Reklama

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

redakcja

Autor:redakcja

22 czerwca 2016, 10:43 • 4 min czytania 0 komentarzy

Siła najsłabszego ogniwa. Koncentracja na najbliższych zadaniach. Równowaga. Trzy kluczowe cechy, które powinien mieć każdy zespół, niezależnie czy to Górnik Łęczna bijący się o utrzymanie w Ekstraklasie, czy Atletico Madryt próbujące powstrzymać Sergio Ramosa w finale Ligi Mistrzów. Podkreślają to trenerzy ze szkoły argentyńskiej, hiszpańskiej, niemieckiej, gdyby San Marino miało swoją szkołę trenerską to zapewne też od razu szkoleniowcy z tego uroczego państewka przekonywaliby o tych trzech elementach.

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Po meczu z Ukrainą, trzecim z czystym kontem, wychodzi przed kamery Łukasz Fabiański i skromnie mówi, że faktycznie może wypadałoby się trochę ucieszyć, bo w końcu zdobyliśmy siedem punktów, ale nikt jakoś o tym specjalnie nie myślał. Staje Michał Pazdan i jego największym problemem, a jednocześnie odpowiedzią, której poświęca najwięcej czasu jest długość korków w butach. – Murawy są tutaj dość mocno zroszone, ciężkie dla obrońców, dlatego lepiej używać dłuższych – tłumaczył z zafrasowaną miną. Ogranie Ukrainy? Drugie miejsce w grupie, awans do 1/8 finału? Kogo to obchodzi? Mamy kolejne zadania.

Grzegorz Krychowiak wygląda jakby wręcz sprawiała mu przyjemność euforia dziennikarzy czy kibiców kontrastująca z jego spokojem. Uśmiecha się półgębkiem i mówi o pracy przed meczem ze Szwajcarią. Pod tym względem to nie ludzie, to maszyny. W ostatnich miesiącach jakikolwiek przejaw sody miał miejsce raz, gdy Arkadiusz Milik po meczu z Niemcami ofuknął Russella Crowe’a i kibiców na swoim fanpage’u facebookowym. Ale już Robert Lewandowski po końcowym gwizdku z Ukraińcami twardo ocenił – i siebie, i grę całego zespołu.

W pewnym momencie Marcin Feddek niemal prosił piłkarzy – uśmiechnijcie się trochę, siedem punktów w trzech meczach, zero straconych goli. Nic. Posągi. Jakby ucieszyć mieli się najwcześniej w finale, po strzeleniu gola.

Ale przygotowanie mentalne niewiele daje, jeśli na boisku jest kicha. Stąd też punkt drugi, siła najsłabszego ogniwa. Wczoraj widzieliśmy to w pełnej krasie, gdy w składzie zaszły spore rotacje. Setkę zmarnował nasz najlepszy i najdroższy piłkarz. Najsłabszy na murawie był zawodnik wybrany do jedenastki sezonu Serie A. Bohaterem stał się zaś ten, który w tej samej lidze grał ogony, a część frustratów sugerowała, że w ogóle powinien powoli kończyć karierę reprezentacyjną. Znów w niemożliwych sytuacjach kolejne bloki wykonywał Michał Pazdan, znów porządny mecz grał Artur Jędrzejczyk. O prawdziwości tego hasła świadczy zresztą dorobek bramkowy. Nasz atak o wartości kilkudziesięciu milionów euro gra gorzej niż defensywa w połowie złożona z zawodników Ekstraklasy.

Reklama

To jest zresztą ta równowaga, trzeci z elementów. Już nie ma Lewandowskiego, “któremu nie ma kto dograć piłek” i Błaszczykowskiego, który “sam na skrzydle nic nie zrobi”. Wiadomo, spora w utrzymaniu tego balansu zasługa Grzegorza Krychowiaka, pierwszego od dawna środkowego pomocnika z Polski, który gra na poziomie klubów europejskiego topu. To on w największym stopniu przyczynia się do utrzymania tej równowagi, ogarnia 1/3 boiska, dając spokój tym, którzy grają przed nim i niezbędne wsparcie tym, którzy grają z tyłu. Ale przecież jeszcze raz trzeba wrócić do Błaszczykowskiego. Kto przed turniejem typował, że to właśnie on, z Krzysztofem Mączyńskim i Arkadiuszem Milikiem u boku, będzie miał największy udział przy golach? Nie Lewandowski, nie jego dwójkowe akcje z Milikiem, nie będący w gazie Grosicki, nie Piotr Zieliński. Właśnie Błaszczykowski.

Nigdy nie wiesz, kto w tej kadrze odpali, kto akurat zagra mecz życia. A może kolejnego gola zdobędzie po stałym fragmencie Kamil Glik? A może dla odmiany podobną szarżę jak tę Kuby z Ukrainą wykona Grosicki? Albo z dystansu, po wybijance przy stałym fragmencie, przyłoży Krychowiak?

Gdziekolwiek spojrzymy – okazje. Siła. Spokój. Zero sody. Skupienie.

No i  – jak już przy wyrazach na “s” jesteśmy – fura szczęścia. Liczyliśmy, że wyprzedzając Niemców uda się uniknąć cięższej części drabinki. Nie udało się, ale wyręczyli nas Chorwaci, a konkretnie Luka Modrić, generał. Gość, który nawet poza boiskiem stanowi jeden z najważniejszych elementów układanki. Urocza scena, gdy przed karnym Sergio Ramosa Darijo Srna odbiera wskazówki od pomocnika Realu, potem przekazuje je Subasiciowi. Busquets orientuje się we wszystkim, szepcze coś do ucha wykonawcy karnego, ale jest już za późno. Ramos uderza na siłę, Chorwaci bronią, kilka minut później po jakimś absurdalnym sprincie Perisicia robi się 2:1.

Co to oznacza dla Polski? Po naszej stronie drabinki znajdują się w tym momencie Szwajcarzy, Chorwaci, Walijczycy, dwie drużyny z trzecich miejsc, zwycięzca “grupy życia”, czyli ktoś z trójki Portugalia/Islandia/Węgry oraz wicelider grupy E (Belgia albo Szwecja). Po drugiej stronie? Włochy, Hiszpania, Niemcy, Anglia, Francja…

Na najbliższe zadania patrzą już piłkarze, ja więc mogę tylko zapytać, oczywiście nie wybiegając zbyt daleko w przyszłość – jaki pomysł na powstrzymanie Garetha Bale’a w półfinale ma Adam Nawałka?

Reklama

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...