Każdy kibic, nawet wybudzony w środku nocy, bez wahania jest w stanie wskazać kręgosłup reprezentacji Polski – Glik, Krychowiak, Lewandowski, czyli trzech liderów trzech boiskowych formacji. Jaki wkład w uformowanie takiego szkieletu miał Adam Nawałka? Niewielki, bo chyba każdy potencjalny selekcjoner drużyny narodowej – nieważne czy polski czy zagraniczny – właśnie wokół tych piłkarzy budowałby zespół. To kandydatury tak oczywiste i naturalne, że pominięcie ich byłoby ewidentnym działaniem na szkodę drużyny.
Rzecz jasna nie odbieram Nawałce, że to właśnie przy nim tych trzech piłkarzy zaczęło dawać kadrze najwięcej. On potrafił na nich wpłynąć i wycisnąć z nich to, co najlepsze, ale pod względem czystej selekcji nie wykonał tu żadnej pracy. Ci piłkarze stanowili o sile naszej drużyny już za czasów Fornalika i pewnie będą o niej stanowić także u kolejnego selekcjonera. Tak jak można chwalić Nawałkę za wiele rzeczy, tutaj zwyczajnie nie wypada tego robić. W przeciwnym razie można by go też pochwalić, że przy jedzeniu używa zębów.
Niemniej Nawałka wykonał ogromną pracę przy selekcji, co po tej drużynie po prostu widać. Pozostając w sferze anatomicznej, ta reprezentacja nie ma tylko jednego kręgosłupa, ale już dwa. Tuż obok tego głównego, złożonego właśnie z Glika, Krychowiaka i Lewandowskiego, uformował się drugi, również bardzo mocny, utwardzający się z meczu na mecz. To kręgosłup – nazwijmy go – zabrzański, złożony z Pazdana, Mączyńskiego i Milika. W wielu meczach sukcesy naszej reprezentacji opierały się właśnie o tę trójkę.
Kręgosłup zabrzański różni się od tego głównego przede wszystkim tym, że w praktyce mógł powstać tylko przy obecnym selekcjonerze. Dziś obecność byłych piłkarzy Górnika w pierwszym składzie reprezentacji również wydaje się oczywista, ale tylko i wyłącznie dzięki konsekwentnie realizowanej wizji Nawałki. Gdyby niespełna trzy lata temu selekcjonerem został Dariusz Wdowczyk, dziś w środku obrony moglibyśmy oglądać na przykład Salamona, w środku pomocy Jodłowca, a tuż za napastnikiem Zielińskiego. Rzecz jasna tego już sprawdzić się nie da, ale mam przeczucie graniczące z pewnością, że zabrzańska trójka mogłaby zostać kompletnie rozbita i odgrywałaby w kadrze śladową rolę.
Taka teza brzmi kontrowersyjnie zwłaszcza w kontekście Milika, czyli zdobywcy 21 goli w lidze holenderskiej. Wiadomo, dziś każdy wystawiłby Arka do pierwszego składu. Tu jednak warto sobie przypomnieć, jak Nawałka go zbudował, i jak napędził jego karierę. Najpierw wydarł go Marcinowi Dornie przed kluczowym meczem młodzieżówki, i to w imię gry z Gibraltarem (sam pukałem się wtedy w czoło). Później mocno na niego postawił, i to w momencie, w którym w Ajaksie był tylko rezerwowym. Wymowny jest klubowy bilans Milika – przed meczami z Niemcami i Szkocją, w których zdobył dwa bardzo ważne gole, w ośmiu ligowych kolejkach tylko dwa razy zagrał w podstawowym składzie, a w pięciu nawet nie powąchał murawy. Natomiast po powrocie z kadry, w kolejnych ośmiu meczach sześć razy zaczynał od początku. Innymi słowy, mamy tu do czynienia z klasycznym napędzeniem kariery poprzez grę w kadrze.
Pewność siebie, jaką Milik złapał w reprezentacji pod wodzą Nawałki, potrafił potem przełożyć na występy w Ajaksie. Co więcej, to on w istocie najmocniej przyczynił się do awansu Polski na Euro. Mogę zaryzykować stwierdzenie, że niewielu odważyłoby się oprzeć ofensywę reprezentacji o nieopierzonego młokosa z problemami, a jednym z naprawdę nielicznych był właśnie Nawałka. Rosnący w oczach Milik to w gruncie rzeczy jego autorskie dzieło.
Dużo bardziej ewidentną sprawę mamy przy Mączyńskim i Pazdanie, za których Nawałce obrywało się praktycznie zawsze. Czy to przy pierwszym pomyśle postawienia na nich, czy też za ciągnięcie ich za uszy. Ile to razy czytałem przed Euro, że Pazdan zawali nam kilka bramek, a dla Mączyńskiego to zdecydowanie zbyt duży rozmiar kapelusza? A oni zwyczajnie obronili się swoją grą. Co więcej, tak spektakularnego zamknięcia ust krytykom, jak w wykonaniu Pazdana, nie widziałem chyba nigdy wcześniej.
Punkty z Irlandią Północną to w dużej mierze pochodna gola Milika (i kluczowego podania Mączyńskiego), a punkt z Niemcami to między innymi pochodna tytanicznej pracy Pazdana. Innymi słowy, zabrzański kręgosłup Nawałki po raz kolejny mocno wsparł drużynę, tym razem już na poziomie turnieju mistrzowskiego. Co więcej, ta trójka naprawdę dobrze ze sobą żyje, trzyma się razem także poza boiskiem i aktywnie współtworzy bardzo dobrą atmosferę w szatni. Dziś – jakkolwiek absurdalnie to zabrzmi – byli piłkarze Górnika mają nie mniejszy wpływ na grę reprezentacji niż Glik, Krychowiak i Lewandowski. I nie ma już chyba zbyt wielu ludzi, którzy nie widzieliby zabrzańskiej trójki w podstawowym składzie w kolejnych meczach na Euro.
Chapeau bas, panie Nawałka.
MICHAŁ SADOMSKI
Fot. FotoPyK