Reklama

Uwaga, rzecz niebywała: Euro promuje Ekstraklasę!

redakcja

Autor:redakcja

15 czerwca 2016, 12:14 • 4 min czytania 0 komentarzy

Dotychczasowe mecze Euro 2016, z kilkoma małymi wyjątkami, można usytuować gdzieś w okolicach poziomu garażowego minus dwa. Albo, po prostu, poziomu naszej Ekstraklasy. Czasami naprawdę ciężko się to ogląda, szczególnie w dawce trzech meczów dziennie, co jednak nie zmienia faktu, że to wciąż wielki turniej. Okno wystawowe na Europę oraz mecze pod ogromną presją. Błysnąć na Euro to nie to samo, co błysnąć w starciu Korony z Termaliką, mimo że często można odnieść wrażenie, iż oglądamy właśnie kopaninę w Kielcach.

Uwaga, rzecz niebywała: Euro promuje Ekstraklasę!

Cieszyć może więc, że nasi ligowcy jak dotąd na Euro właśnie błyszczą i nie ma tutaj najmniejszej przesady. Od debiutu pierwszego z nich, Ondreja Dudy, do pierwszego i jak dotąd jedynego trafienia na turnieju minęło ledwie kilkadziesiąt sekund. Ale jeden gol to i tak dużo, bo przecież za wielu podstawowych napastników do Francji jednak nie wysłaliśmy. Akcja Słowaka była więc swoistą zapowiedzią, że dla polskiego kibica impreza we Francji może być miłym odstępstwem od niezbyt przyjemnej rutyny.

Tak naprawdę w pierwszej serii gier każdy, kto choć przez chwilę powąchał murawę, dał sobie radę. W meczu Polski z Irlandią Północną łącznie wystąpiło aż sześciu ligowców, co na czterech poprzednich inauguracjach wielkich turniejów było u nas nie do pomyślenia. Najbliżej był Paweł Janas w 2006 roku, który zaczął mecz z Ekwadorem z Sobolewskim i Baszczyńskim, a z ławki wpuścił jeszcze Jelenia i Brożka. Ale już Engel czy Smuda zagrali swoje pierwsze tylko z jednym przedstawicielem Ekstraklasy.

Reklama

Z kolei Nawałka – po wpuszczeniu Jodłowca i Peszki, którzy przecież też zdążyli zanotować udane zagrania – niemal połowę zawodników z pola wyjął z Ekstraklasy. W pierwszym składzie było ich czterech i wszyscy mieli wymierny wpływ na wynik meczu. Wiecznie niedoceniany Mączyński zaliczył kluczowe podanie przy golu Milika i w ogóle rozegrał bardzo dobre zawody, świetnie współpracując z Krychowiakiem. Więcej zastrzeżeń było do obrońców, Jędrzejczyka i Pazdana, chociaż i oni wyszli z meczu obronną ręką, bo skończyli z zerem z tyłu, a w dodatku nie pozwolili Irlandczykom praktycznie na nic. No i mieliśmy jeszcze Kapustkę, który wywołał niemałe zamieszanie w Europie i zbierał zasłużone komplementy m.in. od Linekera czy Ferdinanda. Taki debiut na wielkim turnieju w wykonaniu nastolatka po prostu musiał wywrzeć ogromne wrażenie.

Wczoraj natomiast mieliśmy Węgrów, wśród których – co okazało się największym zawodem – nie ujrzeliśmy Nemanji Nikolicia. Ale nie był to zawód z gatunku – zagrał słabo, impreza go przerosła. On zwyczajnie nie dostał szansy i przecież nie jest ani pierwszym, ani ostatnim bardzo dobrym piłkarzem, który nie zmieścił się w wizji któregoś z trenerów. Natomiast ci, którzy zagrali, zaprezentowali się bardzo dobrze. Tamas Kadar i Richard Guzmics odegrali wielką rolę przy zachowaniu czystego konta przeciw faworyzowanej Austrii. Na naszych łamach ich występ ocenił węgierski dziennikarz, Balazs Dajka: – Guzmics dzięki grze w Wiśle jest dużo lepszym piłkarzem, a Kadar dziś grał perfekcyjnie. Nikt już mu nie zarzuci, że jest wolny.

Czy nasi ligowcy mieli wielkich przeciwników lub rozegrali jakieś trudne do ogarnięcia umysłem zawody? Oczywiście że nie. Oni jednak odeszli od słówka, do którego wcześniej – z uporem wartym lepszej sprawy – próbowali nas przyzwyczaić. Eurowpierdol. Tym razem obyło się bez niego, i to na imprezie poddanej nieporównywalnie większej presji niż wstępne rundy kwalifikacji do Ligi Europy. Większość wygrała swoje mecze, a jedyny, któremu ta sztuka się nie udała, potrafił strzelić gola i od wejścia na boisko był najlepszy na placu.

Wiadomo, byłoby znacznie więcej powodów do radości, gdyby nasi ligowcy rozjechali przykładowych mistrzów świata (na to jednak przyjdzie jeszcze czas, na przykład jutro). Albo gdyby zamiast dziewiątki obejrzelibyśmy w akcji całą piętnastkę. Warto jednak cieszyć się tym, co jest, i co zaprezentowano nam w pierwszej kolejce, bo tego typu postawa naprawdę nie była oczywista. Dziś wartość kilku naszych zawodników jest większa o pokaźną sumę liczoną w euro. I oby taka sytuacja utrzymała się – lub najlepiej jeszcze poprawiła – do samego końca turnieju.

A dlaczego jeszcze warto się dziś cieszyć? Istnieje też bowiem pewna szansa, że wszystko co przyjemne ze strony naszych ligowców mamy już za sobą.

Reklama

Michał Sadomski

Najnowsze

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Piast Gliwice bez licencji na grę w Ekstraklasie od 1 stycznia? Klub stoi pod ścianą

Arek Dobruchowski
7
Piast Gliwice bez licencji na grę w Ekstraklasie od 1 stycznia? Klub stoi pod ścianą

Komentarze

0 komentarzy

Loading...