Reklama

Dobra, kończymy imprezę. Jakie było to Euro?

redakcja

Autor:redakcja

10 lipca 2016, 15:46 • 3 min czytania 0 komentarzy

Koniec. Kończy się ten wyjątkowy czas, kiedy bywało, że dostawaliśmy nawet trzy mecze dziennie z największymi gwiazdami europejskiej piłki. Trzeba znów pomyśleć o rzeczywistości, która jest jednak dość smutna i przygnębiająca, o czym przypomniała nam skutecznie ostatnio Cracovia. Tylko pytanie – będziemy tęsknić za Euro, bo było takie dobre czy po prostu nie bardzo mamy do czego wracać?

Dobra, kończymy imprezę. Jakie było to Euro?

Brakowało tym mistrzostwom tempa, rozkręcały się bardzo długo. To jest minus zaproszenia na imprezę 24 drużyn, przez to granie w grupie wyglądało mniej więcej tak: dwa kopnięcia piłki i jeden rzut oka na kalkulator. Jak tu zremisuję, a tamten wygra, to uniknę innego później. I tak dalej. Za dużo kombinacji, za mało futbolu, często zespoły brały remis w ciemno, nie atakowały na hura, bojąc się kontrującego uderzenia. Po co ryzykować? Dzielimy łup na dwa, to jednemu starczy na trzecie miejsce, drugiemu na drugie i wszyscy zadowoleni. Poza kibicami, którzy te szachy musieli oglądać.

Choć pomysł żeby wpuścić na salony pół Europy miał też swoje plusy, dotychczas ostentacyjnie ignorowani futbolowi biedacy potrafili sporo namieszać. Pisali piękne historie, jak choćby Islandia, których solidność wywaliła za burtę bezbarwnych Anglików. Swoje przeżyli Irlandczycy z Północy i Węgrzy, a Walia to już w ogóle, magia. Przez kilkadziesiąt lat niezapraszani nigdzie, gdzie gra się poważnie w piłkę, wpadli i zrobili półfinał. Pod tę kategorię można nawet podpiąć Polskę, bo przecież kolejne turnieje kończyły się dla nas katastrofą, a w tym ani razu nie przegrywaliśmy, tracąc pierwszą czwórkę w serii rzutów karnych.

Mimo że potencjalni outsiderzy mocno się starali, to jednak brakowało w tym wszystkim jakości. Mecz na naprawdę topowym poziomie obejrzeliśmy chyba dopiero w obecnym tygodniu, kiedy starła się Francja z Niemcami. A tak? Raczej żadne spotkanie nie wejdzie z butami do jakiejś klasyfikacji najlepszych gier Euro w historii, mocnych kandydatur naprawdę nie widać. Fajnie oglądało się Portugalię z Węgrami, ale tam jednak o emocjach decydowało szczęście, bo przecież dwa gola dla Madziarów padły po rykoszecie. Nie szukajmy daleko, oprzyjmy się tylko na tym wieku: gier na poziomie Rosja – Holandia w 2008, czy Holandia – Czechy w 2004, nie było.

Brakowało też obrazków z boiska, Balotellego ściągającego koszulkę i napinającego wszystkie mięśnie, żaden Ricardo nie rzucał rękawic w kąt, żeby zaraz bronić karne. Zapamiętamy Islandczyków i ich kooperacje z fanami, ale to już jednak wydarzenie pozasportowe. Jest Zaza i jego taniec Freda Flinstone’a, jednak to z kolei był cyrk, który skończył się upokorzeniem. Jeśli odrzucić wszelkie sympatie kibicowskie, to znaleźć odpowiedź na pytanie, z czym kojarzy ci się to Euro, będzie bardzo trudno.

Reklama

Może objawiła się jakaś gwiazda, ktoś nas szczególnie zachwyciła? No, też nie – niby Portugalczycy pokazali Renato Sanchesa, ale jednak do klasy Ronaldo z 2004 roku wciąż mu daleko. A nawet jeśli go uznać za objawienie, to wielkiej konkurencji nie miał.

Oglądaliśmy wyrachowane, mocno defensywne mistrzostwa i nawet wynik 5:5 w finale tego nie zmieni. Ale mimo wszystko, będziemy tęsknić – siła takich imprez polega na tym, że nie odbywają się co roku i nawet jeśli zaproponują coś słabszego, to przez długi czas wyczekiwania wybaczamy im gorszą formę. My szczególnie – wracamy zaraz do ligi, której jeden z przedstawicieli odpadł z pucharów, zanim skończyło się samo Euro.

Paweł Paczul

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Hiszpania

Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Patryk Stec
1
Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Felietony i blogi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...