Gdyby Antoine Griezmann dzień po inauguracji mistrzostw zajrzał do saloniku prasowego, mógłby się podłamać. „L’Equipe” krzyczało z okładki o „l’inquietude”, czyli niepokoju napastnika. – Czy dyskretny występ lidera naszego ataku powinien nas martwić? – pytali reporterzy popularnego dziennika. Bo to był wyjątkowo mizerny mecz. Wyszarpane w ostatniej chwili 2:1 z Rumunią. I ta alarmująca zmiana w 66. minucie. Wystarczyło, by rozedrzeć wszelkie rany. Czy Deschamps nie powinien aby powołać Benzemy? Czy Griezmann jest wystarczająco dojrzały, by poprowadzić kadrę do triumfu?
Pierwsze powody do „l’inquietude” pojawiły się podczas okresu przygotowawczego w austriackim Neustift. Badania przeprowadzone przez sztab medyczny wykazały duże zmęczenie fizyczne i mentalne. Nie licząc Anthony’ego Martiala – to Griezmann przyjechał na obóz z najcięższym bagażem meczów na swoich barkach. 54 mecze, z czego 52 w wyjściowym składzie. I to wszystko wybiegane w Atletico, gdzie przecież – jak co tydzień podkreśla Simeone – wysiłek nie podlega negocjacjom. Tym bardziej w przypadku Francuza, od którego więcej kilometrów przemierzył jedynie Gabi. Ci, którzy znali Griezmanna, apelowali jednak o cierpliwość. Eric Olhats, specjalista od przygotowania fizycznego, podkreślał w „L’Equipe”, że nie widać u niego żadnych deficytów i jedynie potrzebuje krótkiego okresu na adaptację jak w Realu Sociedad i Atletico. Paul Le Guen twierdził natomiast, że liderzy powinni przebywać na boisku jak najdłużej, bo każda zmiana wywoła u nich wątpliwości. – To tylko ludzie. Zachowajmy spokój. Zostało jeszcze sporo do rozegrania – dodawał Patrice Evra.
Deschamps uległ jednak presji. Z Albanią od pierwszej minuty wybiegli Coman i Martial, a Griezmann i Pogba rozpoczęli na ławce. Po raz pierwszy i ostatni na turnieju. Griezmann dał prowadzenie w doliczonym, za chwilę poprawił Payet i już za chwilę miał rozpocząć się one-man-show snajpera Atletico. Ze Szwajcarią co prawda się zaciął, ale potem dwa gole z Irlandią, jeden plus dwie asysty z Islandią i dwa z Niemcami. Niemal pewny tytuł króla strzelców turnieju, a być może i MVP. Wszystko zależy od jutra. Konkretnie – od dyspozycji samego Antoine’a i Cristiano Ronaldo. – Znam moje ciało i umysł. Wiedziałem, że mój moment nadejdzie – tłumaczył dziennikarzom po Irlandii. Zapytany, czy to zwycięstwo trzeba było wycierpieć, nawiązał do swojego klubu. – Cierpienie? Przecież to jak w Atletico. Biegasz, biegasz i wygrywasz w końcówce.
Griezmann w ostatnich miesiącach wyrósł na lidera. Nie tylko dlatego, że przestał w głupkowaty sposób farbować włosy, by nie dawać złego przykładu nowo narodzonej córce. Świadczy o tym sam styl. Sam ton. Sama dojrzałość bijąca z jego rozsądnych wypowiedzi w ośrodku Clairefontaine, gdzie ulokowała się kadra na czas Euro. – To oczywiste, że pierwsze minuty w naszym wykonaniu są złe lub bardzo złe – mówił po Irlandii. Najciekawiej miało się jednak dziać w szatni Francuzów. Tam znów dała o sobie znać osobowość przywódcy. Rywale prowadzili po bramce Brady’ego, gra średnio się układała, więc Griezmann wziął sprawy w swoje ręce. Wymógł na Deschampsie zmianę pozycji. Rozpoczął na prawym skrzydle, co narzucało mu więcej obowiązków defensywnych, ale w przerwie poprosił o powrót do pierwotnego systemu. Deschamps wpuścił Comana za Kante, przesunął Griezmanna za Giroud i… po szesnastu minutach oglądał dwa gole swojego głównego snajpera. Po meczu selekcjoner tłumaczył, że czasem niektóre rozwiązania działają w jednym meczu, ale niekoniecznie w innym i kluczem jest znalezienie odpowiedniej równowagi, a Griezmann ograniczył się do pochwalenia „dobrej decyzji taktycznej trenera”. Co działo się w Vegas, oficjalnie zostało w Vegas.
