Reklama

Zidane kontra Simeone – różni i zarazem podobni

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

25 maja 2016, 21:00 • 5 min czytania 0 komentarzy

Diego Simeone i Zinédine Zidane. Z pozoru dzieli ich wszystko. Ogień i woda. Jeden od zawsze słynął z elegancji, niesamowicie zaawansowanej techniki użytkowej, nienagannego wizerunku i – poza nielicznymi wyskokami – z tonowania emocji zarówno na boisku, jak i poza nim. Drugi – w trakcie kariery zawodniczej nawet nie udawał, że zależy mu na pozbyciu się łatki bad boya i zabijaki, który dałby się pokroić za swoją drużynę. Choć obaj przez całe piłkarskie życie podążali różnymi ścieżkami, tak naprawdę mają jednak więcej wspólnych cech, niż mogłoby się wydawać.

Zidane kontra Simeone – różni i zarazem podobni

Wczoraj w ramach zapowiedzi sobotniego starcia Realu Madryt i Atlético przytoczyliśmy historie dwóch przegranych przez „Los Rojiblancos” w ostatnich sekundach finałów. Dziś natomiast opiszemy, w jaki sposób do tej pory los krzyżował drogi trenerów obu zespołów oraz postaramy się uświadomić wam, jak wiele aspektów w gruncie rzeczy ich łączy.

*

Jako piłkarze Zidane i Simeone w derbach Madrytu mierzyli się zaledwie raz – w ligowym spotkaniu na Santiago Bernabéu pod koniec 2003 roku, w którym „Królewscy” zwyciężyli 2:0. Starcie zostało zapamiętane głównie za sprawą najszybciej zdobytej bramki w historii potyczek obu drużyn, bowiem już w 14. sekundzie do siatki trafił Ronaldo. Dlaczego o tym wspominamy? Ano dlatego, że swoje trzy grosze do tamtej akcji wtrącili także Francuz i Argentyńczyk. Zidane zaliczył wówczas przedostatnie podanie, zaś Simeone – z konieczności przesunięty na środek obrony – został machnięty przez Ronaldo w sposób, który pewnie jeszcze przez długi czas śnił mu się po nocach. Zobaczcie zresztą sami.

Reklama

W ramach ciekawostki warto dodać, że między słupkami Atlético stał wówczas Mono Burgos, czyli dziś prawa ręka Simeone. W ataku od pierwszej minuty ujrzeć mogliśmy z kolei… 19-letniego Fernando Torresa, który zresztą jako jedyny stwarzał jakiekolwiek zagrożenie pod bramką Realu.

*

„Za największego przegranego tego spotkania można śmiało uważać Diego Simeone. Argentyńczyk po przesunięciu na środek obrony zawiódł na całej linii. Jeszcze przed meczem dyskutowano na temat tego, czy nie wykazuje on nadmiernych braków w perspektywie gry na tej pozycji. Ronaldo w brutalny sposób rozwiał jednak wszelkie wątpliwości”.

Dziennik „El País”, 4 grudnia 2003

*

Choć jako zawodnicy Realu i Atlético Zidane i Simeone mierzyli się zaledwie raz, trzeba zaznaczyć, że obaj doskonale pamiętają się jeszcze z czasów gry we Włoszech, gdzie stawali naprzeciwko siebie ośmiokrotnie. Argentyńczyk na Półwyspie Apenińskim przywdziewał barwy najpierw Interu, a następnie Lazio, Zidane tymczasem brylował w koszulce Juventusu. Bilans bezpośrednich starć w Serie A i Pucharze Włoch jest korzystniejszy dla Simeone, który czterokrotnie wygrywał, dwa razy remisował i dwa razy przegrywał.

Reklama

Dla Zidane’a szczególnie bolesna musiała być porażka z sezonu 1999/00, gdy „Stara Dama” poległa u siebie z Lazio 0:1 po golu właśnie Simeone. Przegrana ta stanowiła początek poważnego kryzysu „Juve”, które – choć przed ostatnią serią gier okupowało jeszcze pozycję lidera – ostatecznie dało się wyprzedzić „Biancocelesti” i wypuściło z rąk mistrzowski tytuł.

*

Jako trenerzy Zidane i Simeone na pierwszy rzut oka nie mają ze sobą zbyt wiele wspólnego. Pierwszy jest w dużej mierze kontynuatorem stylu swojego mentora, Carlo Ancelottiego – preferuje ofensywny futbol, oparty na grze trójką napastników. Drugi – zaszczepił swojej drużynie cechy będące kopią stylu Simeone-piłkarza. Żelazna dyscyplina w obronie i zwyczajne zapierdalanie na pełnej intensywności od pierwszego do ostatniego gwizdka sędziego. Francuz Real Madryt prowadzi od pięciu miesięcy, Argentyńczyk zaś dowodzi w Atlético od pięciu lat. „Zizou” stara się ze wszystkimi żyć dobrze, „Cholo” – nie boi się mówić wprost o tym, co go boli i ma głęboko w dupie to, co będą myśleli sobie o nim inni.

