Reklama

Ściągnięcie Nikolicia, lądowanie niedźwiedzia. Momenty sezonu Legii

redakcja

Autor:redakcja

15 maja 2016, 21:27 • 6 min czytania 0 komentarzy

Mistrzostwo Polski i Puchar Polski na stulecie klubu. Z jednej strony powód do hucznego świętowania, z drugiej – w Legii innego scenariusza nikt w ogóle nawet nie brał pod uwagę. Ot, wykonany plan. Ten sezon na tym etapie można było tylko przegrać. Na wygraną przyjdzie jeszcze czas, eliminacje do Ligi Mistrzów tuż tuż. Ambicje są takie, że tylko wejście na europejskie salony będzie można uznać za prawdziwy sukces.

Ściągnięcie Nikolicia, lądowanie niedźwiedzia. Momenty sezonu Legii

Tak czy owak, za nami całkiem ładna historia. Składają się na nią najważniejsze momenty minionego sezonu.

Fiasko rozmów na linii Duda – Legia – Inter.

No dobra, to oczywiście element humorystyczny, bo czy z Ondrejem, czy bez, Legia prawdopodobnie i tak po to mistrzostwo by sięgnęła. W kwestii transferów naprawdę kluczowy okazał się inny ruch…

Legia bez żalu żegna Orlando Sa i ściąga snajpera, który przerósł najśmielsze oczekiwania.

Reklama

W zasadzie nie wiedzieliśmy, który moment wybrać, żeby osobno potraktować superskutecznego Węgra. Najlepszy mecz? Ale który? Przecież Nikolić nie zawyżył sobie statystyk jakimś złotym strzałem w stylu Gergela. Ba, nastukał tyle bramek, a tylko raz zaliczył hat-tricka. Seria bez gola? No też nie bardzo jest o czym pisać. Niby zdarzyło się pięć meczów z rzędu, w których nie ukłuł ani razu, ale spośród tych spotkań Legia wygrała aż cztery. Dlatego uznajemy, że najważniejszym momentem było samo ściągnięcie Nikolicia. Bezsprzecznie najlepszego piłkarza minionego sezonu.

Jak taki napadzior do tej pory uchował się w lidze węgierskiej? Nie znajdujemy na to żadnego wytłumaczenia. Ale to już nie jest problem Legii. Tak samo jak to, że Lech – na starcie najpoważniejszy konkurent do tytułu – wyżej cenił sobie usługi Denisa Thomalli.

Legia jak burza idzie przez eliminacje do pucharów…

Podróż przez rumuńsko-albańsko-ukraińskie boiska była modelowa. Same zwycięstwa, ani razu nie zapachniało eurowpierdolem. Dość napisać, że najgroźniej na boisku było wtedy, kiedy Ondrej Duda dostał od albańskich kibiców kamieniem w łeb.

…żeby z równie dużym impetem z gry w Europie się wypisać.

Biorąc pod uwagę to, że w ostatnich latach legioniści bez większych problemów dawali radę wyjść z grupy Ligi Europy (choć nie zawsze), można było ostrzyć sobie zęby na pucharowe emocje. Tymczasem czwartkowe wieczory bardzo szybko nam zbrzydły i w zasadzie uważnie śledząc każdy mecz polskich drużyn w pucharach (Lech wcale nie był lepszy) można było nabawić się niemałej traumy. Dwa razy w zęby z Napoli, ledwie punkt w dwumeczu z FC Brugge i zwycięstwo pocieszenia z FC Midtjylland. Dno.

Reklama

Plus taki, że Legia mogła skupić się na lidze. Tylko że na lidze walka na dwóch frontach mocno się odbijała. Nie tak rzecz jasna jak na Lechu, ten w pewnym momencie wylądował na samym dnie, a Legia wciąż kręciła się w okolicach podium. Ale „kręcenie się w okolicach podium” nie jest w Warszawie powodem do optymizmu.

99

Lądowanie niedźwiedzia.

Mimo że ostatnio Czerczesow zajmował się raczej wkurwianiem wszystkich dookoła, trzeba mu to oddać – odmienił Legię. Wszyscy tracili już cierpliwość do opowieści Berga, że wszystko jest okej, idziemy w dobrym kierunku, a jakikolwiek problem w klubie widzą wyłącznie dziennikarze – oczywiście tylko ci, którzy na siłę szukają sensacji. A że wyniki nijak go nie broniły – zmiana była nieunikniona. Po jego odejściu zapłakali co najwyżej juniorzy warszawskiej Legii i Marek Saganowski.