To jednak był moment przełomu. Dziennikarze magazynu „Liberation” porównali zachowanie Griezmanna do tego, jak podczas Euro 2000 postępowali Desailly, Thuram, Zidane i… sam Deschamps. A mianowicie postępowali podobnie. Nie dali sobie wejść na głowę Rogerowi Lemerre’owi. Sami nie wahali się też zabierać głosu w kluczowych sprawach, tym bardziej, że byli tuż po zdobyciu mistrzostwa świata.
Dla Griezmanna to jednak nic nowego. Już po meczu Ligi Mistrzów z Galatasaray zauważono w Hiszpanii, że ten niepozorny 25-latek doczekał się specjalnego traktowania. Wtedy właśnie usłyszał od Diego Simeone, że ma iść do przodu i grać, jak chce. Takiego luzu w perfekcyjnym mechanizmie taktycznym Atletico nie doczekał się nikt. Ale Griezmann zasłużył. Wytrzymał wycieńczający okres przygotowawczy u profe Ortegi – Bernard Mensah ostatnio zwymiotował podczas treningu, a Luciano Vietto ze zmęczenia nie mógł odkręcić butelki z izotonikiem – a potem rozpoczął strzelanie. Na początku sezonu 2015/16 powiedział, że pracuje, by osiągnąć poziom Messiego i Cristiano. Dobił do 32 goli i 7 asyst. Ujmował jednak nie tylko bramkami. Przy tym niesamowicie harował w defensywie i pozwalał rozwinąć się innym. – Ten typ zawodnika pozwala na bardziej kompaktową grę. Sprawia, że ci, którzy biegają obok niego, stają się lepsi – tłumaczył Deschamps.
Taki właśnie jest Griezmann. Napastnik kompletny. Bez wad. Mimo kiepskich warunków fizycznych, świetnie gra głową. Mało kto potrafi się też tak poruszać pomiędzy formacjami jak on. Drybling, lewa noga, urywanie od krycia – wszystko na najwyższym poziomie. – Mam za coś wyróżnić Griezmanna? Nie wiem nawet od czego rozpocząć, tak wiele ma zalet. Nie mówimy tu o piłkarzu, który może zostać wielkim napastnikiem. Mówimy już o wielkim napastniku – podkreśla David Villa na łamach “Marki”. – Jest kompletny pod każdym względem. To typ, z którego szybkości i podań świetnie korzysta dziewiątka. A on potrafi wykorzystać obecność dziewiątki. Widzimy to w przypadku Giroud, ale też przy naszej współpracy. Jeżeli jesteś ustawiony tyłem do bramkarza i wygrasz mu piłkę, a on wjedzie na pełnej szybkości, to rywalom będzie bardzo trudno go zatrzymać – analizuje Fernando Torres. – Może i Pogba obrazi się za te słowa, ale to Antoine jest naszym najbardziej utalentowanym piłkarzem. Łatwo się w nim zakochać – zachwycał się niedawno Patrice Evra. – Każda topowa europejska drużyna chciałaby go mieć w swojej kadrze. Gwarantuje ci to gole, pracę i zaangażowanie. To niesamowity gość. Jestem szczęśliwy, że z nami został. Przerwał w ten sposób zasadę, według której ważny napastnik Atletico musi odejść. Antoine potwierdza, że gra w Atleti oznacza grę w jednej z najlepszych lub najlepszej drużynie świata – tak nad kolegą klubowym rozpływa się Juanfran.
Griezmann przedłużył kontrakt z Atletico przed dwoma tygodniami. Do 2021 roku. Przy klauzuli wynoszącej 100 milionów euro. I kto wie, czy ten dyskretny podpis na nowej umowie nie wyznacza przełomu w nowożytniej historii Los Colchoneros. Dziennikarze zajmujący się tym klubem twierdzą, że Diego Simeone był po ostatnim sezonie zmęczony. Ale nie tym, że – mimo kapitalnych rozgrywek – tym razem nie udało się niczego wygrać. Po prostu bał się kolejnej wyprzedaży. Obawiał się, że szklany sufit Atletico wisi tak nisko, że Real, Barcelona czy wylewające kasę wiadrami angielskie kluby przebiją go bez większych problemów. Cholo miał nawet przekazać działaczom, że jeżeli jego ambicje nie będą równoznaczne z celami klubu i jeżeli Atletico na stałe nie wskoczy na pułap największych klubów, to będzie musiał odejść. A tym pułapem miało być albo znalezienie fortuny na wielkiego napastnika jak Higuain czy Aubameyang (jego główny ulubieniec Lewandowski jest nie do wyjęcia), albo zatrzymanie największej gwiazdy, czyli Griezmanna. Niewykluczone, że uda się i jedno, i drugie. Sam zainteresowany nie wyrywa się w każdym razie do odejścia.
