tym ewenement, ale jeśli chcemy bawić się w profesjonalną piłkę, to tak powinno być. My patrzymy na naturalne rzeczy i mówimy, że są super. Myślę, że kadra musi być jeszcze szersza. Jakościowo i ilościowo, bo jedno nie wyklucza drugiego.

Pogoń ma być skuteczniejsza, ale chyba mogę powiedzieć, że w zespole do gry jest tylko jeden napastnik, Łukasz Zwoliński?

Teoretycznie tak, choć mamy możliwości, żeby porotować zawodnikami na różnych pozycjach. Napastnik jest problemem dla większości klubów Ekstraklasy, każdy szuka takiego, który strzeli kilkanaście bramek. Gdyby była okazja ściągnąć podobnego zawodnika, to myślę, że Pogoń by to zrobiła.

Czyli Pogoń czeka na okazję, ale sama już nie szuka?

Czekamy na okazję. Musimy zdawać sobie sprawę na co nas stać, nie mamy takich możliwości jak Lechia i Legia. Jest określony budżet, ale też są problemy, a my chcemy ten klub stopniowo wprowadzać na wyższy poziom.

Odejście Dwaliszwilego to już pana decyzja?

To była wspólna decyzja, pytano mnie o zdanie. Tak samo z Przybeckim. Różne były powody, ale to już za nami.

Zastępuje pan Michniewicza, który zremisował 17 meczów, a pan w Wiśle też przecież często dzielił się punktami.

Jeśli chcemy kogoś uderzyć, to kij się znajdzie. Mimo że Pogoń tyle remisowała, to zajęła dobre, szóste miejsce, a było blisko pucharów. Ja remisowałem, Pogoń remisowała, ale to był tamten sezon, Gdybym chciał przejmować się takimi rzeczami, musiałbym dać sobie spokój. Każdy trener ma swój pomysł na sukces, myślę, że moja filozofia różni się od tej trenera Michniewicza i będę próbował w inny sposób tę drużynę prowadzić.

Prezes Pogoni powiedział po odejściu Michniewicza: „Drużyna ma przyciągać grą fanów na stadion. Były efekty w postaci miejsca w tabeli, ale brakowało efektowności.” Nie boi się pan, że przesadzają tu z oczekiwaniami?

Gdybym się bał, to bym tutaj nie przyszedł. Znam swoją wartość, wiem jak pracuję, jak chcę grać i jaki mam pomysł – czy się uda? Nie wiem, nikomu tego nie zagwarantuję. Jedno wiem, że wszystko idzie w tym kierunku, żeby ta gra sprawiała radość i przyciągała kibiców. Zdaję sobie sprawę, że głównym czynnikiem są punkty. Możemy grać pięknie, ale bez punktów kibice nie przyjdą na stadion.

Druga rzecz – i Pogoń, i Wisła lubią często zmieniać trenerów. Nie jest to trochę przeprowadzka z deszczu pod rynnę?

Myślę, że w Polsce musimy być do tego przyzwyczajeni, to szybko się nie zmieni. Miałem inne propozycje, nie tylko z Ekstraklasy, ale to nie jest tak, że od razu pierwszą się przyjmuje. Trzeba sprawdzić, jaką filozofię ma klub, jak chce grać i cieszy mnie, że chcąc, aby ten zespół grał efektownie i efektywnie, pomyślano o mnie. Ktoś zauważył, że zespół, który prowadziłem, grał w piłkę i miał styl. Z tego powodu jestem zadowolony. Na łapu capu u nas jest to, jak wybiera się trenerów. Był Polak, to weźmy zagranicznego. Był zagraniczny, to teraz Polak. Doświadczony – młody, ambitny. Impulsywny – to teraz spokojny. Na końcu się okazuje, że co przy zatrudnianiu trenera było jego atutem, to przy zwalnianiu jest negatywem.

A nie jest tak też w Pogoni? Wdowczyk, Kocian, Michniewicz, teraz pan. Różne osobowości, często różne style gry.

Ktoś zadał mi pytanie czy to, że moja wizja i prezesa są podobne, zagwarantuje mi pracę tutaj na dwa, trzy, pięć lat. Nie, bo chodzi o wyniki. Ale jeśli idziemy w określoną stronę, to wierzę, że po mnie przyjdzie trener, mający podobną filozofię, chcący pracować w podobny sposób. Nie myślę o tym, że moi poprzednicy byli inni.

Ale ogólnie, to jesteśmy w Polsce zafiksowani na punkcie trenerów zagranicznych, prawda? Patrzy się na paszport, a nie na warsztat.

