Jeszcze zanim stał się najbardziej statycznym pomocnikiem Bundesligi, na długo przed tym, nim uznał, że na boisku nie warto szczególnie się przemęczać, Rafael van der Vaart to był piłkarz co się zowie. Transfer do Realu, parę dobrych lat w Tottenhamie, a wcześniej – niekwestionowana gwiazda Ajaksu ze Sneijderem czy Ibrahimoviciem w składzie.
Wtedy też van der Vaart zdobył w spotkaniu z Feyenoordem jednego z najpiękniejszych goli w historii Eredivisie. Bramkę, której z pewnością długo zazdrościł mu nawet sam, siedzący wtedy na ławce Zlatan. To, co wydawało się przeciągniętym dośrodkowaniem Zdenka Grygery, na asystę drugiego stopnia postanowił zmienić Nicolae Mitea, który zagrał z pierwszej piłki w piątkę. Można się domyślać, że miał zamiar obsłużyć nabiegającego na długi słupek Wesleya Soncka, któremu nie pozostawało nic, jak tylko wpakować piłkę do pustaka. Z pewnością to nie miało być zagranie do van der Vaarta, któremu piłka poszła za plecami.
Holender jednak zamiast zupełnie ją odpuścić, postanowił spróbować sięgnąć do niej piętką, otwierając już w czwartej minucie wynik najważniejszej piłkarskiej rywalizacji w Holandii, De Klassieker.