– Dla niego to na swój sposób rewanż za to, że nie chciały go francuskie akademie – mówi Bacary Sagna, który pojawił się obok Hugo Llorisa na ostatniej konferencji przed finałem. System szkolenia nad Sekwaną nie ma prawa chwalić się Griezmannem. Wręcz przeciwnie – to dziś jego główny wyrzut sumienia. W Olympique Lyon został odpalony za wzrost. – Szybko zauważyliśmy, że miał fantastyczną technikę, ale też, że był słabo rozwinięty – wspomina Josean Rueda, pierwszy trener Antoine’a z czasów Realu Sociedad. To tam bowiem Griezmann rozpoczął swoją piłkarską karierę. Tam, w San Sebastian, otrzymał kartkę od Erica Olhatsa, skauta klubu, którą miał rozwinąć i przeczytać dopiero w domu. 13-latek liczył na taki werdykt. Przyjęty. Początkowo – jak wspomina na łamach „Guardiana” – przebywający na wakacjach w Tunezji rodzice myśleli, że to żart, ale wystarczył jeden telefon. Najpierw, by nie rezygnować z nauki we Francji, przekraczał codziennie granicę w drodze na treningi. Potem przeniósł się na stałe i przesiąkł Półwyspem Iberyjskim do tego stopnia, że dziś przeklina po hiszpańsku, a po jednej z bramek na Euro krzyczał do kolegów: „vamos”. Bo Sociedad było jedynym klubem, od którego nie usłyszał: „jesteś za mały”.
Nie przesiąkł jednak do tego stopnia, by myśleć o grze w Hiszpanii. Ten pomysł odrzucił od razu. Gdy w wieku 16 lat minął się w tunelu na Estadio Anoeta z Zinedine’m Zidane’m poprosił go o spodenki. Gdy Francja przegrała w Euro 2004 z Grecją – płakał. Kiedy natomiast wygrywała u siebie z Brazylią – wówczas podjął decyzję, że nigdy nie zagra w obcych barwach. – Zawsze marzyłem, by być jak mistrzowie z 1998 roku – powtarza, a sami mistrzowie zalewają go komplementami. – Mamy nowego bohatera. Napastnika, który może nam wygrywać wielkie turnieje – mówi Thierry Henry, a jego kolega Bixente Lizarazu tak pisze w „El Mundo”: – W półfinale Mistrzostw Europy, przy presji gospodarza, w meczu z mistrzem świata Antoine Griezmann strzela dwa gole, uśmiecha się, tańczy, przytula kolegów i świętuje jak zwykły chłopak na patio przed szkołą. Jest naturalny. Wypada sympatycznie. Dla nas to niesamowicie ważne. Po prawie dwóch dekadach bez sukcesów i licznych kontrowersjach Francja potrzebowała właśnie takiego idola. Z poukładaną głową, którego zachowanie podoba się i na boisku, i poza nim, a przy tym ma dopiero 25 lat. Jest perfekcyjny.
***
Rok 1957. Amaro de Cavada Lopes kończy karierę piłkarską. Nigdy nie był wielkim zawodnikiem. Ograniczył się jedynie do Pacos de Ferreira, wtedy jeszcze figurującego pod szyldem FC Vasco da Gama. Po zawieszeniu butów na kołku emigruje z bliskimi do Macon jako pierwsza portugalska rodzina. Za moment zjadą się kolejne. Większość imigrantów w poszukiwaniu pracy lub pomocy w sprawach papierkowych najpierw zapuka do drzwi pana Lopesa, który pozostanie we Francji aż do śmierci. 25 lat później jego wnuk wybiegnie na murawę Saint-Denis, by pobić Portugalię. Pan Lopes miałby wielki dylemat komu kibicować.
TOMASZ ĆWIĄKAŁA
Fot. FotoPyK
***
Za użyczenie samochodu na czas Euro 2016 dziękujemy firmie Pol-Mot.