Lech Poznań właśnie pożegnał się z kolejnymi piłkarzami, w barwach Kolejorza nie zobaczymy już Sisiego i Vladimira Volkova. Mogliście o tym nie słyszeć, no bo też biorąc pod uwagę boiskowe dokonania obu zawodników – za bardzo nie ma o czym gadać. Powiedzenie, że nie pomogli Lechowi wyjść z marazmu, podpada wręcz pod kłamstwo, bo wiosną walnie przyczynili się do tego, że mistrz Polski był tylko zbieraniną bez szans na sukces.
Jednak sam fakt, że akurat ci piłkarze zawiedli nie jest jeszcze końcem świata. W Poznaniu lubią dzielić wpadki transferowe na takie, na które ich stać i te bardziej kosztowne, a Sisi i Volkov wpadają do pierwszego z worków. Nie zrujnowali budżetu, po prostu się nie sprawdzili, a że jeden był tylko wypożyczony, a drugi miał krótkoterminowy kontrakt – no to do widzenia. Sęk jednak w tym, że przypadki tych sprowadzonych zimą piłkarzy jeszcze bardziej uwypukliły problemy, które ostatnio ma Lech ze znalezieniem dobrego piłkarza poza granicami Polski. No bo popatrzcie na dziesięć ostatnich przykładów:
– Sisi – porażka,
– Vladimir Volkov – porażka,
– Denis Thomalla – klęska,
– Arnaud Djoum – klęska,
– Nicki Bille Nielsen – na razie rozczarowanie,
– Abdul Aziz Tetteh – ujdzie,
– Muhamed Keita – klęska,
– Tamas Kadar – początek beznadziejny, ale ujdzie,
– Darko Jevtić – jest potencjał, ale brakuje konkretów,
– David Holman – porażka.
Generalny bilans jest – hm – tragiczny? Na pewno nie jest on akceptowalny, jeśli mówimy o klubie, który chce gonić TOP50 Europy. No a nie słyszeliśmy, by w Lechu takie plany porzucono.
Skauting, komitet transferowy – przecież w pewnym momencie o Kolejorzu można było mówić w kategoriach wzoru w naszych realiach. Nawet jeśli trochę na siłę to wszystko pompowano, to tę pracę broniły nazwiska. Od czasu do czasu trafił się jakiś Zapotoka, ale generalnie było dobrze. No a od dwóch sezonów Lech ma ogromne problemy i zauważcie jedno – nie tylko ze znalezieniem graczy pokroju Stilicia, Rudnevsa, Kriwca, Hamalainena czy nawet Tonewa, a takich, którzy potrafiliby wnieść do drużyny tyle co Arajuuri, Douglas czy Lovrencsics. Brakuje nie tylko strzałów w dziesiątkę, ale też w dziewiątkę, ósemkę, siódemkę… Jeśli do miana najlepszego zagranicznego transferu czterech ostatnich okienek pretendują Kadar z Tettehem, no to jest bardzo źle. Co najmniej połowa klubów Ekstraklasy – włącznie z tymi, które mają mniejsze możliwości – wyszukała w tym czasie kogoś lepszego.
Dlatego jesteśmy sceptyczni, gdy czytamy, że Lech już ściągnął jakiegoś 29-letniego Duńczyka, który nigdy nie wyściubił nosa poza tamtejszą ligę, a przymierzani do Kolejorza są kolejni anonimowi dla nas gracze z Zachodu. No chyba że uznano w Poznaniu, iż jednak warto iść w ilość, no bo a nuż któryś wypali.
Fot. 400mm.pl