Reklama

Najważniejsze pytanie: Jak oni wyglądają fizycznie?

redakcja

Autor:redakcja

12 czerwca 2016, 08:03 • 4 min czytania 0 komentarzy

Michał Kucharczyk jest zawodnikiem bazującym na przygotowaniu fizycznym. Kiedy jest w optymalnej formie i znajduje się w największym gazie, potrafi się wznieść na naprawdę przyzwoity poziom. Kiedy jednak jest zajechany, rozgrywa 50-któryś mecz w roku w systemie czwartek-niedziela-czwartek, na boisku zwyczajnie męczy – siebie, kolegów i kibiców. I wiecie co? Począwszy od 2002 roku reprezentacja Polski na każdym wielkim turnieju była jak zajechany Michał Kucharczyk. Potwornie ciężko się na nią patrzyło.

Najważniejsze pytanie: Jak oni wyglądają fizycznie?

Trudno to logicznie wytłumaczyć, ale czerwiec raczej nie jest miesiącem, w którym polski piłkarz znajduje się w optymalnej dyspozycji fizycznej. Apogeum jego formy przypada mniej więcej cztery miesiące później. W ostatniej dekadzie mamy nawet pewną szczególną datę, 11 października, kiedy to potrafiliśmy wygrywać z Portugalią, Czechami, Niemcami czy ostatnio w decydującym meczu z Irlandią. Gdyby więc mistrzostwa Europy rozgrywano wczesną jesienią, polscy kibice mogliby czuć umiarkowany spokój. Ale czerwiec? Z tym miesiącem jest dokładnie na odwrót – wywołuje uzasadniony lęk.

Jakkolwiek spojrzeć, na każdym z wielkich turniejów w XXI wieku mieliśmy ogromny problem z przygotowaniem fizycznym. Za Engela było to cholernie ewidentne – świeżość przyszła dopiero na trzeci mecz, i to głównie u tych, którzy w początkowej fazie turnieju odpoczywali. A wcześniej? Kałużny przegrywający pojedynki główkowe z sięgającymi mu do pasa Koreańczykami – takie to obrazki pozostały w głowach kibiców z mistrzostw świata w 2002 roku.

U Janasa też nie było lepiej. Nawet po zwycięskim meczu z Kostaryką nasi piłkarze wyglądali, jakby ukończyli właśnie pierwszego w życiu Ironmana. Kiedy Krzynówek położył się po ostatnim gwizdku na murawie, można było odnieść wrażenie, że nie wstanie już nigdy. A przecież i tak mowa tu o meczu, w którym podopieczni Janasa zanotowali swój najlepszy występ na mistrzostwach i zdobyli jedyne punkty. Po prostu w tym konkretnym przypadku najlepszy mecz wcale nie oznaczał dobrego meczu.

Nie inaczej było też u Beenhakkera, za którego najpierw była gładka porażka z Niemcami, a później pamiętny mecz z Austrią. Po decyzji Howarda Webba polscy piłkarze (i nie tylko oni) kompletnie siedli mentalnie. Można więc powiedzieć, że w tym przypadku dołek fizyczny zbiegł się z dołkiem psychicznym. Fakty są takie, że rzadko ogląda się reprezentację Polski aż tak bezradną, jak to miało miejsce w ostatnim meczu grupowym z Chorwacją. A przecież podopieczni Beenhakkera mieli wtedy jeszcze matematyczne szanse na awans do kolejnej fazy. Tego jednak zupełnie nie było po nich widać, bo na boisku zwyczajnie nie istnieli.

Reklama

Najświeższe wspomnienia wiążą się oczywiście z Franciszkiem Smudą i jego magikiem od przygotowania fizycznego. Franz przedstawiał go jako amerykańskiego specjalistę, który przed Euro 2008 pomagał Turkom. W rzeczywistości facet był Irlandczykiem i nigdy nie pracował ani z Turcją, ani jakąkolwiek inną drużyną piłkarską. Jak się to skończyło, wszyscy pamiętamy. Najpierw daliśmy się zajechać grającym w osłabieniu Grekom (ponoć winny był dach stadionu), później kompletnie nie wytrzymaliśmy tempa Czechów.

W żadnym z XXI-wiecznych turniejów nasza dyspozycja fizyczna nie była atutem i żadnymi szumnymi przygotowaniami nigdy sobie nie pomogliśmy. Wiadomo, umiejętności piłkarskie też mieliśmy takie sobie, ale zamiast nadrobić siłą czy wybieganiem, podążaliśmy w przeciwnym kierunku i dodatkowo się osłabialiśmy. Innymi słowy, żaden sztab szkoleniowy nie był w stanie przygotować naszych piłkarzy do zapierdalania trzy razy po 90 minut. I trudno oprzeć się wrażeniu, że w kontekście reprezentacji Polski tego nawet nie wypada nazywać strzałem w stopę. To był strzał prosto w łeb.

Śmiem twierdzić, że przed dzisiejszym meczem z Irlandią Północną znacznie bardziej kluczowe, niż zdrowie Grosickiego czy Pazdana, jest przygotowanie fizyczne pozostałych. Czy Lewandowski i spółka wreszcie nie będą zaczynać z obciążeniem na starcie? Czy po raz pierwszy do jakichś trzydziestu lat udało się trafić z formą na turniej, zbudować odpowiednią siłę i wytrzymałość oraz zachować przy tym świeżość? Odpowiedź twierdząca oznaczałaby przy okazji, że Adam Nawałka wyciągnął wnioski z beznadziejnego pod tym względem Euro 2008, kiedy to pełnił funkcję asystenta Beenhakkera. W ogóle to by oznaczało, że Nawałka prześcignął o kilka długości wszystkich ostatnich selekcjonerów.

Trener Irlandczyków z Północy, Michael O’Neill twierdzi, że jego drużyna jest przygotowana jak nigdy. Z jego słów płynie jasny przekaz – wszyscy są zdrowi i wszyscy są w najlepszej możliwej formie. Jeżeli więc wytrzymamy fizyczne starcie z tak napakowanymi wyspiarzami, jeżeli wytrzymamy ich tempo, będzie to najpoważniejsza przesłanka, że Nawałce mogło się udać. A przecież od tego prostego faktu zależy jakakolwiek przyszłość tej reprezentacji na turnieju we Francji.

Dzisiejszy mecz może więc przynieść znacznie więcej odpowiedzi, niż to się niektórym wydaje.

Michał Sadomski

Reklama

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Hiszpania

Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Patryk Stec
1
Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Felietony i blogi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...