Po meczu ze Szwajcarią w strefie mieszanej piłkarze tryskali humorami – i w sumie trudno się dziwić. Jakkolwiek na to spojrzeć, już teraz przeszli do historii. Oto co na gorąco mieli do powiedzenia dziennikarzom świeżo upieczeni ćwierćfinaliści mistrzostw Europy.
KAMIL GLIK: Pierwsza połowa lepsza w naszym wykonaniu, druga gorsza, więc mecz skończył się zasłużonym wynikiem. Nie wiem, czy wynikało to z tego, że może mieli dwa dni wolnego więcej. Karne? Powiedzieliśmy sobie, że już wykonaliśmy naszą pracę i cokolwiek się wydarzy, zejdziemy z boiska z podniesioną głową. Każdy podszedł do tego dość luźno. Z koncentracją, ale spokojnie. Karne ćwiczyliśmy tylko po ostatnim treningu w La Baule. Każdy z nas uderzył po dwa-trzy razy, ale nie ćwiczymy tego codziennie. Już wcześniej wiedziałem, że jeśli dojdzie do karnych, to będę wyznaczony. Miałem pomysł, jak go wykonać i tak zdecydowałem się uderzyć. Fajnie, że udało się awansować do ósemki. Niewiele osób w nas wierzyło. Udało nam się zrobić fajny wynik i miło, że nikt nie musi się za nas wstydzić. Teraz czeka nas kolejny krok. Czy to był najtrudniejszy mecz? Wszystkie były bardzo trudne. Po prostu ciężki mecz w fazie pucharowej Mistrzostw Europy. Trzeba było się sporo napracować. Czy stać nas na medale? Zawsze odpowiadamy tak samo – czekamy na kolejne spotkanie i zobaczymy. Podchodzimy do niego tak jak do wcześniejszych. Dociera do nas, co mówi się w Polsce, ale po dobrych eliminacjach to wszystko wydaje się normalnością. Oby tak było co dwa lata. Żebyśmy jeździli na wielkie imprezy i dochodzili na nich daleko.
GRZEGORZ KRYCHOWIAK: O transferze i tak nic nie powiem, więc nie musicie pytać. Podchodząc do karnego mogłem zobaczyć, co robi bramkarz – czy wychodzi wcześniej, czy zostaje na linii i podjąłem decyzję przed strzałem. Po dogrywce powiedziałem trenerowi, że chciałbym strzelać ostatni. Pierwsza ósemka świetnie brzmi, ale miejmy nadzieję, że to dopiero początek. Nie zadowalamy się tym, co osiągnęliśmy. Uważam, że nic nie osiągnęliśmy, choć zdajemy sobie sprawę, że to historyczne zwycięstwo. Nasze ambicje są dużo większe.
WOJCIECH SZCZĘSNY: Chciałem pomóc Łukaszowi w rozgrzewce albo raczej nie przeszkodzić. Jak wygląda sytuacja zdrowotna? Podchodzę do tego spokojnie. Widzieliście, jak chłopaki strzelali karne? Nie było się czym stresować – z taką pewnością podchodzili. Łukasz grał rewelacyjnie. Nie mówię o samych interwencjach – gra na przedpolu i pomaganie obrońcom na najwyższym poziomie.
ROBERT LEWANDOWSKI: Graliśmy dobrze, ale w drugiej połowie za bardzo się cofnęliśmy. Chcieliśmy dowieźć wynik i trochę nas skarcili. Nie weszliśmy dobrze w drugą połowę. Wiemy, że prowadząc 1:0 nie można myśleć, że trzeba to dowieźć. Najlepszą obroną jest atak. Może gdybyśmy ponieśli ryzyko, to strzelilibyśmy drugą bramkę i grałoby się łatwiej? Szwajcarzy dopięli swego. To dla nas nauczka – na takich turniejach trzeba ciągle próbować postawić kropkę nad „i”. Baliśmy się, że stracimy kolejną bramkę, a to my powinniśmy być drużyną, która chce strzelić kolejnego gola. Wiemy, co mamy poprawić. Karne? Nie wiem, czy jakiś bramkarz miałby szanse je wybronić. Jeden błąd ze strony Szwajcarów zdecydował, że to my gramy w ćwierćfinale. Spotkanie było na remis. Żałuję tylko jednego – gdybym przy sytuacji z Schaerem miał nogi na ziemi, mógłby się dla mnie skończyć nie tylko turniej. Szkoda, że sędziowie nie pomagają w takich sytuacjach i nie chronią. Sytuacja była klarowna. Nie ma sensu o tym już dyskutować.
Notował TOMASZ ĆWIĄKAŁA
Fot. FotoPyK