Piłkarze Ekstraklasy często wzbudzają w nas zdumienie. Problem w tym, że rzadko jest ono spowodowane strzałami z pięćdziesięciu metrów czy podwójnymi ruletami, za to emocje wywołują w nas raczej inne rzeczy: zachodzimy na przykład w głowę, jak można przez cały sezon przebywać w okolicach bramki przeciwnika i ANI RAZU nie załadować żadnego gola? Niepojęte, a zarazem mocno zdumiewające.
Wciąż przebywać w strefach, gdzie pachnie bramką kilka, a czasem i kilkanaście razy w meczu i do końca sezonu nic nie utrafić – naprawdę duża sztuka. Istnieje spora szansa, że więcej bramek od grupki delkwentów trafiłby strach na wróble wbity w okolicach pola karnego lub worek ziemniaków pozostawiony gdzieś na ósmym metrze od bramki. Lepszy wynik zdołał wykręcić nawet Sebastian Nowak z Termaliki, a przecież z oczywistych względów miał trochę utrudnione zadanie.
Oto lista piętnastu zawodników, którzy w tym sezonie ani razu nie trafili do siatki i którzy w wywiadach nie mają prawa mówić o „braku zaufania” i że „trener na nich nie stawiał”, bo zagrali całkiem sporo minut. Wzięliśmy pod uwagę tylko graczy ofensywnych, bo wprawdzie przykładowo taki Uryga też nie strzela, ale to nie z bramek jest rozliczany w pierwszej kolejności.
1. Nabil Aankour – 1500 minut
2. Gergo Lovrencsics – 1473 minuty
3. Marcin Cebula – 1298 minut
4. Jose Kante – 1144 minuty
5. Kamil Dankowski – 981 minut
6. Marcin Listkowski – 967 minut
7. Martin Bukata – 846 minut
8. Łukasz Moneta – 775 minut
9. Robert Jeż – 723 minuty
10. Anton Sloboda – 692 minuty
11. Tomasz Zając – 680 minut
12. Denis Thomalla – 464 minuty
13. Michaił Aleksandrov – 463 minuty
14. Bruno Nazario – 458 minut
15. Jan Vlasko – 434 minuty
Na czele lekkie zdziwienie, ale fakty są takie, że Aankour w Ekstraklasie rozegrał już dwa sezony, a jeszcze nie zdążył przekonać się, jak to jest trafić do siatki. W normalnych okolicznościach wystarczyłoby to, żeby przypiąć mu łatkę szrotu pierwszej klasy, ale wiosną Marokańczyk wreszcie odpalił. Jego współpracę z Cabrerą oglądało się z zapartym tchem – rozumieli się jak dwa łyse konie (w przeciwieństwie do reszty kolegów z drużyny) – a poza tym zaliczył przyzwoitą liczbę asyst, przez co nie postawilibyśmy już na nim krzyżyka.
Tak samo jak (mimo wszystko) na jego koledze z drużyny, Marcinie Cebuli, który wciąż wysyła nam niepokojące sygnały. Nie da się wyzbyć wrażenia, że pomocnik Korony „janocieje” w drastycznym tempie – niby wszyscy wiemy, że ma potencjał, nawet momentami się z tym obnosi, ale jego wpływ na grę zespołu ciągle jest znikomy. Dziwić mogą fatalne liczby Lovrencsicsa (w asystach też krucho – tylko cztery), bo przecież wciąż pamiętamy go jako jednego z kluczowych skrzydłowych ligi, a o Jose Kante zaczynają już tworzyć legendy – gość umie zupełnie wszystko, oprócz strzelania goli. Dla Hiszpana dobra informacja – w pierwszej lidze o trafienia powinno być znacznie łatwiej.
Panowie, czas wybrać się do rusznikarza. Przez cały sezon być gorszym od bramkarza Termaliki – nie przystoi. Szczególnie, że wielu z was to całkiem nieźli piłkarze.
Fot. 400mm.pl