Kontrastów moglibyśmy doszukiwać się bez końca. Gdy jednak przyjrzymy się bliżej ich drodze na szczyt, zauważymy, że w gruncie rzeczy trochę ich łączy.

I jeden, i drugi obejmowali bowiem zespoły w przerwie zimowej, gdy oba kluby znajdowały się w sporych tarapatach. Zidane’a zatrudniono w miejsce Rafy Beníteza, którego powrót na stare śmieci okazał się kompletną klapą. Real byłego szkoleniowca Napoli grał brzydko dla oka, topornie i pomysłu. Nawet jeśli początkowo wyniki w jakiś sposób go broniły, w końcu przyszła sromotna klęska w listopadowym El Clásico na Santiago Bernabéu. Nie było też tajemnicą, że Benítez nie potrafił znaleźć wspólnego języka z zawodnikami, którzy w mediach niejednokrotnie – choć może nie w bezpośredni sposób – narzekali na jego charakter i sposób prowadzenia treningów. Simeone Atlético przejął natomiast po Gregorio Manzano, którego zespół nie radził sobie w lidze i który skompromitował się w Pucharze Króla z trzecioligowym Albacete.

Zarówno w Realu, jak i Atlético zarząd doszedł do identycznych wniosków – nowym trenerem powinien zostać ktoś, kto zna klub i kto jednocześnie będzie w stanie udobruchać kibiców. Zidane? Człowiek, który strzelił gola na wagę dziewiątego triumfu w Lidze Mistrzów/Pucharze Europy. Simeone? Jako piłkarz zdobył z Atlético pamiętny dublet w sezonie 1995/96. „Cholo” w swoim debiutanckim sezonie zdołał wygrać z „Los Colchoneros” w Lidze Europy, „Zizou” – do ostatniej chwili bił się o mistrzostwo kraju i awansował do finału Champions League. Obaj mieli przywrócić w stolicy Hiszpanii spokój. I obu się to udało.

Zidane i Simeone łączy również to, że Real i Atlético przejęli tak naprawdę nie mając większego doświadczenia. Jasne, były pomocnik „Los Rojiblancos” zanim trafił z powrotem na Vicente Calderón zdobył w sezonie 2006/07 mistrzostwo Argentyny z Estudiantes La Plata, potem prowadził jeszcze River Plate, San Lorenzo czy Racing de Avellaneda. Jego przygoda na Starym Kontynencie ograniczała się jednak wyłącznie do pojedynczego sezonu spędzonego we włoskiej Catanii. Powierzanie komuś takiemu misji odbudowy zasłużonego dla hiszpańskiej piłki klubu wiązało się więc tak naprawdę ze sporym ryzykiem.

Staż Zidane’a był jeszcze uboższy. Francuz najpierw pełnił funkcję asystenta Carlo Ancelottiego, a następnie zdecydował się na podjęcie samodzielnej pracy w Realu Madryt Castilla, w którym presja wyniku praktycznie nie istniała. Choć „Zizou” miał oferty z francuskich klubów, do roli przyszłego trenera pierwszego zespołu „Królewskich” wolał się przygotowywać w wyjątkowo cieplarnianych warunkach. W styczniu tego roku – podobnie jak swego czasu Simeone – postanowiono mu jednak zaufać i… jak na razie nie żałują.

*

Konfrontacja dwóch filozofii, dwóch poniekąd równoległych historii, dwóch obcokrajowców traktowanych jak swoich i – przede wszystkim –  dwóch wciąż młodych szkoleniowców stojących przed szansą na zdobycie najcenniejszego klubowego trofeum. Do pierwszego starcia trenerów Zidane’a i Simeone doszło w lutym tego roku na Santiago Bernabéu. Wówczas w ligowych derbach Madrytu lepsi okazali się podopieczni „Cholo”, którzy wygrali 1:0 po golu Griezmanna. Tym razem stawka będzie jednak znacznie większa.

Najnowsze

Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
0
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?
Boks

Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Szymon Szczepanik
3
Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]
Hiszpania

Robert Lewandowski zdiagnozował problemy Barcelony. “Brakowało nam pewności siebie”

Aleksander Rachwał
3
Robert Lewandowski zdiagnozował problemy Barcelony. “Brakowało nam pewności siebie”

Hiszpania

Hiszpania

Robert Lewandowski zdiagnozował problemy Barcelony. “Brakowało nam pewności siebie”

Aleksander Rachwał
3
Robert Lewandowski zdiagnozował problemy Barcelony. “Brakowało nam pewności siebie”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...