Tak, bo u nas się często myśli, że jak trener mówi w innym języku, to może zawodnicy będą bardziej skupieni i uważni. Albo jak przyjdzie ktoś impulsywny, poskacze i pokrzyczy przy linii, to zbuduje tym autorytet. Sorry, ja jestem jaki jestem i nie będę robił przedstawienia, to nie w mojej naturze, pracuję inaczej.

A jakie były plusy Pogoni poza wspólną wizją z zarządem?

To w miarę stabilny klub. Zdajemy sobie sprawę, że w Polsce jest mało zespołów, które są oparte na prawdziwym profesjonalizmie, bo brakuje na wiele rzeczy. Nie mówiąc już o pensjach, ale odżywki, boiska, bazy treningowe… Porównując się do innych, to jesteśmy bardzo daleko. Ale Pogoń, jak na polskie warunki, jest stabilna, zespół ma potencjał. Jest mieszanka zawodników, którzy mają określony poziom i swoją osobowość w lidze, ale też dosyć duża grupa młodzieży, która się dobija, żeby zaistnieć.

KRAKOW 24.07.2015 MECZ 2. KOLEJKA EKSTRAKLASA SEZON 2015/16 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH IN CRACOW: CRACOVIA - WISLA KRAKOW KAZIMIERZ MOSKAL FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Ma pan tu ludzi, do tej efektownej gry? Przydatny byłby Akahoshi, ale on już długo nie jest w formie.

Myślę, że tak. Akę na pewno trzeba odbudować, musi wrócić do swojej dyspozycji. Zresztą rozmawiałem nawet z nim dziś po treningu, bo potrzebujemy ludzi – tak jak Aka powiedział – którzy nie będą szukać usprawiedliwienia po meczu, że on jest niegotowy. Mam jego obraz sprzed kilku lat, to był klasowy piłkarz w tej lidze.

Zastał pan też Drygasa, ale na pewno nie jest to kukułcze jajo.

Nie, absolutnie nie. Wyróżniał się w pierwszej lidze, a tutaj też poradzi sobie bez problemów.

Inny transfer, Delew. Jakim jest piłkarzem?

Liczę, że podniesie nam jakość, da większe możliwości w ofensywie, bo też grał na pozycji napastnika i strzelał bramki. Zobaczymy, dla niego jest teraz trudny moment, niełatwo się z nim porozumieć i też musimy wziąć poprawkę na to, że pierwszy raz tak trenował. W Bułgarii zupełnie inaczej przygotowują się do sezonu.

Lżej?

Nie wiem czy lżej, ale inaczej. Tam jest prościej – bieganie i piłka. Bez przygotowania fizycznego, tak jak my to tutaj robimy.

Pan jest zwolennikiem biegania po górach?

Nie, jestem zwolennikiem, żeby wszystko co możemy, robić z piłką.

Wracając do Delewa – te trudności w porozumieniu, to rozumiem bariera językowa?

Tak, myślałem, że będzie można porozmawiać po rosyjsku, ale on mówi tylko po bułgarsku. Staramy się coś zorganizować, żeby ten przekaz był lepszy, ale widzę, że powoli bliżej trzyma się z chłopakami. Na początku był zagubiony, jednak to normalnie, teraz jest już uśmiech na jego twarzy.

Jak pan oceni młodzież w klubie?

Mamy zdolną młodzież, ale ta piłka to co innego, pokazały to mecze w Centralnej Lidze Juniorów z Legią. W Warszawie Pogoń wygrała 2:0, żeby tutaj wysoko przegrać. Oczywiście, jeśli będą w dobrej dyspozycji, to dostaną szansę, ale stawiamy na zawodników, którzy są najlepsi.

Jakieś konkretne nazwiska?

Dużym zaskoczeniem był Japończyk Kitano, który pojawił się bez kompleksów. Ale też Kuba Piotrowski, Robert Obst, Marcin Listkowski – oni są najbliżej pierwszego zespołu.

Jest w Polsce coś takiego, że młody ma grać, tylko dlatego, bo jest młody, prawda? Nieważne jaki prezentuje poziom.

To jest tak samo jak z trenerami. Jeśli zespół wygrywa, to nikt nic nie mówi, ale jak nie idzie, to od razu pytanie, dlaczego nie gra młodzież? A jak gra młodzież, a zespół nie wygrywa, to się mówi – nie macie młodzieży. Wszyscy by chcieli, żeby oni grali, promowali się i klub mógł ich sprzedać, bo trzeba jakoś prosperować i sprowadzać gotówkę do klubu.

A jaka jest tutaj baza? Chyba gorsza niż w Wiśle?