Wtedy w Warszawie zapaliła się lampka – weźmy zamordystę. Kogoś, kto rozpuszczonych piłkarzy złapie za mordę i ustawi do pionu. Biorąc pod uwagę ten aspekt – Czerczesow okazał się szkoleniowcem jak z bajki. Od tamtej pory Legia notowała szybki marsz na szczyt tabeli i choć styl gry nie musi powalać – bo Czerczesow od fajerwerków wyżej ceni wyczekanie rywala, lekkie zamurowanie bramki i zadanie ciosu w odpowiednim momencie – nie można nie docenić efektywności warszawskiej drużyny.

Średnia punktów za Berga – 1,55

Średnia punktów za Czerczesowa – 2,15.

Czerczesow zaczął punktować już od pierwszego meczu. W debiucie z Cracovią było 3-1.

Brutalna demonstracja siły podczas okienka transferowego

Wystarczy spojrzeć, jak te wzmocnienia wyglądały na papierze. Legia ściągnęła w jednym okienku:

– lewego obrońcę klubu z Bundesligi, wciąż jeszcze myślącego o wyjeździe na Euro (Hlousek),

– etatowego reprezentanta Polski, który Euro miał prawie jak w banku (no bo Olkowskiego już chyba nikt nie traktował serio?),

– najlepszego zawodnika odwiecznego rywala i mistrza Polski zarazem (Hamalainen),

– kręcący się wokół kadry Borysiuk;

– jednego z najlepszych bramkarzy ligi, ściągniętego po jednym z największych spięć pomiędzy klubami w ostatnich latach (Cierzniak).

– Michaiła Aleksandrowa.

Nawet jeśli na boisku nie wszyscy byli kluczowymi postaciami, sam rozmach musiał działać na wyobraźnię. Sygnał wysłany został w dwie strony. Do przeciwników – bójcie się nas, traktujemy mistrzostwo jako punkt honoru, jesteśmy w stanie wydać na to o wiele większe środki, niż wy. Ale także i do samych zawodników – nie tworzymy sztuki dla sztuki, wzmacniamy się przecież w konkretnym celu. Było blisko nawet przyjścia… Kamila Grosickiego.

Legia błyskawicznie wraca na fotel lidera

Przeczuwaliśmy, że Piast po przerwie zimowej nie udźwignie presji wynikającej z pierwszego miejsca w tabeli, ale że stanie się to tak szybko? No, to już był dla nas lekki szok. Tak samo jak to, że Piast po lekkiej zadyszce jednak szybko się otrząśnie i do samego końca będzie się liczył w walce o tytuł mistrza Polski. Tak czy inaczej – Legia 28 lutego  rozprawiła się z Ruchem, notując tym samym trzecie zwycięstwo z rzędu na wiosnę, a w Gliwicach powoli zaczynali już powątpiewać. Zmiana w czubie dokonała się już tylko na moment, kiedy…

160302PYK0021

Legia zebrała agrowpierdol w polu kukurydzy

Maluczcy upokarzają wielkich. Porównywać potencjału obu klubów – na każdym polu, sportowym, finansowym, infrastrukturalnym, kibicowskim – nie ma nawet najmniejszego sensu. Legia pojechała w pole kukurydzy i… dostała lekcję futbolu. Pamiętamy wszystkie teksty i zalew memów, jaki pojawił się po tym meczu. Wiecie, wieś ogrywa stolicę i te sprawy. Z perspektywy sezonu – można ocenić ten mecz jako wypadek przy pracy.

Warszawianie demolują Puchar Polski

Bez zbędnego rozpisywania się. Siedem meczów, siedem zwycięstw. W tym to najważniejsze – w finale z Lechem. Rozgrywki pucharowe w tym roku zostały zaorane.

Legia demoluje głównego rywala i może już czuć się pewnie. Na tyle pewnie, by na finiszu pokusić się o mały sabotaż.

To już historia najnowsza, którą żyliśmy w ostatnim tygodniu. Sekwencja zdarzeń wyglądała tak:

– Legia najpierw obdarła Piasta ze złudzeń, demolując go u siebie 4-0,

– żeby po chwili te złudzenia jednak mu przywrócić,

Gdyby nie dzisiejsze zwycięstwo, ta zabawa w kotka i myszkę kosztowałaby Czerczesowa wiadro pomyj i status człowieka, który przedobrzył i odebrał Warszawie mistrzowski tytuł. Z Pogonią się jednak rozprawił jak trzeba, więc niesmak pozostał, ale niezbyt intensywny.

***

To rzecz jasna nie koniec tej historii, mimo wszystko nie musi się ona zakończyć happy endem. Za taki uznamy awans do Ligi Mistrzów. Champions League na stulecie? Ciężko sobie wyobrazić lepszy prezent dla całej Warszawy. I dla całej polskiej piłki.

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...