W styczniu zeszłego roku biły się o niego największe kluby Europy. Real, Barcelona, Bayern, Manchester United, Chelsea, PSG… Faksy płonęły, do kontraktów czekających jedynie na podpis dorzucano kolejne zera, kolejne zapisy i klauzule. Ludzie rządzący na co dzień zespołami bijącymi się o najwyższe możliwe cele, w jednej chwili zaczęli głupieć, ekscytować się jak małe dzieci. „U nas będzie ci najlepiej”, „tutaj już wkrótce możesz zostać jednym z najlepszych piłkarzy Starego Kontynentu”, „dostaniesz od nas wszystko, czego tylko zapragniesz”, przekonywali. Ojciec chłopaczka jedynie kręcił nosem i w odpowiedzi rzucał obojętnie: “zobaczymy”.
Martin Odegaard. Wunderkind, chłopiec, który przeżył którego talent w mgnieniu oka oczarował wszystkich najmożniejszych i którego pragnął mieć u siebie dosłownie każdy. Debiut w dorosłej reprezentacji zaliczył w wieku 15 lat i ośmiu miesięcy. W lidze norweskiej kręcił jak chciał obrońcami, którzy niejednokrotnie byli dwa razy starsi od niego. Ciągnącą się długimi miesiącami licytację koniec końców wygrał Real Madryt. W stolicy Hiszpanii wystrzeliły korki od szampanów, a Florentino po raz kolejny mógł zaśmiać się wszystkim w twarz. 2,8 miliona euro za gościa mającego wszelkie predyspozycje, by stać się w przyszłości wiodącym graczem? Groszowa sprawa to mało powiedziane.
Gdy fala entuzjazmu już opadła, rzeczywistość nie okazała się jednak równie idylliczna. Do tego stopnia, że dziś w Madrycie kompletnie nie wiedzą, co z tym Odegaardem zrobić. Zaoferujemy mu olbrzymią pensję i zapewnimy pieć treningów w tygodniu z pierwszym zespołem, a potem będziemy myśleć. Ale do tej pory nie wymyślono nic sensownego. Ostatni dowód – wymiana zdań na linii Zidane-Florentino. Francuski szkoleniowiec, który prowadził Odegaarda w Realu Madryt Castilla nie planował zabierać Norwega na przedsezonowe przygotowania do Kanady, jednak Perez miał to na nim ostatecznie wymóc i – chcąc nie chcąc – Francuz musiał go upchnąć w samolot z pierwszą drużyną.
Trudnej relacji Zidane’a z Odegaardem nie można się zresztą zbytnio dziwić. Jak bowiem traktować gracza, który przez większość czasu przebywa z pierwszą drużyną, a do drugiego zespołu wraca w zasadzie tylko na mecze, w których tak naprawdę, Zizou nie mógł pozwolić sobie na pozostawianie go na ławce? Norweg praktycznie od początku swojej przygody z Realem Madryt pozostaje w ciągłym zawieszeniu między pierwszym i drugim zespołem. Z jednej strony uważany za zbyt dobrego, by na co dzień ćwiczył z trzecioligowcami, z drugiej – wciąż nieprzygotowany do tego, by choćby zasiadać na ławce dorosłej ekipy “Królewskich”. Do meczowej kadry Realu w zeszłym sezonie złapał się zresztą tylko raz – na wyjazdowe starcie z Levante, w którym i tak nie zagrał ani minuty.
Swego czasu dużo w Hiszpanii mówiło się o tym, że sami piłkarze Castilli również patrzą na Odegaarda spode łba. Nie podoba im się przesadne forowanie Norwega oraz fakt, że w jakiej dyspozycji by się on nie znajdował, grać i tak musi, ponieważ jest oczkiem w głowie prezesa. Idzie trenować z pierwszym zespołem, za chwilę wraca tylko na mecz, żegna się i zgarnia niebotyczną pensję, choć jego wyższość piłkarska nad resztą wcale nie jest aż tak oczywista. Do tego otrzymał w ostatnim meczu sezonu 2014/15 szansę debiutu od Carlo Ancelottiego, choć niewykluczone, że inni na podobne wyróżnienie zasłużyli sobie w większym stopniu.
Jasne, Odegaarda nie ma co przedwcześnie skreślać. Jakkolwiek patrzeć Norweg ma dopiero 17 lat i jeszcze sporo czasu na to, by odpalić i w futbolu zdziałać naprawdę sporo. Tak czy inaczej, należałoby się jednak poważnie zastanowić, czy jego dotychczasowa kariera rzeczywiście powinna przebiegać w ten sposób. Czy w gruncie rzeczy w Madrycie nie wyrządzono mu tak naprawdę krzywdy i czy Odegaard na tę chwilę nie jest po prostu niewolnikiem zapisów w kontrakcie. Z drugiej strony, bądź tu mądry, gdy ojciec zawodnika na każdą kolejną ofertę wypożyczenia patrzy z nieskrywanym wstrętem – “To nie jest poziom/styl gry mojego syna”. W tym momencie nasuwa się więc jedno zasadne pytanie: czy w ogóle istnieje jakakolwiek drużyna skrojona pod jego obecny poziom?