Miarą futbolowych cojones może być wiele boiskowych wyczynów, ale jednym z niewątpliwie najbardziej efektownych jest wykonanie rzutu karnego a’la Panenka. To znaczy – zawsze można jak Louis van Gaal po prostu zdjąć spodnie i zaprezentować, co nosi się pod bielizną. Alexis Sanchez postanowił jednak niemal rok temu pójść tą mniej obsceniczną drogą i pokazać jaja wykonując decydujący o pierwszym w historii Chile wygranym Copa America rzut karny.
Finał co się zowie. Nie dajcie się zwieść 0:0 na tablicy wyników po 120 minutach – to był mecz wielkich emocji. Każdy zapieprzał za puchar na całej długości i szerokości boiska. Nawet Jorge Valdivia, dziesiątka starej daty, której nie wytłumaczysz, że w piłce chodzi o coś więcej niż tylko atakowanie, potrafił zaangażować się w odbiór.
Na okrasę – rzuty karne. Maksimum dramaturgii, bo i oprawa, i przebieg spotkania zasługiwały na taki finisz. Po stronie argentyńskiej nie trafia Banega, myli się też Higuain. Do decydującego karnego podchodzi więc Alexis. I robi to:
Estadio Nacional oszalało. Historia napisała się właśnie tutaj, w stolicy kraju, który 99 długich lat czekał na triumf w Copa America, mimo że na świat zdążył w tym czasie wydać takich artystów, jak Marcelo Salas, Ivan Zamorano czy kilka dekad wcześniej Leonel Sanchez.