W sumie nie powinniśmy pisać tak o drużynie, która sprawiła, że musieliśmy wracać z Francji do kraju, ale prawda jest taka, że Portugalia na Euro mało kogo przekonuje. Jest zbieraniną kapitalnych indywidualności, które w pojedynkę wygrywają mecze, ale zespołowo – średniawka. Brakuje balansu, który mogłaby zapewnić dziewiątka z prawdziwego zdarzenia. Choćby taka jak Nuno Gomes.
Poszukiwania klasycznej dziewiątki w Portugalii to materiał na dobry film science-fiction. Gdzie nie spojrzysz, tam bryndza. Eder – jakiś żart. Bruno Moreira z Pacos de Ferreira czy Hugo Vieira z Crvenej Zvezdy? Bez przesady, nie ten poziom, mowa w końcu o Portugalii, a nie reprezentacji Togo. Problem jest na tyle poważny, że swego czasu jednym z kandydatów do reprezentacji był… Orlando Sa. Więcej o kryzysie Portugalczyków pisaliśmy TUTAJ.
Dlatego dziś tęsknota za takimi gośćmi jak Nuno Gomes jest podwójnie większa. Świetne wykończenie, znalezienie się w tłoku, dobra główka – wystarczyło, by stać się najpoważniejszym portugalskim napastnikiem w ostatnich latach, mimo że ciężko mówić o spektakularnej karierze Nuno Gomesa. Największy zarzut – nigdy nie przebił się poza swoim krajem. Zaliczył wprawdzie epizod w Fiorentinie, ale wskutek problemów organizacyjnych wrócił tam, gdzie czuje się najlepiej. Była jeszcze przygoda w Blackburn Rovers na zakończenie kariery, lecz trzeba ją traktować raczej w kategoriach rozmieniania się na drobne. W Benfice strzelał za to jak na zawołanie.
Gomes obchodzi dziś 40 urodziny, w piłkę nie gra od trzech lat. Jak tak dalej pójdzie, stuknie mu pięćdziesiątka, a Portugalia nadal nie doczeka się jego następcy.