Myślę, że jakościowo tak, choć boisk mamy więcej. W Wiśle nie ma szału, jeśli chodzi o ilość, bo tam są dwa boiska trawiaste, ale o bardzo dobrej jakości, jedno nawet podgrzewane, więc można spokojnie zimą trenować. Na pewno jakościowo, ta baza w Myślenicach jest lepsza. Ale tutaj na główną płytę nie można narzekać, „dwójka” też jest okej.

Dlaczego nie udało się panu w Wiśle?

Dobre pytanie… Dwa razy byłem strażakiem, bo byłem w klubie i przejmowałem zespół jako asystent. Wygodnie jest nim być i nie brać odpowiedzialności, bo pierwszy trener to robi, ale nie wyobrażałem sobie, że po zwolnieniu szkoleniowca powiem : „nie, ja chcę być tylko asystentem, szukajcie kogoś innego”. To był taki moment, że może akurat nie było pomysłu, chętnych i czasu na szukanie, więc czułem się w obowiązku przyjąć propozycję. A ten trzeci raz – graliśmy dobrą piłkę, potrafiliśmy sobie stwarzać sytuacje, ale brakowało skuteczności. Myślę, że mieliśmy zbyt wąską kadrę, bo na wiosnę po dojściu Ondraska i Małeckiego, to inaczej wyglądało.

Czuje się pan wykorzystany?

Nie, wiedziałem za tym ostatnim razem gdzie przychodzę, jakie są problemy i że nie ma co liczyć na wzmocnienia. Pracowałem z ludźmi, których miałem i sprawiało mi to przyjemność. Nie mieliśmy się czego wstydzić, gdy byłem zwalniany, to zajmowaliśmy 6. czy 7. miejsce, niewiele tracąc do czołówki.

Pierwsze podejście rozumiem, drugie też, ale przy trzecim – nie myślał pan: „nie no, nie idę, znowu będzie to samo”?

Może przyjdzie taki moment, ale to był czas, kiedy chciałem spróbować. Nie czuje się wykorzystany, czy czuję żal, to inna sprawa.

Czuje pan żal?

Tak, to znaczy… Patrząc na zespół jaki miałem, problemy, to myślę, że robiliśmy dobrą robotę.

Jeszcze to zwolnienie można było jakoś zrozumieć, mnie najbardziej zdziwiło to drugie, po Lidze Europy.

To też było dla mnie duże zaskoczenie, bo tuz po meczu z Koroną rozmawialiśmy z prezesem i nic nie wskazywało na to, ze może do tego dojść. A już w czwartek zespół przejął Michał Probierz.

Z Cupiałem miał pan dobry kontakt?

Zależy co mamy na myśli?

Trudno się z nim spotkać.

Rzadko, bardzo rzadko się z nim spotykałem. Zawsze łatwiej, jeśli ma się dobry kontakt z prezesem i właścicielem, jeśli ma się zaufanie. Mi na pewno pracy nie ułatwiało, że pojawiały się informacje o nowym trenerze, mimo że choćby wygraliśmy ze Śląskiem 4:2. A jeśli jest kontakt, wspólna myśl, rozmowa, to łatwiej prowadzić klub.

Brakowało panu zaufania?

Nie czułem wsparcia, bo za tej kadencji spotkaliśmy się raz. Ja wiem, że pan Cupiał ma inny biznes i ma swoich ludzi, którzy mają kontakt z drużyną, myślę tu o panu Kapce. Czy teraz, gdy jest tam trener Wdowczyk, to się zmieniło, nie wiem.

Upadek Wisły pana boli?

Przez 10 lat, od momentu przejęcia przez Cupiała Wisły, drużyna zawsze była w czubie. Ostatnie sezony są chude i każdy, kto przyzwyczaił się do sukcesów, przeżywa trudny moment. Widać to na trybunach i na pewno żal jest.

A teraz, w Szczecinie, będzie pan w końcu człowiekiem z zewnątrz. To plus?

Ja myślę, że to jest ułatwienie. Za tym ostatnim razem jak byłem z Wisłą, to też traktuje to przyjście jako z zewnątrz. Nie przychodziłem z roli asystenta, tylko spoza klubu, mimo że znałem paru zawodników. Poza tym, jedna rzecz – ja też nabieram doświadczenia. Jestem starszy i mądrzejszy.

Rozmawiał Paweł Paczul

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Weszło

Piłka nożna

Rząd chce kobiet w zarządzie PZPN, PZPN się śmieje. Nitras, Kulesza i wolta klubów

Szymon Janczyk
59
Rząd chce kobiet w zarządzie PZPN, PZPN się śmieje. Nitras, Kulesza i wolta klubów

Komentarze

0 komentarzy

Loading...